REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy
  3. VOD

Wasze dzieci nie obejrzą „Piotrusia Pana”, „Księgi dżungli” i „Dumbo” na Disney+. Wytwórnia cenzuruje własny rasizm

Disney od wielu lat ma poważny problem z obecnym niegdyś w ich filmach rasizmem, który nie pasuje do promowanej wizji korporacji dla każdej rodziny. Firma właśnie postanowiła poradzić sobie z tą kwestią poprzez blokadę filmów „Piotruś Pan”, „Dumbo” czy „Zakochany kundel” na Disney+. Ale czy cenzura to na pewno dobre wyjście?

01.02.2021
14:30
disney
REKLAMA
REKLAMA

Dziękujemy, że wpadłeś/-aś do nas poczytać o mediach, filmach i serialach. Pamiętaj, że możesz znaleźć nas, wpisując adres rozrywka.blog.

Rasistowskie stereotypy i silnie karykaturalne postaci były obecne we wszystkich animowanych produkcjach z 1. połowy XX wieku. Filmy Disneya nie są tutaj żadnymi wyjątkami, bo z podobną czarną przeszłością do pewnego stopnia musi się też mierzyć wytwórnia Warner Bros. Inna sprawa, że czym innym jest propagandowy film nakręcony w kontekście II wojny światowej, a czym innym teoretycznie familijna produkcja pełna negatywnych odniesień do osób czarnoskórych i Azjatów.

Krzywdzące stereotypy znajdziemy w takich produkcjach jak „Dumbo”, „Piotruś Pan”, „Aryskotraci”, „Zakochany kundel”, „Księga dżungli” oraz aktorskim filmie „Szwajcarscy Robinsonowie”. A przynajmniej tak uznali szefowie Disney+, którzy postanowili zablokować wymienione tytuły dla widzów poniżej 7. roku życia, o czym jako pierwszy doniósł brytyjski Daily Mail. Decyzja zapadła po konsultacji z grupą zewnętrznych ekspertów zatrudnionych do osądzenia, czy poszczególne produkcje reprezentują globalną widownię. Wszystkie te filmy pozostają dostępne po zalogowaniu na konto dla dorosłej osoby, ale ze specjalnym komunikatem:

Ten program zawiera negatywne przedstawienie i/lub złe potraktowanie ludzi i kultur. Te stereotypy były złe wówczas i są złe teraz. Zamiast usuwania tych produkcji wolimy zwrócić uwagę na ich szkodliwy wpływ, uczuć się na ich przykładzie i rozpocząć dyskusję prowadzącą do stworzenia bardziej otwartej przyszłości.

Pytanie, czy Disney faktycznie chce walczyć z rasizmem czy może raczej dba o swój własny wizerunek.

Zdecydowana większość widowni klasycznych animacji Disneya to siłą rzeczy są właśnie dzieci. Odebranie im możliwość skonfrontowania się z negatywną przeszłością Hollywood nie ma raczej wiele wspólnego z chęcią „rozpoczęcia dyskusji”. Można się też zastanawiać, na ile rasistowskie karykatury są wciąż zrozumiałe dla sześcio- czy siedmiolatków. Do odczytania wielu z nich potrzebny jest kontekst, a w świecie mimo wszystko bardziej wrażliwym na tego typu problemy mamy do czynienia z systematycznym wymazywaniem rasistowskich stereotypów z kultury. Zresztą decyzja Disneya idzie dokładnie w tym samym kierunku.

Ostatnie wydarzenia w naszym kraju jasno pokazują, że rasizm wciąż jest dużym problemem również poza USA. Reakcje części fandomu fantastyki na czarnoskórą elfkę w „The Witcher: Blood Origin” oraz lekceważenie yellowface w wykonaniu Macieja Stuhra to tylko najświeższe przykłady z długiej listy kontrowersyjnych sytuacji. Cenzura zawsze powinna być jednak krokiem ostatecznym, którego nie wolno nadużywać. Problem w tym, że z perspektywy dużej korporacji takie wyjście jest najprostsze. Edukowanie młodych widzów wymaga cierpliwości, wiedzy i umiejętności komunikacyjnych. Pokazanie im wprost negatywnych scen i wytłumaczenie, co jest z nimi nie w porządku przyniesie jednak lepsze skutki niż jakiekolwiek blokady treści.

Czy „Dumbo”, „Zakochany kundel”, „Piotruś Pan” czy „Księga dżungli” stały się mniej rasistowskie, gdy Disney+ je zablokował?

Jaki właściwie cel serwis chce w ten sposób osiągnąć? Wymazywanie negatywnej historii pod płaszczykiem dbania o lepszą przyszłość prowadzi donikąd. A przy tym zabiera widzom radość czerpaną z innych elementów wspomnianych filmów. Czy pojedyncza scena powinna prowadzić do cenzury całości? Nie wydaje mi się. Ani to szczególnie sprawiedliwe wobec osób pracujących przy całej produkcji, ani skuteczne w kontekście walki z rasizmem.

REKLAMA

Bo przecież obie wspomniane powyżej sytuacje (z elfką w „Wiedźminie” i przebraniem Stuhra) wyraźnie pokazują, że niewiedza i brak świadomości stanowią najlepszą pożywkę dla rasizmu. Cenzurowanie ciemnych kart naszej popkultury w ostatecznym rozrachunku niczym nie różni się od udawania, że wszystko było zawsze w jak najlepszym porządku. I dobre intencje w niczym tutaj niestety nie pomagają.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News. 

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA