REKLAMA

Nie ma TP, jest Orange, a rebranding i oferty bez limitu głowy nie urywają

16.04.2012 10.25
Nie ma TP, jest Orange, a rebranding i oferty bez limitu głowy nie urywają
REKLAMA
REKLAMA

Ostatnia wojna na oferty “bez limitu”, którą zapoczątkował Play, jest nadmuchana, bo realnie patrząc dotyczy tylko klientów indywidualnych, którzy płacili za telefon ponad 80 złotych miesięcznie, sami kupują sobie telefony i dzwonią bardzo dużo (lub dają się się nabrać na ładne słowa). Dodatkowo 79,99 zł za brak limitów to pic na wodę, bo chcąc korzystać z czegoś więcej, niż tylko połączeń i SMS-ów do sieci komórkowych i tak trzeba dopłacić. No, a jak dodać jeszcze, że nowi klienci płacą drożej, to okazuje się, że ciekawie nie jest… Jednak magia marketingu robi swoje i dziś Orange zaprezentował ofertę “no limits” dla klientow indywidualnych. To jednak szczegół, bo przy okazji zniknęła marka TP. Telekomunikacja Polska, TP, w końcu po kilku latach oczekiwania zmienia się całkowicie w Orange.

Szału nie ma – w zasadzie nie ma nic ciekawego. Trochę szkoda, że przy okazji unifikowania marek i oferty nie zaproponowano nic zaskakującego. Klienci dostają możliwość połączenia usług w ramach Open Orange, czyli ofert na telefony, internet, telewizję. To takie połączenie FunPacka z TP z internetem mobilnym i komórką. Do skorzystania z Orange Open i otrzymania rabatu w wysokości 15 lub 30 złotych konieczne jest podpisanie nowej umowy na internet mobilny lub telewizję z internetem oraz posiadanie aktywnych pozostałych usług koniecznych do spełnienia umowy. Szału nie ma, a klienci już zauważają, że w wielu przypadkach komponowania łączonych ofert, nawet z rabatem wychodzi drożej, niż było. Jedną z większych zalet Fun Packa i Orange Open są połączenia do Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej wliczone w cenę.

“No limits” też głowy nie urywa. W zasadzie to kalka konkurencji za 79,99 złotych, z jedną zaletą – rozmowy bez limitu nie dotyczą tylko sieci komórkowych, ale też telefonów stacjonarnych. Tym szczegółem Orange wygrywa z konkurencją, u której trzeba wykupić dodatkowe pakiety lub płacić osobno za rozmowy z numerami stacjonarnymi.

Obok tej oferty Orange wprowadza też ofertę za 39,99 zł. Jest ona o tyle ciekawsza, że może pasować klientom, którzy nie płacili za telefon więcej, niż 50 złotych – tutaj otrzymają oni nielimitowane rozmowy w Orange i 350 dodatkowych minut.

Oczywiście są też haczyki. 79,99 zł i 39,99 zł to ceny dla obecnych klientów. Nowi zapłacą 10 złotych więcej. Oferty oczywiście są bez telefonu i bez pakietów internetowych – te kosztują 19 złotych za 2 GB w droższej taryfie i 10 złotych za 300 MB w tańszej. Jeśli więc zliczyć to wszystko i skomponować ofertę z minutami, SMS-ami i internetem, to dla nowego klienta wychodzi niesamowicie niska cena 108,99 zł za nielimitowane rozmowy do sieci komórkowych i stacjonarnych oraz 2 GB internetu lub 59,99 zł za nielimitowane rozmowy w Orange, 350 minut do sieci komórkowych i 300 MB internetu. Wszystko bez telefonów, a ponieważ szczegółów jeszcze nie ma, to nie do końca wiadomo, czy tańsza oferta liczy 350 minut też na telefony stacjonarne.

Niższy abonament pewnie będzie pasował wielu osobom, ale rewolucji nie ma, nie ma też czegoś, co mogłoby specjalnie skusić do przechodzenia do Orange z innych sieci – w końcu wszyscy operatorzy zaproponowali bardzo podobne taryfy różniące się tylko szczegółami. No, może osoby dzwoniące naprawdę dużo na numery stacjonarne zdecydują się na Orange, ale to raczej naprawdę niszowa grupa klientów.

Szkoda, że Orange sklonowało oferty konkurencji i przeniosło pakiety i taryfy z TP, nieznacznie tylko modyfikując warunki i dodając możliwość łączenia usług. Okazja, jaką jest rebranding i zniknięcie mało lubianej i kojarzącej się z monopolem i starymi czasami TP mogła zostać wykorzystana o wiele lepiej. Tym bardziej, że przed Orange teraz bardzo ciężki czas przekonywania dotychczasowych klientów TP, że Orange i TP to już wcześniej było to samo, że nikt nic nie kupił, nie przejął, że Telekomunikacja Polska już dawno nie była taka polska… I tłumaczenia klientom, tym mniej zorientowanym w rynku, co mogą zyskać na rebrandingu. Będzie tym ciężej, że na pierwszy rzut oka mogą zyskać niewiele.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA