REKLAMA

Trudno uwierzyć, ale niektóre awarie Facebooka były zamierzone. Serwis sprawdzał, czy jesteśmy od niego uzależnieni

Sam już zdążyłem zapomnieć, jak często w ciągu ostatniego półrocza donosiliśmy o awariach Facebooka. Jedno wiem na pewno - za często. Tym bardziej, że nie były to małe usterki, a przestoje trwające niekiedy kilka godzin. Okazuje się, że część tych przestojów wcale nie była przypadkowa. Wprost przeciwnie.

07.01.2016 16.17
Trudno uwierzyć, ale niektóre awarie Facebooka były celowe
REKLAMA
REKLAMA

Jak doniósł serwis The Information, na przestrzeni ostatnich lat Facebook celowo wpływał negatywnie na działanie swojego portalu społecznościowego, aby sprawdzić… lojalność użytkowników. Sytuacja dotyczy co prawda celowego zawieszania aplikacji mobilnej na Androidzie, ale w świetle tej informacji nie byłbym przesadnie zdziwiony, gdyby planowane przestoje w pracy aplikacji były też powiązane z problemami, które trapiły wersję przeglądarkową.

Dlaczego Facebook zawieszał swoją aplikację?

Jeśli wierzyć temu, co podaje The Information, Facebook w ten sposób sprawdzał przywiązanie użytkowników do swoich usług i jak się okazuje, nie ma się czym martwić. W większości przypadków użytkownicy nie poddawali się frustracji i nie rezygnowali z portalu Zuckerberga. Co więcej - kiedy problemy zaczęły trapić aplikację mobilną, po prostu uruchamiali oni mobilną wersję strony w przeglądarce!

Można zapytać - ale po co to wszystko? Ano po to, by przygotować się na ewentualny moment, gdy… Google zakręci kurek i usunie aplikację Facebooka ze swojego sklepu Play. Dlaczego miałby to zrobić? Któż to wie. Najwyraźniej Facebook zakłada, iż w pewnym momencie rywalizacja pomiędzy dwoma gigantami może posunąć się tak daleko, że Google powie “dość” i sprawi, że Facebook nie znajdzie się na jednym z miliarda smartfonów z Androidem poprzez oficjalne kanały.

Z doniesień wynika, iż oprócz testowania cierpliwości swoich użytkowników, Facebook przygotowuje się na taką ewentualność poprzez przygotowanie własnego sklepu z aplikacjami. Takie sklepy mają już chociażby Amazon czy Samsung, więc koncepcja Facebooka może nie być taka do końca chybiona, chociaż oczywiście wymagać to będzie porozumienia z producentami sprzętu lub też - być może - produkcji własnego urządzenia?

Starcie tytanów.

Rywalizacja między Facebookiem a Google’em od dłuższego czasu jednocześnie mnie fascynuje i przeraża. Google zbudował sobie na rynku pozycję, której teoretycznie nic nie jest w stanie zagrozić. Jest absolutnym hegemonem, zbudowanym na bardzo silnym fundamencie podstawowych usług, z których dziś korzysta praktycznie każdy internauta.

Z drugiej strony mamy Facebooka, który widząc, że pozycji Google’a nie da się zagrozić w bezpośrednim starciu, od co najmniej dwóch lat tworzy coś na kształt Internetu 2.0 - swój własny ekosystem wewnątrz ekosystemu, w którym sieć usług, możliwości i informacji ma opleść użytkowników na tyle mocno, aby zwyczajnie nie chcieli opuszczać portalu.

Jak poniekąd dowiodły kontrolowane przestoje w pracy aplikacji - przesadnie się starać Facebook nie musi.

Takie testy tylko jeszcze bardziej skłaniają mnie do myślenia, że Facebook nie tylko zakłada ewentualność, że rywalizacja z Google’em może przekroczyć punkt krytyczny, lecz coraz lepiej się na tę ewentualność zbroi, tworząc swój własny internet, w którym Google… nie byłby użytkownikom potrzebny.

W kręgach technologicznych snobów bardzo lubimy mówić, jak to “Facebook się kończy”, jak się stacza, jak staje się coraz gorszy, bla bla bla. Tymczasem prawda jest dokładnie odwrotna. Facebook stale rośnie, przyciąga kolejnych użytkowników i staje się osobnym bytem. Jestem więcej niż pewien, że już dziś jest wielu ludzi, którzy są w stanie wyobrazić sobie Facebooka bez reszty Internetu, ale Internetu bez Facebooka - już niekoniecznie.

Posunięcia społecznościowego giganta wcale mnie nie dziwią.

Powiem więcej - jeśli Facebook faktycznie pracuje nad własnym sklepem z aplikacjami (a ma ich już w swoim portfolio tyle, że sama kolekcja natywnych programów jest całkiem pokaźna) nie byłbym wcale zdziwiony, gdyby w perspektywie najbliższych pięciu lat Facebook faktycznie stworzył swój własny smartfon. Ale nie karykaturę pokroju HTC First, która była pierwszą przymiarką Facebooka do własnej nakładki na Androida (Facebook Home). Tylko pełnoprawny, własny smartfon.

Takiego posunięcia próbował Amazon i gorzko się przeliczył. Fire Phone okazał się ogromną porażką, ale tam mieliśmy do czynienia z… przerostem ego? Firma Jeffa Bezosa uwierzyła, że klienci są do niej na tyle przywiązani, żeby zainwestować w hub do ich sklepu, który zawsze będą mieli przy sobie. Jak dobrze wiemy, okazało się, że jednak większość użytkowników Amazonu nie jest aż tak związana emocjonalnie ze swoim ulubionym sklepem.

Facebook to jednak zupełnie co innego. Nawet z perspektywy osoby, dla której Facebook nie jest centrum świata, spróbujmy sobie wyobrazić internetowy świat BEZ niego. Trudno, prawda? No bo co zamiast tego? Twitter? Kilkukrotnie wskrzeszany Google+? Bo chyba nie Snapchat? A świat bez Amazonu? - inni, niewiele mniejsi dostawcy tylko czekają na ten moment.

W perspektywie kilku, wcale nie tak odległych, lat, Facebook może stać się firmą o statusie bardzo podobnym do Apple. Czymś więcej, niż tylko kolejną firmą technologiczną, a raczej XXI-wieczną religią. Mającą nie użytkowników, a wyznawców.

I pewnie, można od razu zakrzyknąć, że “na pewno nie, bo na Facebooku nie można zrobić tego, tego i jeszcze tamtego!”. No pewnie, że nie można. JESZCZE. A nawet biorąc pod uwagę dzisiejszą potęgę, jaką rozporządza Mark Zuckerberg, to… czy naprawdę przeciętnemu internaucie potrzebne jest coś więcej? Zakładając, że e-mail odszedłby w niepamięć (bo zastąpi go Facebook for work), to brakuje tylko własnego VoD i serwisu strumieniującego muzykę. JESZCZE brakuje.

Może się oczywiście okazać, że tak radykalne zamknięcie użytkowników we własnym ekosystemie nigdy nie nastąpi, a Facebook pozostanie - bardzo istotnym - ale nadal tylko jednym z elementów większej całości, jaką jest Internet. Jeśli jednak już teraz portal sprawdza na użytkownikach, na ile są od niego uzależnieni (bo umówmy się, o to właśnie chodziło w opisanych wyżej testach), to gigant może się zdecydować na taki krok nawet wtedy, gdy nie będzie ku temu realnej konieczności.

O czytelników Spider’s Web jestem spokojny. Jesteście ludźmi świadomymi technologicznie, których nie trzeba prowadzić za rękę i wskazywać właściwego wyjścia. Bądźmy jednak szczerzy - tacy ludzie, entuzjaści, to ledwie kropla w morzu. Przykro mi to mówić, ale my “nie jesteśmy w targecie”. Facebook chce uzależnić i zamknąć w swoim żelaznym uścisku tych internautów, którzy nie są świadomi alternatyw. A może raczej tych, którym w obrębie Facebooka jest na tyle wygodnie, że nie będą widzieli powodu, by owych alternatyw szukać.

Dlatego też od pewnego czasu o wiele bardziej “boję się” Facebooka niż Google’a. Oczywiście, poczynania tego drugiego nadal rysują mi przed oczami dystopijne wizje uber-korporacji rządzącej światem, ale na szczęście na razie istnieją instytucje, które potrafią utrzymać w ryzach tego typu zapędy poza Siecią.

Jeśli jednak chodzi o Internet sam w sobie, tutaj Google, pomimo swojej pozycji na rynku, nie wydaje mi się być jako takim “zagrożeniem”. Nawet jeśli Google poniekąd uzależnia nas od swoich usług, to w dalszym ciągu pozostają one tylko bramą do pozostałej części Internetu i niejako elementem jego fundametów.

Facebook natomiast zdaje się mieć o wiele bardziej autorytarne zapędy. Patrzę na kierunek, w którym ta sieć społecznościowa podążą i autentycznie się boję. Boję się przyszłości, w której miliard ludzi na świecie przebywa i karmionych jest treścią kontrolowaną przez jednego tylko dostawcę. Dzisiaj jeszcze, przebywając w obrębie Facebooka, masz wybór. Jak będzie za 10 lat? Co będą otrzymywać użytkownicy zamkniętego na cztery spusty Facebooka w ramach “kuracji treści”?

Być może nic strasznego. No właśnie. “Być może”.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA