REKLAMA

Pierwowzór Kindle'a ma już 100 lat. Tak wygląda czytnik sprzed wieku

Pomysł na Kindle wcale nie jest taki współczesny, jakby się mogło wydawać. Już 100 lat temu amerykański admirał Bradley'a A. Fiske zaprojektował czytnik działający na podobnej zasadzie.

02.09.2022 06.17
Fiske Reading Machine to czytnik Kindle sprzed 100 lat
REKLAMA

Zalety czytników e-booków takich jak Kindle są nie do przecenienia. Oszczędzają miejsce na półkach, pozwalają zabrać ze sobą setki pozycji w lekkim i poręcznym urządzeniu, a wydawcom umożliwiają częściową redukcję kosztów dystrybucji. Wydaje się nam, że urządzenia mające rozwiązać czytelnicze problemy są dość współczesnym wynalazkiem. Okazuje się jednak, że pierwszy projekt takiego urządzenia pochodzi z 1922 roku.

REKLAMA

Wtedy to na łamach magazynu Scientific American ukazał się artykuł opisujący urządzenie mające zrewolucjonizować ówczesny rynek książkowy - Fiske Reading Machine, projektu Bradley'a A. Fiske'a, admirała marynarki wojennej i innowatora.

Założenie urządzenia było identyczne jak w przypadku Kindle

Domyślnie maszyna Fiske'a miała umożliwić lekturę książek w prosty, spersonalizowany sposób, jednocześnie mieszcząc się w kieszeni płaszcza.

Całość składała się z czterech części: bardzo lekkiej, aluminiowej ramy, w której umieszczano specjalnie przygotowany wydruk, maleńkiego obiektywu o dziesięciokrotnym powiększeniu, korbki służącej do przesuwania wydruku w pionie oraz prostej muszli ocznej.

Maszyna obsługiwana była jedną ręką, a zmiana "stron" odbywała się poprzez nieznaczne ruchy kciuka. Posiadała także klapkę tuż obok muszli ocznej, która miała zasłonić drugie oko redukując jego zmęczenie.

fiske-reading-machine

Specjalnie przygotowane książki były fotokopiami istniejących wolumenów, pomniejszonymi dziesięciokrotnie i spreparowanymi do odpowiedniej formy. Każdorazowo w zasięgu wzroku czytelnika było 120 słów, co wg testów umożliwiało lekturę ze stałą prędkością około 287 słów na minutę.

Pojedynczy pasek zawierał 10 tys. słów po każdej stronie, a zatem książka składająca się ze 100 000 znaków (około 400 stron standardowego wydruku) zajmowała zaledwie 10 pasków, bezproblemowo mieszczących się w kieszeni.

FiskeReadingMachine1

Bradley A. Fiske chciał zrewolucjonizować cały rynek

Podobnie jak w przypadku dzisiejszych e-booków, sam czytnik byłby niczym bez odpowiedniej infrastruktury, księgarni internetowych, a przede wszystkim - starannie przygotowanych e-książek. W artykule Scientific American autor przedstawia główne założenia idei Fiske'a. Zabawne, jak niewiele odbiegają od dzisiejszego rozumowania.

  • Redukcja kosztów produkcji - przy 10 tys. egzemplarzy cena sprzedaży do wydawcy wynosiłaby 4 centy. Powyżej 100 tys. cena mogłaby być znacznie niższa.
  • Z powodu specyficznego formatu, konieczne jest użycie najwyższej jakości papieru, co wydłużyłoby żywotność książek. Standardowy papier żółknie i kruszy się po krótkim czasie.
  • Do produkcji nowego formatu potrzeba będzie zaledwie 1/60 papieru używanego dotychczas.
  • Dzięki niewielkiemu rozmiarowi znacznie spadnie koszt dystrybucji książek i gazet, a kwestie logistyczne zostaną usprawnione.
  • Książki zaczną zajmować nieporównywalnie mniej miejsca na półce

Najciekawsze są jednak podwaliny ideologiczne, a nie ekonomiczne. Fiske widział w swojej maszynie szansę na narodziny darmowej prasy, w całości opłacanej przez reklamodawców. Dzięki znikomym kosztom produkcji czytelnik nie byłby obciążony żadną opłatą. Czyż nie jest to łudząco podobne do internetowych serwisów informacyjnych?

Większa ilość darmowej treści - zdaniem Fiske'a - przyczyniłaby się w znaczący sposób do redukcji problemu analfabetyzmu i edukacji najbiedniejszych.

FiskReadingMachine

Niestety, wizja admirała potrzebowała blisko 100 lat krystalizacji

Na swoje czasy pomysł okazał się być zbyt rewolucyjny. Choć rozpalił wyobraźnię środowisk naukowych i literackich, zderzył się z brutalną rzeczywistością lobby wydawniczych, dla których szczytne idee Fiske'a były... kompletnie nieopłacalne.

Jak wszyscy wiemy, pomysł darmowego i bezproblemowego dostępu do treści nie zginął, lecz ewoluował przez kolejne dekady, ostatecznie przyjmując formę dzisiejszego Internetu i książek elektronicznych. Widząc jedno z miejsc, od których wszystko się zaczęło, aż ciśnie się na usta...

Przeszliśmy długą drogę.

REKLAMA

Ten artykuł ukazał się po raz pierwszy na spidersweb.pl 26.02.2015 roku

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA