REKLAMA

Twitter to jednak nie jest serwis społecznościowy

09.09.2011 07.16
Twitter to jednak nie jest serwis społecznościowy
REKLAMA
REKLAMA

Przypomniał o sobie Twitter – CEO firmy Dick Costello pochwalił się, że ten serwis mikroblogowy ma 100 mln aktywnych użytkowników. Dużo. Wprawdzie nikt już nie mówi o konkurowaniu z Facebookiem, który zarejestrowanych użytkowników ma już dziś ponad 750 mln, ale mimo to 100 mln to potężna liczba i ciągle wielki potencjał na kapitał. Tyle, że wydaje się, że Twitter już osiągnął swoje apogeum. I to niekoniecznie związane z liczbą aktywnych użytkowników, ale z tym czym ten serwis jest albo mógłby być. Dziś już widać, że Twitter nie jest jednak serwisem społecznościowym. Jest serwisem dystrybucji treści internetowych. Tylko.

W zasadzie przykro mi pisać słowa, które piszę, ale w ostatnim czasie Twitter mi się znudził i zapewne nie będę odosobniony w tej opinii. A kiedyś Twitter był moim zdecydowanie ulubionym serwisem internetowym opartym na społeczności – zdecydowanie mniej inwazyjny niż Facebook, w ciągu roboczego dnia bardziej działający w tle aniżeli w przeszkadzającym centrum, z wieloma świetnymi użytkownikami, których próżno było szukać w innych miejscach. Jeszcze dwa lata temu wiele mówiło się o tym, jak to Twitter zmienia sposób w jakim komunikują się pomiędzy sobą ludzie – miał czynić SMS, czy nawet e-maile niepotrzebnymi. Dziś już wiadomo, że owszem Twitter wiele zmienił, ale jedynie w sposobie dystrybucji treści medialnych. I to na dodatek nie w Polsce.

Wydaje się, że właściciele Twittera przespali moment na uczynienie z serwisu czegoś więcej niż tylko nowej linkowni. Albo inaczej – żaden z wdrażanych pomysłów nie przyjął się na tyle, by można było mówić o prawdziwym rozwoju serwisu. Twitter jest w zasadzie dokładnie taki sam jak był rok, dwa, czy trzy lata temu. A świat idzie przecież nieustannie do przodu, na czele z internetem i jego społecznościami. Podczas gdy Facebook z roku na rok wprowadzał rewolucyjne jak się później okazywało nowości – Facebook Connect, Facebook Like, które znacznie poszerzały zakres użycia, jak i pole rażenia serwisu Zuckerberga, Twitter w zasadzie stał w miejscu nie potrafiąc przełożyć niewątpliwego sukcesu, jakim był globalny rozgłos i niezwykła pozycja w tzw. starych mediach, głównie telewizji. W końcu na rynku pojawił się Google Plus i… z dnia na dzień czar Twittera zaczął więdnąć.

W Polsce Twitter nigdy się przyjął, zapewne z tego samego powodu, z jakiego nie przyjął się polski Blippo prostu Polacy nie odkryli zalet mikroblogingu. Tak naprawdę z mikroblogów korzystali jedynie specjaliści – internetowe i technologiczne geeki, rozliczne ciała marketingowe – agencje, stowarzyszenia, serwisy internetowe, instytucje i kilkoro celebrytów na czele z politykami, którzy uaktywniali (uaktywniają) się jedynie w okresie przed wyborami. Mikroblogi nigdy nie wyszły poza ten dość wąski krąg użytkowników w sposób jak udało się to najpierw Naszej-Klasie, a następnie Facebookowi, gdzie aktywne są przede wszystkim osoby, które niekoniecznie codziennie i niekoniecznie w sposób bardzo zaawansowany korzystają z komputerów i internetu. To nawet zrozumiałe – dla kogoś, kto nie spędza ośmiu – dziesięciu godzin przed komputerem każdego dnia, mikroblogi musiały się wydawać totalnie niezrozumiałym narzędziem, zarówno w formie czynnej (o czym tu pisać i do kogo?) jak i biernej (kiedy tu wpadam zalewa mnie ciąg niezrozumiałych dla mnie komunikatów). To właśnie dlatego dogorywa Blip, a Twitter gdyby nie ciągła ekspozycja w TVN24, byłby dziś prawie zapomnianym serwisem. Polscy internauci po prostu nie byli przygotowani do absorpcji takiego narzędzia jak mikroblog.

Jestem długoletnim użytkownikiem Twittera i widzę jak się zmienia w kierunku potoku linków, a nie konwersacji, które z natury rzeczy są dość skomplikowane do śledzenia. Widzę, jak powoli wykruszają się ci, którzy stanowili o sile mojego streamu. Sam coraz częściej traktuję Twittera jedynie jako narzędzie do dystrybucji treści ze Spider’s Web, w które i tak w stosunku do innych kanałów społecznościowych najmniej osób klika. I łapię się na tym, że już nie sprawdzam archiwum mojego streamu, żeby sprawdzić co się działo wtedy, gdy nie śledziłem go na bieżąco. Co więcej, zdecydowanie wolę dziś przeglądać Twittera w aplikacji Flipboard na iPadzie, która zamienia zamieszczane przez obserwowane przeze mnie osoby linki na gazetę internetową, aniżeli via oficjalna aplikacja Twitter.

Co innego Google+, który czerpiąc wiele z Twittera jest rasowym serwisem społecznościowym, w którym tętni życie – konwersacje są żywe i bardziej bezpośrednie, istnieje możliwość lepszego zarządzania obserwowanymi źródłami, konwersacjami (świetna opcja ignoruj), jest lepszy system powiadomień, a i klików w linki zdecydowanie więcej niż na Twitterze. I na dodatek teraz mam wrażenie, że to tu na Google+ są dziś najbardziej wartościowe osoby do obserwacji…

Google+ wydaje się nieść dużo większy potencjał na ewentualną akceptację Polaków. Widzę to zresztą po liczbie obserwujących mnie osób. Na Twitterze, na którym jestem od ponad trzech lat udało mi się zdobyć dotychczas ponad 2200 obserwujących. Na Google+ w ciągu miesiąca do obserwowanych dodało mnie ponad 2000 osób i liczba ta rośnie z dnia na dzień. Ponadto Marka Google jest przez Polaków rozpoznawalna w znacznie szerszym zakresie niż Twitter, na dodatek Google uczynił Google+ centralną częścią kont Google, więc w naturalny sposób kontekstów do odkrywania usługi przez kolejnych użytkowników – także tych niedzielnych – będzie zdecydowanie więcej niż w przypadku Twittera.

Twitter dryfuje w kierunku linkowni 2.0 – nowego sposobu dystrybucji treści, który na dodatek lepiej funkcjonuje jako element czegoś innego (Flipboard, Zite), aniżeli oddzielnie. Na pewno nie będzie już z niego tętniącego życiem medium społecznościowego.

Szkoda.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA