REKLAMA

Blogerzy są bogami, tyle że pogańskimi

19.04.2012 13.13
Blogerzy są bogami, tyle że pogańskimi
REKLAMA
REKLAMA

Czyli, delikatnie rzecz ujmując, nikt w nich nie wierzy. No, może paru licealistów, bardziej na złość mamie niż z rzeczywistych przekonań. Tym samym niestety zgadzam się z komentarzem Kuby Kontka pod wpisem Przemka o filmie Blogersi. Pozwólcie, że zacytuję: „Blogerom tak serioserio wydaje się, że mają istotny wpływ na cokolwiek? W przyszłości pewnie tak, ale obecnie? C’mon…„. To prawda.

Internet istnieje już te „dzieści” lat, blogi funkcjonują od kilkunastu. To niewiele, ale w skali globalnej sieci to jak pięć wieków w rozwoju świata. Rzecz w tym, że przez tych kilkanaście lat zmieniało się wiele. Umysł blogera się nie zmienił.

Kim jest bloger? Żeby być dobrym blogerem trzeba mieć problemy z ego, do końca normalny człowiek nie będzie pisał dobrego bloga, bo taki blog będzie nudny. Dlatego opcje są dwie – albo czytamy wypociny narwanego szaleńca, albo kogoś kto mistrzowsko kreuje taki wizerunek. I to nie jest istotne, czy pisze o polityce, wyrywaniu zdesperowanych studentek czy po prostu kocha media.

Czego by nie mówił, bloger lubi czuć się ważny, bloger lubi być adorowany, kocha popularność i rosnącą bazę czytelników. Piszę to zresztą trochę z autoironią, bo też przecież nieco bloguję. Zjawisko to rodzi jednak pewne, spore ryzyko dobierania tematów, treści, a wreszcie poglądów pod stado czytającego go tłumu. Istnieje więc realna obawa, że w pewnym momencie bóg staje się zakładnikiem swoich wyznawców.

Strasznie nie lubię określenia „bloger”, a jeszcze bardziej drażni mnie wyraz „blogosfera”, który poniekąd definiuje pewne zjawisko społeczne. Otóż najchętniej czytani polscy autorzy blogów tworzą taką właśnie sprawiającą wrażenie kompletnie oderwanej od rzeczywistości zamkniętej grupki, sitwy, poklepując się wzajemnie po ramionach i w kolejnych wpisach, czasem w blogrollu  w czysto literackim tego słowa znaczeniu robiącej sobie dobrze.

Film „Blogersi” jest jednym z zabawniejszych filmów jakie widziałem w tym roku (fakt faktem, że głównym konkurentem była Kac Wawa). Ja przepraszam, że to piszę, polscy blogerzy mają lekkie pióro i na pewno często piszą o rzeczach ważnych i ciekawych, ale podczas oglądania nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że równie dobrze można by wpuścić kogoś z kamerą do kuchni renomowanej warszawskiej restauracji.

Następnie przepytywać ich po kolei i nagrywać wypowiedzi „ja robię torty, [groźna mina] zabraniam rodzinie, komukolwiek, mówić, że robię torty„, „ja jestem od warzyw, nigdy nie myję warzyw – no i co nam zrobią? zamkną nas?„. Reakcja na film byłaby pewnie podobna, może nawet udałoby się nabić więcej odsłon, wszak branża gastronomiczna wciąż jest chyba jednak liczniejsza niż renomowana „blogosfera”. Tak: ten film jest śmieszny. I trochę rozczulający…

Myślę, że blogerzy bardzo by chcieli czuć się ważnymi, nawet w połowie tego, na jakich się kreują. Nie ma ich u Kuby Wojewódzkiego, jeśli zaprosi ich jakaś inna telewizja to raczej w roli dziwoląga, odszczepieńca, który zresztą siedzi w fotelu tuż obok Luntka czy innego Dziecka Rosemary internetu.

Jest taki fenomen ostatnich tygodni w sieci – SA Wardęga. Czuję się zresztą nieco zażenowany, że dodatkowo propaguję w tym miejscu to nazwisko, ale ważne jest to dla mojej końcowej tezy. Chłopak ubzdurał sobie, że będzie polskim Remim Gaillardem, biega po ulicy w głupich ciuszkach, a robi to z wdziękiem i naturalnością równą Jarosławowi Kaczyńskiemu na dyskotece i taki oto prymitywny humor pełną gębą, w słabym zresztą wydaniu, w mgnieniu oka dorobił się na Facebooku kilkunastu tysięcy fanów. Więcej, niż większość renomowanych blogerów, czasem nawet gdyby sumować ich profile.

Czy blogerzy są opiniotwórczy? Czytelnik Kuba ma pełną rację – nie są. Mogą mieć swoich fanów, koledzy mogą pisać o nich na swoich blogach, a od czasu do czasu mogą zawojować Wykop. Dalej jednak w oceanie nawet nie świata, a internetu, są niczym kropla. Być może kiedyś dzięki pozycji zbudowanej na swoich autorytetach będą dyktować nam trendy. Dziś jednak poza obrębem niewielkich pokoi, w których są zamknięci ze swoimi nielicznymi wyznawcami, nie mają nic do gadania. Martwi mnie jednak, że niektórzy chyba o tym nie wiedzą.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA