REKLAMA

Jednak nie tylko Chiny się ugięły. Ugiął się również Google.

12.07.2010 08.33
Jednak nie tylko Chiny się ugięły. Ugiął się również Google.
REKLAMA
REKLAMA

(Kilka dni temu pytaliśmy kto się ugnie: Google czy Chiny. W piątek chyba zbyt pochopnie napisaliśmy, że ugięły się Chiny.) W piątek Google wywalczył przedłużenie ważności swoich działań na rynku chińskim o kolejny rok. To nie oznacza jednak, że Chiny przestały cenzurować wyniki wyszukiwań za pomocą wyszukiwarki Google’a. Sytuacja z przekierowaniem użytkowników z Chin do Hong Kongu jest teraz nawet bardziej absurdalna niż wcześniej.

Dla niewtajemniczonych było tak: na początku roku Google przestał cenzorować wyniki wyszukiwania w Chinach w proteście i za karę, że ktoś z Chin był próbował złamać ich kod. Przekierował użytkowników automatycznie do Hong Kongu. Zbliżał się termin odnowienia licencji działania na rynku chińskim. Chiny nie chciały dać. Google „złagodził” obejście dając na google.cn link do wersji z Hong Kongu. Sytuacja była dziwna.

Dziś jest jeszcze dziwniejsza. W piątek na oficjalnym blogu Google’a pojawiło się oświadczenie, że udało się uzyskać przedłużenie licencji na działanie w Chinach o kolejny rok. Sukces Google’a? Na pierwszy rzut oka tak, ale na drugi już niekoniecznie. Dzisiaj wybierając się na google.cn zamiast pola wpisywania wyszukania znajdziemy? zdjęcie (spróbujcie je zapisać na dysk: google-search.png), które przeniesie nas do wersji google.com.hk. O co chodzi?? Google nie oferuje dziś niefiltrowanego silnika wyszukiwania w Chinach, mimo iż chińscy użytkownicy mogą wybrać się na google.cn i za pomocą kliku w obrazek przenieść się do niefiltrowanej (no?, też nie do końca) strony google.com.hk. Rodzi się więc pytanie: czy Google skapitulowało, czy Google wygrało walkę o wolność słowa w chińskim internecie? W każdym z tych przypadków można odpowiedzieć „tak” i nikt się nie pomyli.

Sprawa Google vs. Chiny od dawna wymykała się poza ramy czystej sprawy technologicznej. To dziś sprawa polityczno-biznesowa, w której każda ze stron ma wiele do ugrania. Chiny są na drodze odbudowywania swojego wizerunku najdynamiczniejszej gospodarki na świecie, a szczególnie dobrze chcą być czytani w oczach amerykańskich partnerów biznesowych, bo tam dokonywana jest lwia część chińskiego eksportu. Google, mimo iż wcale w Chinach nie największy, tak łatwo z Chin nie zrezygnuje, bo to nie tylko największy ilościowo rynek na świecie, ale również najbardziej perspektywiczny jeśli chodzi o przyszłe przychody z reklam wyświetlanych przy okazji wyszukiwania informacji w sieci.

Podsumowując aktualną sytuację w Chinach: Google’a w Chinach nie ma, ale Google w Chinach jest. Ot, taki mały potworek polityczno-biznesowo-wizerunkowy w post-globalizacyjnym świecie.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA