REKLAMA

Wytypował szczęśliwe liczby i wygrał 340 mln dol. Powiedzieli mu, że to błąd

Historia pechowca każe się zastanowić: a co jeśli autorzy teorii spiskowych nt. gier losowych mieli rację i faktycznie nie da się wygrać milionów, bo to wszystko jest ustawione?

24.02.2024 08.10
teorie spiskowe
REKLAMA

Zawsze zastanawiam się, co muszą czuć osoby, które w Lotto trafiają piątkę, a nie dającą miliony szóstkę. Wiadomo, że zawsze miło przytulić np. 3999,20 zł (tyle trafiło do 78 szczęśliwców/pechowców w sobotę), ale świadomość, że zabrakło jednej cyfry bądź liczby musi być druzgocąca. Tym bardziej że macie 6,7,11,19,20, ale zamiast 47 – a ta liczba dawałaby „szóstkę” w połączeniu z wcześniej wymienionymi - wypada np. 46 albo 48. 42 czy 44 dałoby się jeszcze przeżyć, wprawdzie było blisko, jednak nie aż tak. Ale gdyby różnica wynosiła tylko jedną cyfrę?

REKLAMA

Już żegnaliście się ze współpracownikami, już mieliście w głowie kolor tapety w salonie, w którym znajdzie się telewizor za 675 tys. zł, już czuliście smak wytrawnego, drogiego szampana, a tu ślepy (?) los zadrwił po raz kolejny. I kiedy za te wygrane 3999 zł ktoś kupi sobie np. nowego iPhone’a, to za każdym razem wyciągając go z kieszeni, będzie przypominał sobie o tym, jak blisko był świata milionerów.

Nie potrafię wyobrazić sobie tego uczucia, ale już wiem, że może być gorzej

John Cheeks kupił los Powerball 6 stycznia 2023 r. Kiedy sprawdził wyniki loterii, okazało się, że system wylosował właśnie jego liczby. Wszystko wskazywało na to, że konto Johna Cheeksa lada moment powinno powiększyć się o 340 mln dol.

Sęk w tym, że kupon został odrzucony. Organizator loterii Powerball tłumaczył się, że na skutek prac serwisowych strona internetowa pokazywała błędne liczby – nie te, które tak naprawdę się wylosowały. Szczęście mężczyzny było więc zwykłą awarią. „Prosimy odświeżyć stronę internetową, by zobaczyć, że nadal jesteś biedny” – równie dobrze taki komunikat mógłby zostać wyświetlony.

Cheeks chce się teraz z organizatorami loterii procesować. Jego adwokat w rozmowie z mediami przekonuje, że sprawcy całego zamieszania nie udowodnili, że doszło do technicznych zawirowań. Brzmi podejrzanie? Pewnie nie trzeba być Johhnem Cheeksem, żeby poczuć nieprzyjemny zapach tuszowania niewygodnej sprawy.

Właśnie dlatego historia Cheeksa może być dowodem na to, że wszelkie gry losowe to jedna wielka farsa, a organizatorzy nabijają wszystkich w butelkę. I nawet kiedy ktoś wygra to i tak udowodnią mu, że nic z tego.

Nieufność do szczęśliwych kulek ma długą tradycję, więc z okazji tego niebywałego pecha zatopmy się w świecie teorii spiskowych. W świecie, w którym za brakiem wygranej nie kryje się „błąd techniczny”, a celowa intryga mająca na celu wyciąganie pieniędzy z portfela naiwniaków.  

O spiskowej teorii snutej przez internautów napisał w 2017 r. Super Express. Polacy zastanawiali się, dlaczego wielka kumulacja po raz kolejny trafia się przed czasem wolnym. Gazeta wyliczała:

 W 2016 roku tak było przed majówką (60 mln zł do wygrania), przed Bożym Ciałem (25 mln zł do zgarnięcia), przed Świętem Wojska Polskiego (9 mln zł) i przed Świętami Bożego Narodzenia (15 mln zł w puli).

„Zwykły przypadek? A może jest w tym ziarno prawdy?” – pytał wówczas dziennik. W 2011 r. zagadkę wielkich kumulacji próbował rozwikłać czytelnik „Faktu”. W swoim manifeście wyjaśniał, że ludzie najczęściej typują liczby mniejsze, z początku zbioru. Dzieje się tak dlatego, że wybierają daty urodzeń: „dzienne (czyli od 1 do 31) miesięcy (od 1 do 12) i lat (najczęściej dzieci, wobec tego również małe)”. Na dodatek kilka liczb z powodów „numerologicznych” cieszy się szczególną popularnością – są to 7, 3 czy 13.

 I jest też trzeci powtarzający się motyw:

Wielu graczy (zwłaszcza okazjonalnych, którzy ruszają do kolektur przy okazji wielkich kumulacji) kreski na blankiecie stawia tak, jak pisali w szkole: zaczynając od początku i lewej strony. Kreski stawiają gęsto, wobec czego szybko wyczerpują limit 6 skreśleń poprzestając na małych liczbach

Słowem jest dość wąska pula liczb, którą najczęściej wybierają Polacy. Wysoka kumulacja – wówczas do zgarnięcia było 60 mln zł – sugerowała, że specjalnie losowane są te rzadziej typowane liczby. Po co? By kwota do wygrania rosła, a co za tym idzie, żeby więcej Polaków kupowało kupony.

Już wtedy przedstawiciel Totalizatora Sportowego tłumaczył, że miejsca na manipulację nie ma

Kupowane kule od producenta są identyczne i testowane na wiele różnych sposobów. „Nawet powietrze używane podczas ich losowania jest specjalne” – przekonywał rzecznik, tłumacząc, że jest najonizowane tak, żeby nie miało wpływu na kule.

