REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

„Pele” to dokument o ikonie, a nie o człowieku. Nowy film o najlepszym piłkarzu świata zawodzi

Netflix w ciągu ostatniego roku zdecydowanie zwiększył liczbę sportowych dokumentów dostępnych na swojej platformie. Po produkcji opowiadającej o Michaelu Jordanie nadszedł czas na tytuł poświęcony ikonie piłki nożnej. „Pele” koncentruje się na mundialowej karierze brazylijskiego gwiazdora, ale czy robi to w sposób interesujący?

25.02.2021
7:52
Netflix zrobił film o największym piłkarzu w historii. Pele – RECENZJA
REKLAMA
REKLAMA

Dziękujemy, że wpadłeś/-aś do nas poczytać o mediach, filmach i serialach. Pamiętaj, że możesz znaleźć nas, wpisując adres rozrywka.blog.

Edson Arantes de Nascimento, czyli popularny Pele to jeden z zawodników od lat pojawiających się w dyskusji: „Kto był najlepszym piłkarzem w historii?”. Podobne rozmowy zawsze są obarczone dosyć dużą dowolnością, a przy tym siłą rzeczy zwracają się w stronę napastników zdobywających najwięcej goli, ignorując dokonania golkiperów czy obrońców. Nie sposób jednak podważać faktu, że Pele to sportowa ikona. Zwłaszcza w Brazylii, dla której zdobył aż trzy tytuły mistrza świata.

Dlatego nie ma nic dziwnego w tym, że Netflix postanowił dodać do swojej biblioteki produkcję poświęconą właśnie niemu (inaczej niż w przypadku dokumentu „Anelka: Piłkarz niezrozumiany”). Robienie filmów o postaciach większych niż samo życie wiąże się natomiast z wieloma pułapkami. Niestety, twórcy „Pelego” wpadają w większość z nich i to prawie bez walki.

Pele Netflix – recenzja:

Nowy film platformy Netflix jest dosyć standardowym dokumentem opartym na archiwalnych materiałach i rozmowach z bohaterami wspominanych wydarzeń. Oprócz Pelego chodzi głównie o jego kolegów z reprezentacji Brazylii i drużyny Santosu FC, w którym grał przez większość swojej kariery klubowej. Twórcom produkcji udało się też dotrzeć do siostry i wujka słynnego piłkarza, a także grupy dziennikarzy sportowych i polityka należącego do wojskowego reżimu rządzącego w kraju po przewrocie w 1964 roku.

Ten ostatni fragment jest ważny, bo według zapowiedzi „Pele” miał dotyczyć nie tylko sukcesów sportowych, ale też przemian zachodzących w Brazylii w latach 50. i 60. Wydawało się to całkiem ciekawych konceptem, bo dla wielu Brazylijczyków wielkie zwycięstwa reprezentacji piłkarskiej wiążą się z wybuchami narodowej dumy, a porażki z kolei z głębokimi traumami wspominanymi przez dekady. Próba skonfrontowania kariery Edsona Arantesa de Nascimento z tak trudnym okresem w historii południowoamerykańskiego kraju wydawała się więc czymś naprawdę ciekawych.

Problem w tym, że twórcy filmu wszystkie interesujące wątki przechodzą po łebkach. A sam Pele pozostaje dla nich emocjonalnie niedostępny.

To oczywiste, że nie każdy bohater dokumentu będzie taki jak Michael Jordan. Tak niesamowite połączenie charyzmy, pychy, inteligencji i obsesji wygrywania zdarza się bardzo rzadko. Pele nie jest takim samym człowiekiem jak Jordan i mówiąc wprost, nie ma wielkiego zamiaru otwierać się przed Benem Nicholasem i Davidem Tryhonem. A reżyserzy dokumentu też nie bardzo mają pomysł na to, jak go do tego przekonać. W pojedynczych fragmentach ze strony jednego z najwybitniejszych piłkarzy w historii pojawiają się niekiedy emocje, a nawet łzy, lecz właściwie zawsze wywołane wspomnieniami największych zwycięstw.

Nie można oczywiście powiedzieć, że Pele jest traktowany w dokumencie pomnikowo. Kierowane są w jego stronę nawet pojedyncze zarzuty związane ze współpracą z juntą wojskową Mediciego, co jak na niemal boski status tego zawodnika w Brazylii jest sporym osiągnięciem. Nie zmienia to natomiast faktu, że Pele przez cały czas trwania dokumentu pozostaje ikoną i nie daje skruszyć muru wokół siebie. Co gorsza, twórcy filmu nie mają pomysłu, w jaki sposób podejść do wielu ciekawych wątków powiązanych z karierą Pelego.

Wspomina się m.in. o tym, że był pierwszą sportową gwiazdą, którą tak mocno zainteresował się świat reklamy. Nie wiąże się to jednak z niczym oprócz pokazania kilku reklam z Pelem z tamtego okresu. Za mało jest też o jego wpływie na rozwój piłki nożnej, a współczesny futbol w ogóle nie pojawia się w jakimkolwiek kontekście. A szkoda, bo wystarczy obejrzeć kilka fragmentów jego meczów, żeby zobaczyć, jak bardzo nowoczesnym piłkarzem był już w latach 50. Ba, twórcy nie zadają nawet tak istotnego pytania o bycie najlepszych zawodnikiem w historii. Ta idea pojawia się tylko w ramach zacytowanego pytania, które Pele otrzymał przed laty. A ponieważ ówczesna wypowiedź jest bardzo ciekawa, to brak odwagi do skonfrontowania go z jego własnymi słowami po latach pokazuje bardzo poważny problem ze strony realizatorów dokumentu.

REKLAMA

Wszystko to sprawia, że „Pele” ostatecznie zawodzi i nie dorasta do obranego, wielkiego tematu. Film obejrzycie na platformie Netflix.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA