1. Rozrywka
  2. Książki

Te opowieści brzmią jak teorie spiskowe, ale są prawdą. „Krwawe pozdrowienia z Rosji” to zapis zbrodni Putina

Lokowanie produktu

Filozof Francis Fukuyama przed laty sformułował tezę, że upadek Związku Radzieckiego i powstanie na jego gruzach liberalnych demokracji jest w pewnym sensie końcem historii. Bardzo się pomylił, co podkreśla książka „Krwawe pozdrowienia z Rosji” Heidi Blake.

27.01.2021
20:00
„Krwawe pozdrowienia z Rosji” to zapis zbrodni Putina

Filozof uznał, że demokracja wraz z mechanizmami rynkowymi to najdoskonalszy z porządków i że jej nadejście w pewnym sensie kończy pracę wielkich trybów procesu historycznego. Niestety, szybko stało się jasne, że Fukuyama się pomylił, bo – mimo zmiany systemu – Rosja pozostała bardzo groźna. Zarówno wspomniany myśliciel, jak i europejscy i amerykańscy politycy, zrozumieli to zbyt późno.

Gdy upadał bowiem Związek Radziecki, tworząca się na nowo Rosja mogła choć odrobinę zbliżyć się do tezy Fukuyamy i w końcu do demokracji. Tak się jednak nie stało.

Zaczęła się transformacja i losy kraju powstającego na gruzach Związku Radzieckiego ciągle się ważyły. Majątek należący do państwa był łakomym kąskiem dla przedsiębiorców, a zmiany w policji i innych służbach porządkowych sprawiły, że na ulicach zaczęły rządzić mafie. Cześć tych procesów odbyła się również w Polsce, ale w Rosji skala przekrętów i patologii była tak ogromna, że narodziła się tam spora grupa miliarderów, oligarchów. Scenariusz był zwykle bardzo podobny: zamożny człowiek dostawał informację, że państwo rosyjskie pozbywa się na przykład jakiejś fabryki, przekupywał urzędnika, który pozwalał mu kupić wielomilionowy biznes za bezcen. Doszło do tego, że wielka siódemka, czyli siedmiu najbogatszych z oligarchów, jak podaje książka „Krwawe pozdrowienia z Rosji”, kontrolowała około połowy całego majątku narodowego i wszystkie ważne media w kraju.

Wszyscy się pomylili

Dzisiaj wiemy już, że Fukuyama, nasi politycy, opinia publiczna i wiele mediów pomyliło się, a brutalna ręka Kremla jest w stanie mordować swoich przeciwników nie tylko w Rosji, ale też poza jej granicami. Filmy szpiegowskie opowiadające o Zimnej Wojnie, które dzisiaj wydają się nieprawdopodobne, gdy porówna się je do rzeczywistości, przypominają ugrzecznione bajeczki.

„Krwawe pozdrowienia z Rosji” zbierają tę rzeczywistość do kupy, tworząc opowieść tak brutalną i trudną do uwierzenia, że brzmi ona jak teoria spiskowa. Niestety nią nie jest. Opowiadane w niej wydarzenia o walce Kremla z jego przeciwnikami powinny być otrzeźwieniem, ale też przestrogą. Jedno jest pewne, historia jeszcze się nie skończyła i chciałbym wierzyć, że jeśli to nastąpi, to skończy się dobrze.

W czasie transformacji obok krezusów ważną rolę odgrywali skorumpowani i ambitni politycy oraz służby specjalne.

Władimir Putin zaliczał się do obu tych grup. Wywodził się z KGB, po pierestrojce przeskoczył do polityki i pełnił rolę zastępcy mera Petersburga. Traf sprawił, że jego drogi zbiegły się z Borisem Bieriezowskim, nazywanym czasem „ojcem chrzestnym oligarchów”. To krótkie spotkanie było owocne dla obu stron. Putin pomógł załatwić problem z dość szemraną inwestycją w Petersburgu za miliony dolarów, a Bieriezowski nie zapomniał o nim w przyszłości. On i reszta wielkiej siódemki nie szczędzili środków, aby wesprzeć go w walce o głosy, gdy przyszły prezydent starał się o elekcję.

Ale gdy tylko były kagiebista dostał to, czego chciał, natychmiast zapomniał o tym, co zawdzięczał Bieriezowskiemu i reszcie oligarchów i zaczął ich bezpardonowo zwalczać. Ci bogaci ludzie myśleli bowiem, że popierają kogoś, kim łatwo będzie sterować i kto pomoże rozwijać ich i tak potężne biznesy.

Putin po zwycięstwie wyborczym zrzucił maskę i zaczął meblować Federację Rosyjską na swoją modłę.

krwawe pozdrowienia z rosji

Kto się z nim nie zgadzał, tracił majątek, a czasem nawet wolność. Doszło do tego, że wszechwładni dotychczas krezusi byli zmuszeni, albo dogadać się z rozpychającym się na swoim stanowisku Putinem, albo uciekać z Rosji. I tu zaczyna się opowieść jak z teorii spiskowych, opowieść tak brutalna i trudna do zaakceptowania, że jestem pewien, iż część czytelników nie będzie w stanie w nią uwierzyć. Jest tu krew, przemoc, morderstwa, a nawet zabijanie własnych, zupełnie niewinnych obywateli, tylko po to, aby osiągnąć doraźny cel polityczny.

Putin nigdy nie zapomina

Ucieczka przed Wladimirem Putinem musiała być dla ludzi, którzy u stóp mieli cały świat, wyjątkowo upokarzająca. Dlatego część z nich poprzysięgła mu zemstę. Dla wspomnianego tu Bieriezowskiego stało się to prywatną krucjatą, którą mógł prowadzić tylko dlatego, że miał potężne środki finansowe i był cholernie zmotywowany.

Do opinii publicznej docierały przebłyski tej walki. Słyszeliśmy o dziwnej śmierci Anny Politkowskiej, dziennikarki krytycznej w stosunku do Putina i jego polityki w sprawie Czeczeni. Sprawa Aleksandra Litwinienki, któremu podano truciznę, też przedostała się do uszu opinii publicznej. Ale tych tajemniczych zgonów jest znacznie więcej. Wystarczy wymienić podwójnego agenta Siergieja Skripala, którego otruto na terenie Wielkiej Brytanii nowiczokiem - przeżył, ale substancja była tak szkodliwa, że kilka postronnych osób trafiło do szpitala, a dwie z nich zmarły. Jak się później okazało, denaci znaleźli truciznę... na śmietniku we flakoniku po perfumach.

Znaczna część tych politycznych mordów odbywała się poza terenem Rosji, wiele w Wielkiej Brytanii. Cierpiały osoby postronne, cierpieli brytyjscy sojusznicy, nastawano na życie ludzi, którzy mieli niepodważalne dowody na to, że Rosja w obecnym kształcie jest ogromnym zagrożeniem dla świata Zachodu. Tyle tylko, że nikt nie chciał ich słuchać. Zbijanie politycznego kapitału często okazywało się ważniejsze niż trzeźwa ocena sytuacji.

Kreml nigdy nie wybacza

Książka „Krwawe pozdrowienia z Rosji” Heidi Blake pokazuje jasno, że m. in. Boris Bieriezowski i Aleksandr Litwnienko za wszelką cenę chcieli pokazać, iż Putin jest człowiekiem zdolnym nawet do tego, aby zainscenizować ataki bombowe we własnym kraju i całą winę zrzucić na czeczeńskich terrorystów. Po co? Tylko dlatego, aby móc pokazać się jako silny polityk i zyskać w wewnętrznej walce o dusze wyborców. W tym samym czasie amerykańscy i brytyjscy politycy fotografowali się z Putinem, prowadzili z nim rozmowy, wprowadzali go na europejskie salony.

Perspektywa, którą obiera książka jest interesująca. Mówi o tak ogromnej porcji niegodziwości i cierpienia oraz absurdalnie brutalnej walce politycznej, że czyta się to jak thriller szpiegowski. Gdyby nie prawdziwe nazwiska i fakt, że za pozycją stoi rzetelna dziennikarska robota, miałbym problem z uwierzeniem, że to wszystko prawda.

* Tekst powstał we współpracy z Grupą Wydawniczą Foksal.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

Lokowanie produktu
Najnowsze
Zobacz komentarze