Ale polscy internauci nie byli przekonani. Jeden z komentujących na Wirtualnej Polsce dwa lata później zauważał, że przez tyle lat obecności Lotto w kraju, nawet w zabitej dechami wiosce powinien być ktoś, kto choć raz trafił sześć szczęśliwych kul. A co dopiero w wielkim mieście. Powinniśmy wychodzić na ulice i trzy razy w tygodniu natykać się na kogoś biegającego z okrzykiem: "jestem milionerem, tak, to ja wygrałem, życie jest piękne, nara biedaki!".

Skoro takich przypadków nie ma, jest to niezbity dowód na to, że system szuka niezakreślonych okienek i akurat takie wypadają w losowaniu.

Nieufność do losowania jest tak duża, że jeden z dywagujących na Demotywatorach nt. możliwości cofania się w czasie twierdził, że to i tak by nic nie dało. Nawet gdybyście mogli przenieść się z dziś do soboty 17 lutego i zakreślić 6,7,11,19,20 oraz 47, to nadal na waszym koncie byłoby tyle samo (a właściwie to mniej, bo wydalibyście 3 zł, jeśli w weekend tego nie zrobiliście). Bo „Lotto jest ustawione, więc pewnie i liczby wypadałyby inne”.

Totalizator Sportowy za każdym razem odpowiadał, że „maszyna losująca nie jest połączona z żadnych systemem zewnętrznym”. Na dodatek przechodzi proces homologacji i jest dokładnie sprawdzana. Czy wyjaśnienia cokolwiek pomagały? No cóż – nie bardzo.

Na Spider's Web piszemy więcej o teoriach spiskowych krążących po sieci:

Teorie spiskowe często się wzajemnie wykluczały

Np. jedna głosiła, że dowodem na farsę jest fakt, że nie znamy nikogo w swoim otoczeniu, kto zostałby dzięki kulom milionerem. A przecież mamy teorię sześciu uścisków dłoni dzielących nas od kogoś sławnego (a nawet mniej – na koncercie Morrisseya poznałem kogoś, kto podał mu dłoń, więc byłem jeszcze bliżej idola), ale upada ona właśnie w przypadku Lotto. I faktycznie, trudno z tym dyskutować. Znam kogoś, kto ucisnął rękę mojemu ulubionemu wokaliście, a rzeczywiście nie spotkałem nikogo, kto znałby milionera z Lotto.

Z drugiej strony w sieci natknąć można było się na mit, że dziś wygranych jest mniej niż kiedyś. Niby więc nie zna się nikogo, kto wygrał, ale jednocześnie wie się, że dawniej tacy szczęśliwcy byli. Coś tu ewidentnie nie grało, ale i tak Totalizator Sportowy odniósł się do takich oskarżeń:

Ważną rolę odegrały zmiany ceny zakładu, ostatnia w 2009 roku. Wcześniej, jeżeli ktoś grał za 6 złotych, zawierał trzy zakłady (2 zł x 3) i "zajmował" trzy kombinacje liczb. Teraz grając za 6 złotych, zawiera dwa zakłady (3 zł x 2) i "zajmuje" dwie kombinacje. Z racji tego, że większość ludzi pozostała przy stałych wydatkach, kombinacji pokrywanych jest mniej, zatem szansa, że wylosowana zostanie kombinacja, której nikt nie pokrył, jest większa niż kiedyś. Stąd częstsze kumulacje i mniejsza liczba osób trafiających jednocześnie szóstki

- wyjaśniał w rozmowie z WP Jarosław Tomaszewski z zespołu PR i Komunikacji Totalizatora Sportowego.

Tak jest zresztą do teraz – jeden los kosztuje 3 zł.

Dlaczego Lotto nie może być ustawione?

Według Totalizatora Sportowego powód jest jeden: nikomu się to nie opłaca. Gdyby informacje o machlojkach wyszły na jaw – a przez te lata twarde dowody powinny się pojawić, a źródłem mogliby być pracujący przy losowaniu czy byli zatrudnieni przez Totalizator Sportowy czy telewizje – zaufanie do loterii by spadło. A właśnie na tym całe przedsięwzięcie zarabia: że Polacy mają nadzieję na wygraną. Bez sensu jest brać udział w czymś, co nie jest nieskazitelnie czyste. I np. we Włoszech zaufanie do tamtejszej gry losowej trzeba było mozolnie przez lata odbudowywać po tym, jak w 2004 r. na rynek trafiły źle wydrukowane kupony.

REKLAMA

Konsekwencji wygrane były rozłożone nierównomiernie i wszystkie wyższe dla całej gry zdrapkowej trafiły do jednej małej wioski. Był olbrzymi skandal, rząd zdecydował zablokować wszystkie wygrane więc nie było wypłat. Wiarygodność została zniszczona i jej odbudowanie trwało wiele lat. Było oczywiście śledztwo, które nie wykazało celowego działania, była to po prostu źle skonstruowana gra

- mówił Polskiemu Radiu Jarosław Dąbrowski, dyrektor ds. Technologii na Europę Wsch., Bliski Wschód i Afrykę firmy GTECH Poland.

Ciekawe, czy z podobnymi problemami zmagać się będą teraz organizatorzy Powerball. Dla niektórych to pewnie i lepiej. Może w takim razie jedyna prawdziwa teoria spiskowa nt. gier losowych brzmi: chodzi o to, żeby przekonać innych, że to farsa, aby ci nie grali. Wtedy nie trzeba będzie dzielić się kasą z resztą i nawet przy piątce będzie większa kwota na głowę.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA