REKLAMA

Apple potrzebuje Steve’a Jobsa. Bez niego zrobił się bałagan, nad którym nikt nie panuje

Steve Jobs założył Apple razem z Wozniakiem w 1976 r. W 1985 r. został zmuszony do odejścia z własnej firmy. Wrócił jednak w 1996 r., aby wyciągnąć Apple z tarapatów, w jakich firma znalazła się pod jego nieobecność. Gdy patrzę na dzisiejszą ofertę Apple’a, to odnoszę wrażenie, że w 2019 r. kolos znowu potrzebuje powrotu Jobsa.

30.04.2019 15.47
Apple potrzebuje Steve'a Jobsa. Bez niego zrobił się bałagan
REKLAMA
REKLAMA

W 1996 r. Apple kupił Next - nową firmę Jobsa. I tym sposobem Steve został ponownie ściągnięty do firmy. To oczywiście uproszczona historia, a chętnych do jej zgłębienia odsyłam do książki „Być jak Steve Jobs”, którą napisał Leander Kahney i przede wszystkim biografii pióra Waltera Isaacsona.

W pierwszej ze wspomnianych książek znajdziemy cytat, który pokazuje, w jakiej sytuacji była firma, gdy musiała stanąć na głowie, aby ściągnąć Jobsa z powrotem do siebie:

Dzisiaj bałagan wcale nie jest mniejszy. Klienci nie wiedzą, co kupić

Skąd wiem, że klienci nie wiedzą, co kupić? Bo sam jestem klientem. Ostatnio wymieniałem iPada i iPhone’a, co było okazją do porozmawiania ze sprzedawcami u Premium Resellerów Apple'a. Oni też czasami nie wiedzą, co mają polecać - taki jest mętlik.

Dajmy na to, że chcemy kupić MacBooka. Wchodzimy na stronę Apple i widzimy, że jest MacBook, MacBook Air, MacBook Pro (z Touch Barem lub bez niego). Który kupić? Wiadomo, że Pro jest najlepszy i najdroższy. Ale zwykły MacBook? Dlaczego on nadal jest w ofercie? Komu on jest potrzebny?

Można powiedzieć, że zwykły MacBook miał sens, gdy poprzednia generacja MacBooka Air pozostawiała przy życiu. Tamte komputery były tanie i miały stary design. MacBook był sensowną alternatywą dla Aira, gdy ktoś potrzebował małego i lekkiego komputera, ale zależało mu na nowoczesnym wzornictwie.

Dzisiaj? Dzisiaj zwykły MacBook nie ma sensu.

Idziemy dalej. Patrzymy na ofertę iPhone'ów

Oficjalnie Apple nie sprzedaje już iPhone’a X, ale nieoficjalnie robi to nadal - sprzęt jest dostępny w elektromarketach, na Amazonie i u Premium Resellerów. A z iPhone’em X jest taki problem, że model ten bardzo gryzie się z iPhone’em XR.

Z jednej strony XR ma lepszy aparat, bo nowszy i w ogóle naj naj naj, ale z drugiej strony X ma podwójny obiektyw. Z jednej strony XR ma lepszy ekran, bo większy, ale z drugiej strony X ma OLED-a o wyższej rozdzielczości. Z jednej strony XR ma nowsze podzespoły (lepszy procesor, szybsze Face ID, itd.), ale to X kosztuje więcej. Skąd zatem klient ma wiedzieć i rozumieć, który z tych modeli powinien kupić?

Z tym dylematem nawet sprzedawcy u Premium Resellerów Apple sobie nie radzą. Da się wyczuć, że nie są pewni w tym, co polecają, gdy rozmowa schodzi na różnice między modelami.

Kolejny przykład: iPady

Tu już w ogóle jest niezły sajgon. Najnowsze iPady Pro mają nowoczesny design, ładowane są przez złącze USB C i współpracują z rysikiem Apple Pencil 2. Obok nich są w sprzedaży iPad, iPad Air i iPad mini - każdy z nich ładuje się inaczej od Pro, działa z innym rysikiem i ma inny typ obudowy od Pro.

Jeśli jakiś klient kupi sobie wielkiego iPada Pro 12,9” do pracy, a będzie chciał jeszcze małego i poręcznego iPada mini np. do czytania i przeglądania internetu, to… będzie musiał chodzić z dwoma różnymi rysikami i dwoma różnymi ładowarkami (lub innymi kablami do ładowania). To nie jest normalne. To jest chore.

REKLAMA

A wiecie, co musi kupić posiadacz nowego iPada Air, który chce klawiaturę na Smart Connector? To oczywiste - musi kupić klawiaturę do iPada Pro. 

Ale nie do tego nowego iPada Pro. Do tego starego, którego już nie ma w ofercie. Logiczne, prawda?

Potrzebny jest ktoś, kto posprząta po Timie Cooku, bo okazało się, że nowy szef Apple jest strasznym bałaganiarzem.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA