REKLAMA

Dla Apple'a miano najdroższej marki to rosnący problem

09.05.2011 09.23
Dla Apple’a miano najdroższej marki to rosnący problem
REKLAMA
REKLAMA

Ze wszystkich rankingów wartości marek, których nie mało nie tylko na świecie, ale również w Polsce (gdzie najbardziej liczy się ranking „Rzeczpospolitej” na najlepsze polskie marki) największym prestiżem cieszy się doroczny raport Millward Brown „Brandz”. W właśnie ogłoszonym raporcie 2011 r. miano najbardziej wartościowej marki po raz pierwszy w historii zdobył Apple wyprzedzając Google’a, który na topie był przez ostatnie 4 lata. Jakkolwiek splendor dla marki Apple to wielki, to jednak sygnalizuje coraz większy problem związany z osobą Steve’a Jobsa.

Tak się akurat składa, że publikacja raportu Brandz czasowo współgra z publikacją głośnego artykułu o Apple’u w ostatnim wydaniu magazynu „Fortune”. Artykułu, który po raz kolejny unaocznia jak ważną postacią dla Apple’a jest Steve Jobs, jak konstrukcja całej firmy ułożona jest centralnie ‚pod Steve’a’. To musi rodzić naturalne obawy o to co będzie z najbardziej wartościową technologiczną marką i firmą po Stevie. Nie tydzień, nie miesiąc, ale rok czy pięć lat po Stevie. Z tekstu „Fortune” wynika, że w Apple’u pilnie przygotowują się na takową okoliczność za pomocą kilku naprawdę innowacyjnych projektów. Można jednak wątpić czy to wystarczy, bo – jak świetnie nazwał to Horace Dediu z Asymco – Apple jest dziś bardzo ‚Jobsian’.

Według najnowszego raportu Brandz (jeszcze nie ma go na oficjalnej stronie projektu, ale od czego jest świetny serwis Slideshare.net), wartość marki Apple wzrosła w ostatnim roku aż o 84% do 153 mld dol. To gigantyczna wycena, chociaż znacznie niższa od aktualnej kapitalizacji giełdowej firmy, która wynosi ponad 320 mld dol.

W uzasadnieniu twórcy raportu podkreślają, że to głównie zasługa kapitalnego debiutu nowego hitowego produktu firmy – iPada, chociaż zauważono także świetne zachowanie rynkowe iPhone’a. Wielkie nadzieje na przyszłość ma nieść rozszerzanie strategii łączenia usług w chmurze, oprogramowania i świetnie zaprojektowanego sprzętu. Sama siła marki jest celnie scharakteryzowana w raporcie: ‚Apple łamie wszelkie reguły swoim cenowym modelem. Robi to co inne luksusowe marki robią – im wyższą ma cenę, tym bardziej wzmaga się jej pożądanie. Oczywiście musi to być połączone ze świetnymi produktami i doskonałymi przeżyciami i Apple świetnie to rozwija’.

Sami twórcy raportu nie uważają, że brak stałej obecności w firmie Steve’a Jobsa to palący problem Apple’a. Trudno jednak to zaakceptować w długoterminowym okresie, szczególnie kiedy przeanalizuje się tekst w „Fortune” potwierdzający wielkie scentralizowanie firmy wokół Jobsa. W tym tekście (wydanie dostępne na iPadzie, w cenie 4,99 dol.) pada jedno kapitalne zdanie, które doskonale podsumowuje Apple’a jako organizację – kreatywny proces w firmie Apple polega w zasadzie tylko i wyłącznie na przygotowaniu kogoś – czy to własnego szefa, szefa swojego szefa lub samego siebie – do prezentacji projektu przed Jobsem. Jest on korporacyjnym dyktatorem, który podejmuje wszystkie krytyczne decyzje – od dizajnu firmowego busa, który dowodzi pracowników do i z San Francisco po rodzaj pożywienia w firmowej stołówce.

To potwierdza jak bardzo firma jest dziś zależna od swojego CEO. Czy będzie w stanie funkcjonować, kiedy go nie będzie? Zdaje się, że sam Steve Jobs ma z tym problem, bo – jak czytamy w „Fortune” – od pewnego czasu nadzoruje innowacyjny projekt Uniwersytetu Apple’a, którego zadaniem jest nauczenie wszystkich pracowników firmy filozofii działania firmy (czytaj Steve’a Jobsa). Zatrudniono do tego projektu naukowca z Yale Management School – Joela Podolny’ego, którego zadaniem było najpierw zrozumienie w jaki sposób Apple jest zarządzany, a następnie przygotowanie odpowiedniego ‚kodu postępowania’, który byłby podstawą nauki pracowników firmy.

Świetnie komentuje sprawę Uniwersytetu Apple’a Horace Dediu z Asymco:

Pomysł na to by Apple spróbował zobrazować swoje instytucjonalne procesy i wiedzę jest fascynujący. Niewiele firm posiada wiedzę o sobie samych. Jeszcze mniej próbuje tę wiedzę kodyfikować i kształcić przyszłe pokolenie liderów (Disney, McDonaldcs oraz Toyota mają treningowe programu, ale ich celem jest głównie nabór nowych pracowników). Konsekwencją dla tych, którzy o takie projekty nie dbają może być szybszy rozkład firmy. Sam doświadczyłem konsekwencji porażki związanej z brakiem rozumienia procesu decyzyjnego. Wiedza o decyzjach znika tak szybko, jak ten, kto ją podejmuje przechodzi do innych projektów, pozostawiając przyszłym pokoleniom zadanie rozwikłania przyczyn sukcesu (lub porażki). Przykłady zapominania historii mnożą się w firmach takich jak Sony czy Microsoft, które zdają się zachowywać dokładnie odwrotnie niż to, jak zachowywały się wcześniej.

Pomysł na kodyfikację wiedzy zarządczej Steve’a Jobsa stoi pewnie w korelacji do innej decyzji – napisania własnej autoryzowanej biografii, która trafi na półki księgarń w 2012 r. Oba projekty wydają się być swoistym testamentem Steve’a Jobsa. Czy jednak okażą się wystarczające? Jeśli wierzyć wszystkim anegdotom z kapitalnego tekstu „Inside Apple” w ostatnim wydaniu „Fortune”, transformacja do czasów bez Jobsa może być naprawdę trudna. Bez względu na to ile osób doktoryzuje się właśnie na Uniwersytecie Apple’a.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA