REKLAMA

Znany filmowiec narzeka na jakość kin. Pełna zgoda - sprzęt domowy jest lepszy

Twórca takich hitów, jak Tajemnica Brokeback Mountain, Przyczajony tygrys, ukryty smok czy oscarowego Życia Pi twierdzi, że jest ogromnym entuzjastą najnowszych technologii filmowych, nawet 3D. Nie chce się jednak dłużej w to bawić, bo nie widzi większego sensu. Znaczna część kin to techniczny skansen, a nie tak drogi domowy sprzęt RTV często zapewnia lepsze wrażenia audiowizualne.

27.04.2024 08.31
kino kontra telewizor
REKLAMA

Opinie o twórczości Anga Lee, jak w przypadku większości artystów, są zróżnicowane. Trudno nie docenić wspomnianych we wprowadzeniu filmów, ale też trudno nie zauważyć i komercyjnych wpadek, jak Najdłuższy marsz Billy’ego Lynna czy też Bliźniak. Mając jednak na uwadze bogate doświadczenie tego reżysera z wielokrotnie nagradzanymi za aspekt wizualny filmami, jego autorytet w temacie jest trudny do kwestionowania.

REKLAMA

W rozmowie z serwisem IndieWire filmowiec twierdzi, że istotna część nieudanych technicznych eksperymentów miała wiele sensu - bo zostało zrujnowanych przez sale kinowe, które z byciem świątynią filmu w jego pojęciu mają już coraz mniej wspólnego. Lee podaje za przykład nawet skrajny przypadek, jakim była tymczasowa moda na filmy 3D. - Ekran jest ciemny, kompletnie go nie widać i migocze. No i jak tu się dziwić, że ludzie nie chcą tego oglądać, a tym bardziej do tego dopłacać, skoro głównie to wywołuje ból głowy? - pyta retorycznie. Dodaje też, że dobrze zrobiony film w 3D w porządnym i gotowym na 3D kinie niemal zawsze zbierał od widowni pozytywne recenzje.

Zanim włączysz weekendowy film, sprawdź poniższe teksty:

- Filmowałem w 3D i filmowałem w wysokim klatkażu. Próbowałem nowych form filmów. Większa liczba szczegółów to duża presja. Jest trudniej, więc jest pożyteczna - twierdzi Lee, ale też daje do zrozumienia, że jego przygoda z tymi technikami się już skończyła. - Filmowcy są kiepscy, kina są kiepskie, cały ten ekosystem jest kiepski. Nie zgadzam się na obwinianie o to formatu czy nośnika. To branża nie jest na to gotowa - twierdzi.

Ang Lee ma na myśli przede wszystkim kina. Życzę kinowej branży jak najlepiej. Sam jednak filmowe premiery wolę oglądać w domu

Kino, jak wielu innym, bez wątpienia kojarzy mi się z prawdziwą magią. To właśnie w kinie jako małe pacholęcie po raz pierwszy ryczałem na Królu Lwie czy z rozdziawioną buzią podziwiałem tyranozaura w Jurassic Park. Dawno, dawno temu w szkole podstawowej mój pierwszy maraton wagarowania nie wynikał z chęci imprezowania czy żłopania pierwszych trunków alkoholowych - a dlatego, że w godzinach szkolnych bilety do kin były dużo tańsze. Ogromny ekran, wspaniałe nagłośnienie, ciemna sala, widzowie i film. I ten specyficzny klimacik.

Być może niektórzy czytelnicy nie wiedzą o czym mówię i trudno się im dziwić. Lista skarg wobec kin jest długa i wszystkim znana - bardzo drogie bilety, nieatrakcyjny wybór godzin repertuarów, wszechobecne żarcie i chrupanie, niekończące się reklamy i wiele innych. Ja jednak od pewnego czasu nie chodzę do kina z jeszcze innego względu. Coraz częściej bowiem się okazuje, że jak chcę naprawdę docenić kunszt audiowizualny danego filmu, to kino zdecydowanie mi nie zapewni podobnych wrażeń, co seans w domu. I nawet mi nie chodzi o mlaskającą naczosy obok parkę czy tego Bardzo Wysokiego Pana, który musiał na sali oczywiście usiąść centralnie przede mną.

Lepiej obejrzeć film w domu, czy w kinie? Odpowiedź na to pytanie jest dość problematyczna

Mam co prawda z uwagi na wykonywaną pracę przywilej użytkowania w domu sprzętu najwyższej klasy. Nie trzeba jednak samsungowego QD-OLED czy innego odbiornika za ponad 10 tys. (plus zewnętrzne nagłośnienie). Tyle że na szczęście również za sprawą tejże pracy mam sposobność testowania sprzętów mainstreamowych. I nawet użytkując telewizor typowo średniej klasy i również średniej klasy nagłośnienie 2.1 otrzymuję efekt wyższej jakości.

Nie umiem przy tym wyjaśnić, dlaczego - przed publikacją próbowałem się skontaktować ze znanymi mi autorytetami z prośbą o konsultację. W teorii bowiem specyfikacja typowego projektora kinowego nadal istotnie przekracza możliwości typowego domowego smart TV (choć niekoniecznie już tego high-endowego). Tym bardziej kinowe nagłośnienie powinno brzmieć znacznie lepiej od grajbelki z subwooferem, z certyfikacją na dźwięk Atmos wynikającą wyłącznie z chciwości firmy Dolby, która dziś certyfikuje nawet głośniczki w telefonach. Złe ustawienia projektorów? Niewykwalifikowana obsługa? Oszczędności ekonomiczne multipleksów? Ten temat na pewno Spider’s Web będzie jeszcze badał.

Telewizor OLED i telewizor Mini LED kontra kino. Rozmiar, czas i ruch mają tu jeszcze znaczenie

Na przyjemność seansu wpływa wiele czynników. Trudno w domowych warunkach zapewnić sobie immersję w formie tak dużego ekranu, jaki jest w kinie. W typowym polskim gospodarstwie domowym znaleźć można 55- lub 65-calowym telewizor, zazwyczaj dwa lub więcej metrów od kanapy. Nie każdy też ma sąsiadów, którzy nie mają nic przeciwko rozkręceniu nagłośnienia na seans z filmem akcji.

Co więcej, nie każdy telewizor dobrze reprodukuje format 24 klatek na sekundę, a specyfika matryc LCD i OLED rodzi kilka technicznych wyzwań związanych z reprodukcją ruchu, z czym nie każdy producent telewizorów sobie poradził. Na dodatek kino nadal jest miejscem premier najgorętszych filmowych nowości. I, motyla noga, nadal ma tę specyficzną magię. Jest coś w tym rytuale udawania się do miejsca kultury na filmowy spektakl. Nie umiem tego nazwać czy zdefiniować - jestem jednak przekonany, że wielu czuje to samo.

REKLAMA

Nie chciałbym więc by te weekendowe, inspirowane wypowiedzią znanego reżysera jeszcze nie do końca usystematyzowane przemyślenia przyniosły jakąkolwiek szkodę kinom. Mam nadzieję, że przetrwają i będą prosperować. Mam jednak również nadzieję, że jest jakiś plan naprawczy. Bo ja, póki co, drugiej Diuny jeszcze nie widziałem. Czekam cierpliwie na kuriera z płytką Blu-ray UHD, bo wolę kupić i mieć ten film - niż kupić prawa do jego oglądania na serwerze innej firmy. Na pewno jednak, póki co, pójściem na seans nie jestem zainteresowany.

Na jakikolwiek aspekt bym nie spojrzał, w domu będzie lepiej.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA