REKLAMA

To prawda, iPhone 6s w teście wideo wygrał z lustrzanką Nikon D750. Czy kogoś to dziwi?

„Marcin, coś dla ciebie. iPhone w teście wideo wygrał z Nikonem D750!”. Taką właśnie wiadomością przywitał mnie dziś rano redakcyjny Slack. Na początku to zignorowałem (serio ktoś się jeszcze na to nabiera?), ale po chwili ciekawość zwyciężyła. Obejrzałem filmik i faktycznie, iPhone nagrał lepsze wideo od pełnoklatkowej lustrzanki. I wcale nie oznacza to, że iPhone jest lepszą kamerą. Choć faktycznie może nią być. A raczej bywać.

09.10.2015 17.07
iphone
REKLAMA
REKLAMA

Porównanie możliwości wideo iPhone’a 6s i Nikona D750 pojawiło się na kanale YouTube serwisu Fstoppers. Możecie je obejrzeć poniżej.

Fotograf na filmie porównuje najlepszą jakość nagrań z iPhone’a 6s do najlepszej jakości Nikona D750. Pierwszy sprzęt kosztuje od 3200 do 4200 zł (w zależności od pamięci), a drugi od ok. 8000 do 12 tys. zł (w zależności od obiektywu). Fotograf na filmie zarzeka się, że już zna komentarze. „Po co to robisz, twój telefon nie może być lepszy lustrzanki!”, lecz mimo wszystko porównuje nagrania.

Co na nich widzimy? Ewidentne zwycięstwo iPhone’a. Przeskalowany obraz 4K ma znacznie więcej szczegółów, niż 1080p z Nikona. Poza tym kolory i kontrasty wypadają na korzyść telefonu.

Nagrania zostały wykonane w idealnych warunkach oświetleniowych, na zewnątrz, w ciągu dnia. Nikon pracował na czułości ISO 100, a przysłona była ustawiona na f/8, więc otrzymaliśmy najlepszą możliwą jakość z lustrzanki. Nie wystarczyło to do pokonania iPhone’a.

Czy kogoś to zdziwiło?

Zastanówmy się, co właściwie oceniamy. Lustrzanka wykonała wideo na domyślnym profilu, który zawsze stoi po bezpiecznej stronie, a więc siłą rzeczy ma przytłumione kolory. Z kolei smartfon nie boi się podbijania kolorów i kontrastu i chętnie stosuje funkcję HDR. Telefon ma produkować ładne zdjęcia, a nie przedstawiać świat takim, jaki jest. Nic więc dziwnego, że obrazek z iPhone’a jest ładniejszy.

Kwestia ostrości również nie jest oczywista. Przeskalowane wideo 4K z iPhone’a zawiera mnóstwo szczegółów. Nawet 1080p jest szalenie ostre. Z ostrością jest jak z kolorami. Telefony lubią ją podkręcić. Czasem daje to świetne dla oka efekty, a czasem powoduje artefakty i poszarpane krawędzie. Problem polega na tym, że nigdy nie wiadomo jak zachowa się telefon. Lustrzanka ponownie wybiera bezpieczniejszą, choć mniej atrakcyjną wizualnie, stronę.

iphone-6s-016

Porównanie możliwości lustrzanki i smartfona właściwie nie ma sensu. To tak, jakby zestawiać najszybszego biegacza z dowolnym samochodem. To po prostu inna liga. To, co jest sufitem dla telefonu, jest podłogą dla lustrzanki. Słowo klucz to postproces.

Nawet jeśli pominiemy obróbkę, wszystkie wady telefonu wyjdą w momencie, kiedy warunki nagraniowe będą choć trochę słabsze. Zresztą, pal licho światło. Załóżmy do lustrzanki założymy jasną stałkę i nagramy materiał przy przysłonie f/1.4. Gwarantuję, choćby nie wiem jak ostre było wideo z iPhone’a, większość osób uzna, że ładniejszy obrazek to ten z pięknie rozmytym tłem.

Jeśli jesteśmy przy temacie ostrości, jestem zdania, że nie jest ona szczególnie istotna w przypadku lustrzanki. Bo załóżmy, że nagrywamy obraz na wspomnianej przysłonie f/1.4. Większość kadru i tak będzie leżała poza głębią ostrości, a idealnie w polu ostrości będzie pewnie jakieś 10% powierzchni zdjęcia. Wobec tego znacznie ważniejszy od ostrości jest sposób odwzorowania obszarów nieostrych. A tu każdy smartfon jest rozkładany na łopatki przez dowolną - nawet dziesięcioletnią - lustrzankę z jasnym szkłem.

Tak, telefon może zrobić lepsze zdjęcia i filmy

Temat porównania smartfona do lustrzanki jest mi bardzo bliski, bo nieskromnie przyznam, że poznałem smak obu stron barykady. Wiem z praktyki jak wygląda profesjonalna fotografia zarobkowa. Lubię też uwolnić się od balastu ciężkich toreb i fotografować smartfonem. „Smartfon czy lustrzanka?” to tytuł mojego najpierwszego artykułu na łamach Spider’s Web.

Sam wielokrotnie pisałem, że w pewnych warunkach smartfon może dać lepszą jakość obrazka, niż najbardziej profesjonalna lustrzanka. Jestem jednak bardzo daleki od oceny, który aparat jest lepszy. Bo co znaczy lepszy?

Lepszy, bo daje lepszą jakość, czy lepszy, bo jest bardziej uniwersalny?

I tu dochodzimy do sedna. Z punktu widzenia przeciętnej osoby na ocenę aparatu składa się mnóstwo czynników, a jakość obrazu jest tylko jednym z nich. W praktyce często świadomie wybieramy kompromisy. Godzimy się na odpuszczenie kilku oczek na skali jakości, np. w imię wygody lub bezpieczeństwa.

Czy mogę wnieść lustrzankę na koncert? Nie. Czy mogę bezpiecznie fotografować lustrzanką w ciemnych zaułkach podejrzanych miejsc? Nie. Czy mogę przełożyć lustrzankę przez dziurę w płocie, by sfotografować dawno zapomniane miejsce? Nie. Czy lustrzanką mogę fotografować życie danej społeczności albo ludzi na ulicy, bez zwracania na siebie uwagi? Nie. Niestety nie jestem członkiem agencji Magnum.

nikon d750

W tych kilku przykładach zmierzam do tego, że smartfon gwarantuje dyskrecję. Wyciągnięcie wielkiego aparatu z jeszcze większym obiektywem to jak krzyczenie na cały głos „uwaga! Jestem fotografem i zaraz będę robił zdjęcia!”. Jeśli ktoś chce sobie dodać w ten sposób kilka punktów lansu, ma do tego prawo. A jeśli ktoś ma więcej oleju w głowie, po prostu robi swoje. Kiedy trzeba, wykorzystuje lustrzankę, a kiedy nie jest to możliwe, bez cienia zażenowania sięga po smartfona. Nawet (a może – tym bardziej) w zastosowaniach profesjonalnych, a szczególnie tych reporterskich i dokumentalnych.

Schodząc jednak na ziemię, nawet na prozaicznych wakacjach smartfon może sprawdzić się lepiej od lustrzanki. Sam niedawno przekonałem się o tym, kiedy z każdym kolejnym dniem w Paryżu coraz rzadziej sięgałem do torby foto, a coraz częściej do kieszeni, po Samsunga Galaxy S6. W warunkach wakacyjnych (a więc bliskich ideału) jakość zdjęć bywa nie do odróżnienia. Nie wierzysz? Sprawdź sam.

To jak w motoryzacji. Ważne, żeby nie przewozić rowerem szafy i nie jeździć pickupem po bułki

Umiar, umiar i jeszcze raz umiar. I odrobina zdrowego rozsądku. A nade wszystko, wyleczenie się z największej choroby fotograficznej, czyli GAS (Gear Acquisition Syndrome; syndrom zbieractwa sprzętu).

Bawi mnie walka na sprzęt fotograficzny. Wszyscy śmieją się z selfie’ków i fotografowania tabletami na koncertach. Dla mnie równie pocieszny jest widok młodej dziewczyny obwieszonej sprzętem fotograficznym, próbującej doświetlić wnętrze zabytkowego kościoła wbudowaną lampą błyskową. Albo chłopca, który się uparł, że statyw jest niezbędnym akcesorium wśród morza turystów.

Każdy medal ma dwie strony. Nie pozostaje mi zakończyć tego tekstu niczym innym jak banalnym – choć jakże trafnym – truizmem: najlepszy aparat to ten, który masz przy sobie. Czasem jest to smartfon, czasem lustrzanka. Ważne żeby czasem odpuścić i nie podążać ślepo za najlepszą jakością techniczną zdjęć. Bo nie tylko to liczy się w fotografii i filmie.

Czytaj również:

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA