REKLAMA

Trials Fusion: duchowy spadkobierca Elastomanii - recenzja Spider's Web

Recenzowana na naszych łamach gra nie jest ani innowacyjna, ani skomplikowana, ani też nie wygląda szczególnie dobrze. To jednak nie przeszkadza jej być jedną z najmiodniejszych gier ostatnich miesięcy.

25.04.2014 10.41
Trials Fusion: duchowy spadkobierca Elastomanii – recenzja Spider’s Web
REKLAMA

Pamiętacie Elastomanię? Wydana dawno temu gra przypominała bardziej studencki projekt zaliczeniowy niż pełnoprawną produkcję. Nikomu to jednak w niczym nie wadziło: pomysł na grę był na tyle prosty a zarazem na tyle fajny, że potrafiła wciągać na długie godziny.

REKLAMA

Zasady tej gry były niezbyt skomplikowane: była platformówką, w której poruszaliśmy się za pomocą crossowego motoru. Nasz cel: dotrzeć do mety w jak najkrótszym czasie. Nasz przeciwnik? Przeróżne przeszkody porozmieszczane na planszy. Efekt „wow”? Algorytmy zarządzające fizyką w grze, dzięki czemu walka z tymi przeszkodami wyglądała nadzwyczaj wiarygodnie i wymagała podstawowej wiedzy na temat mechaniki ciał stałych.

Trials Fusion to duchowy spadkobierca Elastomanii

Trials Fusion to kolejna odsłona gier z linii Trials, dostosowana do możliwości konsol nowej generacji oraz wydajnych PC. Zasady gry właściwie niczym się nie różnią od wspomnianej wyżej Elastomanii. Dalej musimy pokonać trasę w jak najkrótszym czasie, wykorzystując otoczenie do pokonania przeszkód rozstawionych na trasie przez jej twórców.

A owe trasy są nie tylko bardzo różnorodne. Z czasem są coraz trudniejsze i trudniejsze do pokonania. Pierwszą serię wyścigów najprawdopodobniej większość z was pokona już przy okazji pierwszego podejścia. Szybko jednak dojdziecie do momentu, w którym aż będzie korciło, by rzucić gamepadem o ścianę i odejść obrażonym od telewizora. Na szczęście twórcy gry bardzo umiejętnie podeszli do projektowania kolejnych poziomów. Są trudne i wymagające, a zarazem gracz czuje, że pokonanie ich w wyznaczonym czasie jest w zasięgu jego możliwości.

Fusion_Single_Arctic

[gallery columns="2" link="file" ids="183105,183108"]

W efekcie przy Trials Fusion udało mi się już zarwać kilka wieczorów, co ostatnio zdarza mi się rzadko. Walczę z daną planszą przez bite pół godziny, a jak w końcu uda mi się osiągnąć satysfakcjonujący rezultat, to jeszcze tylko z ciekawości warto sprawdzić kolejną. No dobrze, a skoro już sprawdziliśmy, jest świetna, to może jeszcze tylko tą spróbujmy. Pół godziny później? To może jeszcze jedna plansza, ale tym razem to już serio idę spać. I tak do rana…

Gra niestety nie ma odpowiedniego systemu nagród poza własną satysfakcją. Możemy odblokowywać kolejne motory i stroje naszego alter-ego, ale to właściwie tyle. Niektóre osoby mogą czuć się tym rozczarowane, więc czuję się w obowiązku o tym wspomnieć. Dodam jednak, że satysfakcja i „radocha” w pokonaniu kolejnego wyzwania jest na tyle duża, że brak odpowiednich nagród zupełnie nie przeszkadza.

Technikalia

Testowałem tę grę w wersji na Xbox One. Jest ona również dostępna dla posiadaczy Xboxa 360, PlayStation 4 oraz komputerów z systemem Windows, bazuję jednak swoje wrażenia na podstawie edycji dla najnowszej konsoli Microsoftu.

Gra działa bardzo płynnie i jej interfejs jest dokładnie taki, jaki powinien być: rozmieszczenie „klawiszologii” na gamepadzie jest intuicyjne i nieskomplikowane, a postać w grze błyskawicznie reaguje na ruchy joystkickiem czy wciskanie przycisków.

Oprawa audiowizualna jest poprawna. Muzyka w grze raczej nie współgra z moim gustem (lekkie, trance’owe brzmienia), a dźwięki… po prostu są, nie przeszkadzając ani też nie wnosząc za wiele. Najważniejsze, czyli oprawa graficzna, prezentuje się bardzo przyzwoicie. Trials Fusion nie szokuje jakością grafiki, ale też cieszy oko. Warto pamiętać, że to gra typu „arcade”, a więc sprzedawana za niewysoką cenę (w dniu premiery, wersja na Xbox One kosztowała 75 złotych), więc ciężko tu wymagać oprawy na miarę Battlefielda czy Crysisa. Jest jednak znacznie powyżej przeciętnej.

Gra umożliwia też rywalizowanie ze znajomymi, porównywanie z nimi najlepszych czasów oraz, co szczególnie fajne, tworzenie własnych poziomów za pomocą całkiem rozbudowanego edytora. Twórcy zapowiadają też płatne DLC, które będą zawierać kolejne plansze. Na szczęście, edycja podstawowa ma i tak ich od groma.

Czy warto? Zdecydowanie tak!

REKLAMA

Trials Fusion, patrząc na zimno, nie spełnia właściwie żadnego warunku, by móc ją polecić. Jest wtórna. Jest dość droga (75 złotych to nie jest tak niewiele, mimo iż inne gry kosztują nawet i 250 złotych). A oprawa audiowizualna jest „tylko” bardzo przyzwoita.

Ma jednak coś w sobie. Coś, co nie pozwala oderwać się od konsoli. Każdy etap jest bardzo starannie zaprojektowany, ciekawy i stanowi wyzwanie warte podjęcia. Grywalność stoi na najwyższym poziomie i mimo prostych zasad, Trials Fusion uparcie nie chce się znudzić. Dorzućmy jeszcze szczyptę wszechobecnego w tej grze absurdalnego humoru i mam nadzieję, że zdecydujecie się na zakup. Bo zdecydowanie warto.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA