REKLAMA

Gry wojenne w wykonaniu Orange - tak pomarańczowy operator wygrał walkę w aukcji LTE

Zakończyła się już aukcja LTE, w której operatorzy walczyli o możliwość wykorzystania nowych częstotliwości. Zwycięzcą zmagań jest pomarańczowy operator, który dzisiaj zaprosił nas do swojego War Roomu - pomieszczenia w warszawskim Miasteczku Orange, gdzie prowadzone były “gry wojenne”.

21.10.2015 07.09
Orange opowiada o kulisach aukcji LTE i prezentuje War Room
REKLAMA
REKLAMA

Rozdział częstotliwości LTE w naszym kraju trwał wyjątkowo długo. Nie tylko postępowanie aukcyjne przedłużało się w nieskończoność, ale proces budził też mnóstwo kontrowersji natury prawnej, o czym pisaliśmy wielokrotnie na łamach Spider’s Web.

Wojna o pasmo od kuchni.

orange-war-room-aukcja-lte-36

Dla przeciętnego użytkownika usług telefonii komórkowych to temat obcy i mało porywający, ale zakończona aukcja LTE cementuje układ sił na polskim rynku na najbliższe 15 lat. Na taki bowiem okres przyznano częstotliwości.

O tym, jak ostatnie kilka miesięcy wyglądało “od kuchni” opowiedzieli nam dzisiaj przedstawiciele Orange’a. To, ile pracy włożono i jak kompleksowo sieć przygotowała się do “walki o pasmo”, robi duże wrażenie.

Orange War Room, czyli “gry wojenne”.

W Miasteczku Orange przygotowano specjalne pomieszczenie, gdzie kilkuosobowy zespół analizował oferty w aukcji i proponował własne. Ze względu na model, w jakim aukcja została zrealizowana, uczestnicy nie wiedzieli, jak licytowali poszczególne bloki konkurenci.

Każdy operator wiedział za to, czy jego aktualna oferta jest najwyższa. Na podstawie danych budowano różne scenariusze, wyliczano prawdopodobieństwo, analizowano ruchy konkurencji. Potem podejmowano decyzję, jaką ofertę złożyć w danej rundzie i czekano na kolejne wyniki.

Jak wyglądało pomieszczenie, gdzie decydowano w kilka minut o dokładaniu do puli kolejnych milionów złotych?

War Room, jak go pieszczotliwie określa operator, to niepozorne pomieszczenie w warszawskim Miasteczku Orange. Dzisiaj weszliśmy do niego bez problemu, ale przez ostatnie miesiące pilnował go ochroniarz, a wydarzenia mające miejsce w środku były owiane tajemnicą - gra toczyła się naprawdę o wysoką stawkę.

Firma miała jeszcze jeden zapasowy War Room w zanadrzu, ale nie chciała zdradzić nam jego lokalizacji. Dowiedzieliśmy się natomiast, że w obrębie tego pomieszczenia działały dwie niezależne sieci LAN oraz zapewniono trzy różne stałe łącza i trzy różne łącza mobilne.

orange-war-room-aukcja-lte-15

Był nawet plan, którędy biec z laptopem do samochodu na wypadek awarii internetu, by wyruszyć w poszukiwaniu zasięgu.

Gra toczyła się o grube miliony (a nawet miliardy) złotych, dlatego takie dmuchanie na zimne nie dziwi. Sam pokój był ten pełen wyposażenia. Znaleźć tam można dziewięć stanowisk pracy, trzy duże ekrany, trzy drukarki, dwa serwery plików, pięć szyfrowanych pendrive’ów, dwa faksy (których podłączenie było wyzwaniem) i… ekspres do kawy.

O przebiegu aukcji ze strony Orange opowiadało kilku pracowników, w tym Wojciech Jabczyński i Piotr Muszyński. Dowiedzieliśmy się, że Orange'a wspierał dr Soren Sorensen z firmy NERA Economic Consulting, który pracował przy aukcjach podziału widma w ponad 25 krajach. Przedstawił on wykorzystywane przez siebie narzędzia analityczne.

Orange pochwalił się wieloma liczbami związanymi z aukcją.

Telenowela aukcyjna miała swój początek w sierpniu 2013 roku, a pierwsze ogłoszenie aukcji nastąpiło cztery miesiące później. W lutym 2014 roku odwołano pierwszą aukcję, by w kwietniu przystąpić do kolejnych konsultacji.

orange-war-room-aukcja-lte-37

Drugie ogłoszenie aukcji odbyło się w październiku 2014, w listopadzie złożono oferty wstępne, a licytacja trwała od lutego 2015 roku aż do teraz. Aukcja trwała długo, wzbudzała kontrowersje, a wylicytowane kwoty należą do najwyższych w Europie.

Aukcja prowadzona była w modelu SMRA - wszystkie bloki pasma były licytowane równocześnie.

Aukcja nie mogła się też (teoretycznie) skończyć, dopóki przynajmniej na jeden z bloków ciągle są składane oferty. Przedmiotem były częstotliwości z zakresu pasma 800 MHz i 2600 Mhz. Okres trwania rezerwacji na 19 oferowanych bloków - 5x 5 MHz dla 800 MHz i 14x 5 MHz w paśmie 2600 MHz - to 15 lat.

Wiemy już, że z Orange’a aukcją LTE zajmowały się głównie 4 osoby, a firma po błędach popełnionych przy podziale częstotliwości 1800 MHz, tym razem nie mogła sobie pozwolić na to, by nie wyjść zwycięsko z tego starcia. Orange jest zadowolony z wyniku, a przy okazji pochwalił strategię Playa.

Pracownicy przez kilka miesięcy codziennie czekali na wyniki kolejnych rund i składali swoje oferty.

Na analizę danych uzyskanych z elektronicznego systemu aukcyjnego UKE było bardzo mało czasu i nie można było spóźnić się ze swoją odpowiedzią. Pracownicy Orange’a korzystali z mnóstwa zaawansowanych narzędzi analitycznych. Sama liczba plików XLSX na dysku typu NAS z wynikami kolejnych rund była przytłaczająca.

Przedstawiciele firmy opowiadając o aukcji podkreślali, że do samego końca analizowali najróżniejsze scenariusze, a czasem składając ofertę… korzystali z losowego generatora. Wszystkich scenariuszy nie dało się przewidzieć - przy tylu rundach, blokach i graczach w aukcji, liczba kombinacji ostatniego dnia była niemożliwa do przetworzenia.

Orange pod koniec ograniczyło się do analizy dwóch realnych scenariuszy i wybierało pomiędzy trzema różnymi strategiami.

Przez wiele rund niewiele się działo, ale bywały momenty, gdy wykorzystywane narzędzia analityczne - zwłaszcza pod koniec aukcji - okazywały się bardzo przydatne. Stosowano też multum zabezpieczeń przed złożeniem wiążących kliknięć - była stosowana trzystopniowa weryfikacja, robiono print screeny.

orange-war-room-aukcja-lte-25

Przedstawiciele firmy zdecydowali się pod koniec na ryzykowny krok i na bazie swoich obliczeń w ostatniej rundzie nie złożyli deklaracji. Po konsultacji z prawnikami uznali, że ich przedostatnia oferta będzie nadal w mocy, a ten ruch wywołał niemałe poruszenie u osób obserwujących rozwój sytuacji.

W ciągu 115 dni aukcji rozegrano aż 512 rund.

W tym czasie wysłano 4 segregatory dokumentów faksem, pięć razy utracono połączenie, a składanie oferty trwało średnio tylko 5 minut. Pracownicy firmy ponad 1000 godzin poświęcili na rozmowy z zarządem i… wypito 2128 filiżanek kawy.

Orange wylicytował w aukcji dwa bloki w paśmie 800 MHz oraz 3 bloki w paśmie 2600 MHz - czyli zrealizowano założenia. W dodatku operator kupił pasmo o 11–12 proc. taniej w porównaniu do przeciętnej ceny w aukcji, a udział Orange Polska w ogólnych zasobach częstotliwości wzrósł o 2 pkt. proc.

To dobra wiadomość dla klientów sieci.

Dzisiaj zasięg LTE od Orange dociera do 80 proc. ludności. W przyszłości dzięki nowym blokom będzie możliwe pokrycie całej populacji naszego kraju, co jest niezwykle istotne - liczba osób wykorzystujących LTE i zużycie transferu danych rośnie w szybkim tempie, czym firma nie omieszkała się pochwalić.

Orange zapowiada, że złoży wniosek o rezerwację wygranych bloków częstotliwości. Pierwsze stacje bazowe pojawią się w przeciągu od trzech miesięcy do pół roku po odbiorze rezerwacji częstotliwości, a za dwa lata - jeśli nie pojawią się problemy z uzyskaniem najróżniejszych zezwoleń - nowe częstotliwości będą wykorzystywane w pełni.

REKLAMA

Pozostają jeszcze tylko pytania o to, czy przyznanie częstotliwości dojdzie do skutku, a jeśli tak, to z kim Orange wejdzie w partnerstwo przy rozwoju sieci LTE. Na razie nie są wykluczane żadne scenariusze, a przedstawiciele sieci przyznają, że historycznie najbliżej im do partnerstwa z T-Mobile.

Rozważana jest budowa wspólnych stacji bazowych oraz nawet wspólnej sieci radiowej, ale za wcześnie na wiążące deklaracje. Nie wiemy też, jak koszt aukcji odbije się na… kieszeniach klientów.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA