REKLAMA

Hipster, kamper, lajk, mem i Fejs. Tak, od teraz to jest po polsku

Jeśli pani polonistka skarciła cię ostatnio za użycie jakiegoś “makaronizmu”, który wyniosłeś z Internetu, lub też przebiega cię dreszcz i zgrzytasz zębami, gdy ktoś inny używa określeń, jakich nie znajdziesz w kanonie polskiej literatury, to powinieneś czym prędzej udać się do księgarni po nowy Słownik Ortograficzny PWN. Bo język polski w końcu zdaje się doganiać rozwój technologii.

15.03.2016 08.47
Słownik Ortograficzny PWN w końcu dogania rozwój języka.
REKLAMA
REKLAMA

Ewolucja języka zawsze postępuje bardzo wolno. Przez lata już nasz język był niebywale niewydolny względem internetowych potworków, neologizmów i zapożyczeń, które zrodziły się w Sieci. Nie chodzi już nawet o to, że przyjęliśmy do naszego osobistego słownika bezczelne wręcz kalki językowe i zaczęliśmy ich używać na co dzień, bo to jest naturalne - tak postępował rozwój każdego języka. Chodzi o to, co w sytuacji, kiedy zapożyczając obco brzmiące słowo nadal chcemy używać go w zgodzie z zasadami polskiej gramatyki?

Słownik ortograficzny PWN niesie odpowiedź na to pytanie.

Słownik ortograficzny PWN 2016, pod redakcją prof. dr hab. Edwarda Polańskiego to - w końcu - dowód na to, że internetowe, językowe kreacje na dobre zadomowiły się w naszym ojczystym języku. Że możemy ich używać bez skrępowania, do tego stosując poprawne zasady.

Jak czytamy w opisie słownika na stronie księgarni PWN:

To tylko wybrane przykłady. Neologizmów i zapożyczeń znalazło się tam o wiele więcej. Oprócz nowych słów tradycyjnie w słowniku znajdziemy też zasady pisowni, obszerny wykład dotyczący zasad gramatyki i interpunkcji, wyjaśniający wiele językowych wątpliwości, aneks z najnowszymi zmianami dotyczącymi ortografii, i liczne odesłania od haseł do zasad pisowni.

Mam tylko nadzieję, że w wydawnictwie PWN pamiętają, iż dziś już nikt nie chce sięgać po papierowy słownik i niebawem doczekamy się aplikacji mobilnej. Skoro PWN potrafił w końcu przenieść swój największy słownik Oxford-PWN do formy aplikacji mobilnej (i za 90 zł można nabyć słownik, którego gigantyczna, papierowa wersja dziś kosztuje blisko 250 zł. Sam nabyłem ją kilka lat temu za prawie dwa razy tyle…) to słusznym posunięciem byłoby wypuszczenie również i nowego Wielkiego słownika ortograficznego jako aplikacji. Tym bardziej, że na nadmiar dobrych słowników w Sklepie Play czy AppStore naprawdę nie można narzekać.

Pozwoliłoby to przede wszystkim udostępnić słownik większej liczbie ludzi, którzy w innym wypadku zapewne sami nie zawędrują do księgarni, by kupić ogromną, 1340-stronicową wersję papierową. Język jest też tworem, który zmienia się bardzo dynamicznie i nawet gdyby kolejne wydania papierowego słownika ukazywały się raz do roku, to wciąż nie nadążałyby za rozwojem języka. Dlatego wersja online i aplikacja mobilna mogą być rozwiązaniem, które katalogowałoby nowinki językowe o wiele szybciej i skuteczniej, niż miało to miejsce do tej pory.

REKLAMA

Oczywiście zawsze można skorzystać z przegenialnego zasobu jakim jest darmowy sjp.pwn.pl - słownik języka polskiego połączony z poradnią językową i korpusem języka polskiego. Gdyby jednak dołączył do dołączył do niego również i Wielki słownik ortograficzny, byłoby to naprawdę kompletne miejsce w Sieci, w którym moglibyśmy sprawdzać niuanse językowe, co do których bardzo często mamy wątpliwości.

Jeśli więc czyta to ktoś z PWN - czekamy na aplikację. Zarówno dla Wielkiego słownika ortograficznego, jak i sjp.pwn.pl.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA