REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Ciche eksplozje. „Jeszcze jest czas” - recenzujemy debiut reżyserski Viggo Mortensena

W swoim pełnometrażowym debiucie reżyserskim Viggo Mortensen opowiada o starciu nowoczesności z tradycją. I robi to niczym jedni z najlepszych reżyserów, z którymi w czasie swojej kariery współpracował.

26.03.2021
18:04
Jeszcze jest czas. Recenzja debiutu reżyserskiego Viggo Mortensen
REKLAMA
REKLAMA

„Jeszcze jest czas” to film jednocześnie czuły i zmysłowy oraz szorstki i cielesny. Viggo Mortensen próbuje się tu przebić przez podskórny pancerz do psychiki swoich bohaterów, doprowadzając w ten sposób do zderzenia dwóch światów. Teraźniejsze wydarzenia wywołują reminiscencje przeszłości. Kiedy Johna odwiedza jego schorowany ojciec rusza lawina wspomnień. W miarę rozwoju akcji nakręca się spirala żali, trosk i tęsknot. Bomba tyka. Spokój protagonisty jest tylko przykrywką i tylko czekamy, aż znużony kolejnymi wyzwiskami pokroju „ciota” wyrzuci z siebie cały drążący go od czasów dzieciństwa gniew.

Produkcja ma w sobie ten sam refleksyjny klimat co „Green Book”.

Tak jak u Petera Farrelly'ego przy starciu podejścia konserwatywnego i progresywnego powstaje portret epoki (symbolizowanej tu w osobie ojca protagonisty), która powinna była przeminąć bezpowrotnie. Tematem nie jest tym razem rasizm, tylko homofobia. Tak jak we wspomnianym oscarowym filmie, jest refleksyjnie i narracja toczy się powoli. Reżyser znajduje czas, aby pokazać nic-nie-dzianie-się — przejechać kamerą między wysoką trawą, pokazać bohatera upajającego się ładną pogodą na plaży. Są to kontrapunkty kolejnych kłótni, przytyków i krytyki. Pozwalają nam nieco odetchnąć, między dusznymi scenami. Atmosfera zagęszcza się z każdą chwilą.

Siła filmu opiera się na dialogach, przez co fabuła rozgrywa się na niskich tonach. Kiedy dochodzi do krzyków jest to niczym wyczekiwana eksplozja, kumulującego się wcześniej ładunku emocjonalnego. Willis bez przerwy wypowiada się negatywnie na temat poczynań syna i jego orientacji seksualnej. Nie może zaakceptować nowoczesności i krytykuje wszystko, co nie wpisuje się w jego konserwatywną wizję świata, łącznie z malarstwem abstrakcyjnym. John znosi to cierpliwe, próbuje być dla niego wyrozumiały z powodu postępującej demencji. Jakby reżyser wprost chciał nam powiedzieć, że jego zachowanie jest efektem choroby. Jednocześnie jednak schorzenia bohatera pozwalają mu naruszyć tematy tabu, przez co „Jeszcze jest czas” wydaje się niesamowicie szczery, a wręcz brutalny w swej szczerości.

jeszcze jest czas viggo mortensen opinie recenzja
Jeszcze jest czas/M2 Films

Rozpad psychiki idzie tu w parze z rozpadem fizycznym.

Całej sesji psychoanalitycznej, której jesteśmy świadkami w dialogach towarzyszy próba cielesnej transgresji. Nie bez powodu w roli proktologa występuje tu David Cronenberg. Ludzkie ciało zawsze stało w centrum zainteresowań słynnego reżysera. Dzięki zdobytym na planach jego filmów doświadczeniem, Mortensen podąża tym samym tropem. Próbuje badać nasze fizyczne ograniczenia i pokazać niemożność ich przekroczenia. Willis ciągle podkreśla, że wciąż jest w stanie samodzielnie pracować na farmie i nie potrzebuje niczyjej pomocy, ale domyślamy się, że to nieprawda.

REKLAMA

Mortensen podejmuje tu wiele istotnych kwestii społecznych, a łączy je wszystkie tematem męskości. Dla granego przez niego bohatera spotkanie z ojcem i wywołane tym wspomnienia są niczym podróż McBride’a przez Układ Słoneczny w „Ad Astra”. Cały czas próbuje odnaleźć siebie mierząc się ze spuścizną ojca. „Jeszcze jest czas” to w swej istocie rozprawienie się z toksycznymi zachowaniami, które stanowiły dla nas kulturowy wzór. Reżyser rozlicza się z nimi, zaglądając za ich powłokę, tak psychiczną jak i fizyczną, odnajdując w ten sposób własny język. I chociaż podczas seansu nieraz zauważymy spory bałagan narracyjny, to samego filmu nie sposób zapomnieć jeszcze długo po jego obejrzeniu.

„Jeszcze jest czas” obejrzycie na platformie MOJEeKINO.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA