REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

Dzięki małym krokom stajemy się coraz mniej szkodliwi dla planety – rozmawiamy z Kwiatem Jabłoni

Zeszłoroczny wiosenny lockdown zastał ich na progu kolejnej, największej w ich karierze trasy koncertowej. Przymusowy urlop od grania postanowili wykorzystać na dopracowanie nowego materiału, którego od kilku tygodni możecie słuchać w serwisach streamingowych.

25.02.2021
18:29
Dzięki małym krokom stajemy się coraz mniej szkodliwi dla planety – rozmawiamy z Kwiatem Jabłoni
REKLAMA
REKLAMA

– Znacznie bardziej produktywne jest skupianie się na drobnych, wdrażanych stopniowo w codzienne życie działaniach – mówi Jacek Sienkiewicz z duetu Kwiat Jabłoni. – Ale róbmy to! Nie poprzestawajmy na dyskusjach – wtóruje mu jego siostra Katarzyna. Utalentowane rodzeństwo wydało niedawno nowy album, „Mogło być nic", na którym temat ochrony środowiska zajmuje bardzo ważne miejsce.

Kwiat Jabłoni – wywiad dla Rozrywka.Blog

Gdzie teraz byłaby wasza kariera, gdyby nie pandemia?

Jacek Sienkiewicz: Pandemia pozwoliła nam zacząć funkcjonować w trochę inny sposób. Oczywiście dla nas mniej komfortowy, bo najbardziej lubimy występować przed ludźmi. Ale z drugiej strony mieliśmy bardzo dużo czasu na to, żeby dopracować płytę, pomyśleć o tym, jak chcemy ją przedstawić i co chcemy dalej ze sobą robić. Ludzie przenieśli większość swoich aktywności do internetu, zauważyliśmy z Kasią wzrost zainteresowania naszymi klipami w okolicach marca-kwietnia. Promocyjnie wydarzyło się u nas bardzo dużo. Nie wiem, czy mielibyśmy na to wszystko czas, gdybyśmy grali. A mieliśmy grać bardzo dużo. Gdyby nie pandemia, zagralibyśmy kilka razy więcej koncertów, ale może taki oddech był nam potrzebny, żeby uspokoić się na chwilę i pomyśleć nad nowym materiałem.

Bylibyście już po intensywnej trasie. Myślisz, że ta przerwa i zwolnienie tempa pomogły wam inaczej spojrzeć na nową płytę?

J.S.: Czas w trasie jest bardzo intensywny. Gdy koncertujemy, trudno jest się skupić na innych rzeczach, bo to jest wchodzenie w inną rzeczywistość. Nawet jeżeli mamy te dwa dni przerwy w Warszawie, musimy wtedy trochę odpocząć, pobyć sami ze sobą. Jeśli mielibyśmy wchodzić na zmianę do studia i do busa trasowego, myślę, że nie mielibyśmy tak naprawdę do końca przyjemności ze wszystkich tych czynności. Gdy mamy trasę, bardzo lubimy się skupić na koncertach. Jeżeli mamy wejść do studia – najlepiej w czasie dłuższej przerwy. I to jest coś, czego się teraz nauczyliśmy. Wydawało się nam, że możemy zrobić wszystko, mamy niesamowicie dużo energii, a tu się okazuje, że jest ona ograniczona, człowiek się męczy i trzeba mieć na wszystko czas.

Katarzyna Sienkiewicz: Dzięki pandemii nagraliśmy płytę znacznie bardziej starannie, poświęciliśmy jej więcej czasu, więc być może z czasem okaże się, że tych piosenek będzie się ciekawiej słuchało. Po drugie mieliśmy też czas na tworzenie różnych treści na YouTube’a, np. pandemiczną wersję piosenki „Wzięli zamknęli mi klub” i czas na stworzenie teledysku do „Mogło być nic”. Wcale nie próżnowaliśmy.

W nieco innym, zwolnionym tempie pracy, gdy macie więcej przestrzeni, kreatywność rośnie czy nie ma to znaczenia?

K.S.: To nie ma znaczenia. Wręcz odwrotnie – mniej się działo, więc było mniej emocji, a kiedy jest mniej silnych przeżyć, jest również mniej treści dla piosenek.

Ale z drugiej strony dookoła nas wszystkich dużo się działo. Nie mówię tylko o muzyce, ale też o tym, co mogło dotykać was, jako ludzi.

J.S.: Kasia trochę ma racji w tym, że było mniej bodźców, mniej ludzi dookoła, mniej wyjazdów, koncertowania itd. Ale z drugiej strony faktycznie dużo się działo, szczególnie w naszym kraju, działy się rzeczy bardzo emocjonujące i przejmujące. Szczególnie, gdy działy się Strajki Kobiet.

K.S.: Jasne, jeśli chodzi o to, co działo się w Polsce, to bardzo nas to dotykało i nadal obojętność rządu na strajki oraz nowe prawo aborcyjne bardzo nas niepokoją. Nie zdążyliśmy jednak zamieścić związanych z tym treści na płycie.

W przypadku materiału na najnowszą płytę, pomysły pojawiały się w czasie pandemii czy znacznie wcześniej?

J.S.: Starsze, większość utworów powstała jednak w całości przed pandemią, kilka tekstów dopracowywaliśmy już w tej nowej rzeczywistości. Płyta nie odnosi się bezpośrednio do obecnej sytuacji.

K.S.: Odnosimy się często do problemów, z którymi świat boryka się od dawna – ludzkiej obojętności na niesprawiedliwość, cierpienie, naszej społecznej nieumiejętności dbania o planetę, do codziennych trudów życia.

J.S.: Chociaż kiedy w listopadzie wypuściliśmy singiel „Mogło być nic”, okazało się, że da się go odczytać również w duchu pandemicznym.

Też miałam wrażenie, że ten numer to wasza odpowiedź na nową pandemiczną rzeczywistość. Aż chciałoby się powiedzieć, że to taki muzyczny uspokajacz na czas pandemii i lockdownu.

K.S.: Jedyna piosenka stworzona w czasie pandemii to „Zaczniemy od zera”. Napisałam ją pod wpływem lektury książki o filozofii zen, którą czytałam w czasie pandemii. To utwór o wyświechtanym już przekazie, czyli zachęta do życia chwilą, tu i teraz, którego to życia mogliśmy wszyscy więcej doświadczać właśnie w czasie lockdownu. W takim sensie jest to piosenka z naszej płyty, która według mnie najmocniej nawiązuje do emocji znanych mi z pandemicznej izolacji.

J.S.: Są też dwa fragmenty w „Przezroczystym świecie”, napisane już w rzeczywistości pandemicznej. Śpiewamy o tym, że nieustannie widzimy się przez kamerkę i w taki sposób głównie się teraz kontaktujemy.

No właśnie, „Przezroczysty świat” – co oznaczają te słowa? O jaki świat chodzi?

J.S.: Dla mnie ten utwór jest o naszym pokoleniu, czyli pokoleniu ludzi, którzy mają nieograniczony dostęp do informacji i bez internetu nie potrafimy się obyć. Mam wrażenie, że to powoduje w nas taką znieczulicę, nie potrafimy wzruszać się prostymi rzeczami, cieszyć z małych sukcesów, bo widzimy, że jest ktoś na świecie, kto robi to samo co my, tylko tysiąc razy lepiej. Już trochę znieczuliliśmy się na krzywdę ludzką, na problemy klimatyczne, bo po prostu jesteśmy bombardowani tymi informacjami cały czas. Ten świat jest czasami dla nas przezroczysty. Musiałoby się wydarzyć coś bardzo dużego, żeby w końcu to nami potrząsnęło i żebyśmy zaczęli interesować się tym, co dzieje się dookoła nas. Ostatnio rozmawialiśmy z Kasią o tym, że ten numer jest trochę spóźniony, bo Strajki Kobiet były takim momentem, kiedy zatrzęsła się ziemia i była bardzo duża mobilizacja w obliczu odbierania podstawowych praw. Mamy tak dużo bodźców, jesteśmy tak przeładowani, że chyba potrzebujemy czasem takich uderzeń, żeby się obudzić.

K.S.: Gdy śpiewam tę piosenkę, jestem bardzo przejęta, ponieważ myślę przede wszystkim o tym, że staliśmy się jako ludzkość zupełnie niewrażliwi na cierpienie ludzi i zwierząt, na zmiany klimatu, nie dbamy o planetę, nie chcemy dostrzec, że jesteśmy głównym czynnikiem, który niszczy ten nasz jedyny dom.

Mówicie o znieczuleniu, ale z drugiej strony coraz więcej osób dostrzega konieczność podjęcia kroków, by bardziej zadbać o planetę. Mówimy coraz częściej o depresji klimatycznej, zdaje się, że w ostatnim roku świadomość ludzi w kwestiach klimatycznych wzrosła.

J.S.: To zależy od tego, jakie informacje do siebie dopuszczamy. Wokół mnie dużo jest treści proekologicznych, prowegańskich itd. Ale gdy trafię w obszary internetu, które są z kompletnie drugiej strony moich przekonań, widzę, że jest masa ludzi, których specjalnie nie obchodzi to, co się dzieje z klimatem albo wręcz irytuje ich to, że tyle się o tym mówi.

K.S.: Zamykamy się wszyscy w bańkach informacyjnych i mam to samo wrażenie, co Jacek - często wydaje się nam, że jest lepiej, znajomi o tym mówią, coraz więcej osób interesuje się chociażby dietą wegetariańską. Wystarczy jednak, że zmienię towarzystwo, spotkam osobę spoza tej informacyjnej bańki i okazuje się, że tak samo liczna, jeśli nie liczniejsza grupa znajduje się po drugiej stronie. Cieszę się, że na pewno mówi się o tych problemach więcej niż w poprzednich latach, być może dlatego, że sytuacja jest już naprawdę krytyczna i doprowadziliśmy do tego, że świat się kończy.

Przezroczystość skojarzyła mi się z plastikiem, tonami plastikowych odpadów zalegających w morzach i oceanach.

K.S.: Zgadzamy się. To też nas bardzo martwi i między innymi dlatego na okładce naszej płyty stoimy w zainscenizowanym morzu z plastikowych butelek. Przy okazji promocji płyty chcemy mówić o problemie zanieczyszczenia środowiska jednorazowymi przedmiotami i przypominać, że musimy wszyscy zacząć rezygnować z plastikowych butelek, kubeczków, sztućców, siatek – naprawdę ich nie potrzebujemy, a środowisko nie radzi sobie z ich ilością. Pamiętajmy, że te przedmioty nigdy nie znikną.

W „Byle jak” zadajecie z kolei pytanie „jak ratować świat”. Chodzi o brak wiary w to, że drobne działania mają sens?

J.S.: Dobry trop, zresztą ta piosenka jest o ratowaniu Ziemi, o takim uczuciu, które mi i Kasi i myślę, że wielu z nas bardzo często towarzyszy: staramy się, myjemy te plastikowe kubeczki, segregujemy surowce itd., ale i tak pojawia się poczucie beznadziei, że w skali globalnej nasze działania nie mają żadnego znaczenia. I trochę o tym jest ten utwór, że mimo wszystko, pomimo tego poczucia, że to co robimy jest byle jakie, ostatecznie po prostu trzeba zacząć coś robić. To jedyne, co nam zostało.

K.S.: Piosenka ”Bankiet” również opowiada o ludzkiej obojętności na świat, na różnego rodzaju tragedie. Bankiet ma być alegorycznym przedstawieniem naszego beztroskiego życia w świecie, traktowania planety jako miejsca, w którym znaleźliśmy się na chwile po to, by dobrze się bawić. Nie myślimy przyszłościowo, a planeta musi istnieć dla ludzi i zwierząt jeszcze znacznie dłużej, a nie tylko na moment naszej zabawy tutaj.

Chcąc ograniczyć produkcję zbędnego plastiku, nie pakujecie nowej płyty w folię. A co z głosami, że prawdziwie proekologicznym zachowaniem byłaby rezygnacja z wydania płyty na nośniku fizycznym?

J.S.: To co naprawdę możemy robić, to właśnie małe kroki. I myślę, że nasza płyta też jest takim małym krokiem. Wiadomo, że najbardziej ekologicznie jest po prostu nie wytwarzać kolejnych przedmiotów. Aczkolwiek wydaje mi się, że już samo to, że ta płyta poza krążkiem jest zupełnie recyklikowalna jest już takim pierwszym krokiem do bycia mniej szkodliwym. Będziemy też wydawać płytę na winylu stworzonym z materiałów z odzysku. My sami jesteśmy bardzo przywiązani do słuchania muzyki z fizycznych nośników.

K.S.: Skrajności rzadko kiedy są dobre. Chcemy mówić o tym, że możemy pozostać przy naszych codziennych rytuałach, zmieniając przynajmniej częściowo nasze nawyki. Drobne działania w różnych codziennych czynnościach łatwiej wdrożyć, znacznie łatwiej zmienić się odrobinę, niż wchodzić w skrajności. Nie każdy jest na to gotowy. Czytałam niedawno o rodzinie, która przez cały rok produkuje tylko kubeczek śmieci. To wspaniale, ale ja nie jestem w stanie tak żyć, więc podejmuję wiele mniejszych kroków. Biorę ze sobą torby na zakupy, nie piję wody z plastiku już od lat, używam swojego kubka termicznego, myję się mydłem w kostce, a nie emulsją z plastikowej butli.

Ludzie w sieci lubią krytykować takie postawy. Mówią: możesz zrobić więcej, robisz za mało.

J.S.: Żyjemy w rzeczywistości, w której jesteśmy bardzo uzależnieni od jednorazowych rzeczy, od masowej produkcji. Zrezygnowanie z jej wytworów w stu procentach oznaczałoby po prostu zamieszkanie w lepiance w lesie. Podziwiam ludzi, którzy starają się maksymalnie wszystko ograniczać, ale nie każdy jest na to gotowy. Znacznie bardziej produktywne jest skupianie się na drobnych, wdrażanych stopniowo w codzienne życie działaniach – produktywne w tym sensie, że łatwiej jest przekonać sto osób do zabierania własnej torby na zakupy niż jednej do życia w stu procentach na zasadach zero waste. Dzięki tym małym krokom powoli stajemy się coraz mniej szkodliwi dla planety.

REKLAMA

K.S.: Ale róbmy to! Nie poprzestawajmy na dyskusjach.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA