REKLAMA

Zagraniczne pociągi wjadą na polskie tory. PKP Intercity będzie miało konkurencję

Piotr Malepszak, wiceminister infrastruktury odpowiedzialny za kolej, zapowiedział, że zagraniczni przewoźnicy powinni móc wjechać na polskie tory wcześniej, niż zakładają to europejskie przepisy. Szykuje się nowa konkurencja m.in. dla PKP Intercity.

22.01.2024 09.52
pkp intercity konkurencja
REKLAMA

Konkurencja w przewozach dalekobieżnych powinna się pojawić szybko – powiedział w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Piotr Malepszak.

REKLAMA

Nie powinniśmy blokować przewoźników, którzy chcą w Polsce jeździć. W mojej ocenie powinniśmy umożliwiać dostęp do przewozów dalekobieżnych operatorom komercyjnym już teraz. Uważam, iż dobrze zarządzane PKP Intercity będzie potrafiło konkurować z zagranicznymi przewoźnikami.

Wiceminister przypomniał, że otwarcie polskiego rynku i tak wymuszą europejskie przepisy – miałoby to stać się w 2030 r. Sugeruje jednak, że spółka powinna być gotowa na to wcześniej. Postulowało o to wielu ekspertów zajmujących się tematem kolei w Polsce. Zwracali uwagę na to, że większa konkurencja to szerszy wybór połączeń dla pasażerów, a przez to niższe ceny. Tak stało się na zachodzie.

Np. w Austrii w wyniku procesów konkurencyjnych liczba pociągów na popularnej trasie Wiedeń-Salzburg wzrosła z 37 w 2010 r. do 64 w 2018 r. Ceny spadły o ok. 20-25 proc., a liczba pasażerów wzrosła o ok. 20-25 proc.

"To nie inni przewoźnicy kolejowi są najgroźniejszą konkurencją dla dotychczasowych monopolistów, lecz inne rodzaje transportu. Sektor kolejowy siłami zróżnicowanej oferty wielu przewoźników powinien podjąć walkę o pasażerów podróżujących transportem drogowym i lotniczym" – zaznaczali autorzy raportu z fundacji ProKolej.

Na Spider's Web piszemy o zmianach na kolei:

PKP Intercity: my jesteśmy gotowi na konkurencję. Ale...

Temat prywatnych zagranicznych przewoźników poruszałem w mojej rozmowie z Tomaszem Gontarzem, wiceprezesem PKP Intercity. Odpowiadał, że nie widzi problemu w konkurencji, ale według niego nie ma co liczyć na to, że nagle np. czeski przewoźnik zacznie jeździć między miejscowościami, gdzie dziś połączeń brakuje.

Ale to też nie jest tak, że zagraniczni przewoźnicy nie mogą jeździć po polskich torach. Mogą. Mają np. otwarty dostęp pomiędzy belgijskim miastem Ostenda a Warszawą. Podobnie jest w przypadku trasy Praga-Kraków-Terespol. Czescy przewoźnicy mają otwarty dostęp, ale z tej możliwości nie korzystają. (…) Podejrzewam, że im się to najwidoczniej nie opłaca. Warto zwrócić uwagę, że z punktu widzenia komercyjnego przewoźnika – bez względu na to, czy będzie to polski, czy zagraniczny – najważniejszy jest zysk. Zagraniczna konkurencja jest zainteresowana połączeniami w stylu Warszawa-Kraków, Gdańsk-Kraków. Pomija się aspekt związany z usługą publiczną i walką z wykluczeniem komunikacyjnym. Przewoźnicy zagraniczni nie chcą obsługiwać takich miejscowości jak Rypin, Hrubieszów czy chociażby Lubartów. Tam jeździmy my w ramach usługi publicznej. Przy okazji dyskusji o zagranicznych przewoźnikach trzeba mieć na uwadze fakt, że przewoźnicy na zasadach komercyjnych nie chcą obsługiwać każdej miejscowości. Interesują ich największe miasta, więc ich obecność nie rozwiąże problemu wykluczenia transportowego. 

- przyznał Tomasz Gontarz w rozmowie z PKP Intercity.

Czeski przewoźnik RegioJet wielokrotnie skarżył się, że Urząd Transportu Kolejowego nie dopuszcza konkurencji na torach w naszym kraju

 – System w Polsce zbudowany jest tak, aby nie było w Polsce szans na prawdziwą liberalizację rynku kolejowego. To nie jest wina UTK, PKP Intercity czy RegioJet, lecz warunków, które zostały stworzone przez ustawodawcę – mówił na początku stycznia „Rynkowi Kolejowemu” Michał Plaza, country manager na Polskę przewoźnika RegioJet.

REKLAMA

Przewoźnik zwracał jednak uwagę na odpowiedzialność UTK. To się ponoć już zmienia, ale wcześniej decyzja w sprawie wniosków zapadała bardzo późno. Np. RegioJet w 2020 r. miało gotowy skład mogący kursować między Krakowem a Warszawą dwa razy dziennie, lecz wydanie decyzji o otwartym dostępie trwało 834 dni. Do tego należało doliczyć 30 dni na uprawomocnienie. „Żadna firma nie będzie pozostawiała swych zasobów niewykorzystanych przez dwa i pół roku, dodatkowo nie wiedząc właściwie, ile potrwa procedura” – zwracał uwagę Michał Plaza.

Ze słów wiceministra wynika, że procedury mają być łatwiejsze. Na otwarcie się polskiego rynku wielu pasażerów czeka, bo przykłady zagraniczne pokazują, że to ma sens.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA