REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Koniec niewinności. Recenzja filmu „Królowie Charm City”, który od dziś obejrzycie na HBO GO

Bohater „Królów Charm City” boleśnie przekona się, że już nigdy nie będzie takiego lata. W czasie wakacji jego życie zmieni się bowiem diametralnie. Zafascynowany uliczną gangsterką, utraci swoją niewinność. I chociaż już to gdzieś widzieliśmy, reżyser miesza ze sobą różne konwencje gatunkowe i z wyświechtanych klisz wyciska, ile się tylko da.

05.12.2020
16:00
krolowie charm city premiera recenzja hbo go
REKLAMA
REKLAMA

Nadeszły upragnione wakacje. Na ulicach Baltimore w sobotnie poranki rządzą motocykliści. Regularnie popisują się swoimi umiejętnościami, pokazując zebranej publiczności niebezpieczne triki podczas szaleńczej jazdy. 14-letni Mouse marzy, aby kiedyś móc do nich dołączyć. Nie ma jednak odpowiedniego sprzętu. Pochodzi z biednej rodziny, a do tego matka nie chce, aby miał cokolwiek wspólnego z tymi nielegalnymi aktywnościami. Los stawia jednak na jego drodze Blaxa, który bierze go pod swoje skrzydła. Legendarny crossowiec pozwala mu naprawić zepsutą maszynę zalegającą na tyłach jego warsztatu. Chłopak zaczyna więc podążać ścieżką wyznaczoną przez Daniela z „Karate Kid”. Sam nawet zauważa podobieństwo między sobą, a bohaterem kultowego filmu, wspominając o nim podczas jednej z rozmów z przyjaciółmi. Nie dajcie się jednak zwieść pozorom.

„Królowie Charm City” korzystają z wielu różnych tropów gatunkowych, przez co twórcom nie raz udaje się zaskoczyć widzów.

Zainspirowany dokumentem „12 O'Clock Boys”, w którym przedstawiono kulturę crossowców w Baltimore, Ángel Manuel Soto chętnie i często zwodzi nas na manowce, podążając krętymi gatunkowymi ścieżkami.

Prezentowane na początku triki i zaznaczenie, że Blax niedawno wyszedł z więzienia, sugerują, że zaraz zwróci się w stronę widowiskowej, choć bezpłciowej akcji i otrzymamy coś na kształt „Torque”. Za chwilę jednak postanawia pójść tropem „Królów Dogtown”, aby w końcu zatrzymać się przy formule hoodie films pokroju „Zagrożenia dla społeczeństwa”. Reżyser płynnie przechodzi z jednej konwencji w drugą i przyszykował dla nas mnóstwo atrakcji znanych z innych filmów, aby opowiedzieć o utracie niewinności i przyśpieszonym dorastaniu. Przy akompaniamencie jaskrawych barw zatapiamy się w świecie motocyklistów, przestępców i nastolatków z nizin społecznych. Wszystko to daje przyjemny w odbiorze i całkiem oryginalny efekt, bo twórca nigdy nie traci z pola widzenia swojego bohatera. Cała fabuła skupiona jest właśnie na nim, przez co z każdą sceną angażujemy się w opowiadaną historię coraz bardziej.

Soto nie chodzi jedynie o dostarczenie widzom prostej rozrywki i kolejnej opowieści o dojrzewaniu ubranej w różnorakie płaszcze gatunkowe.

Miesza wykorzystywane konwencje z pogłębionym komentarzem społecznym. Prezentuje sytuacje w jakiej znajdują się młodzi ludzie pochodzący z nizin klasowych. Nastolatkowie mogą jedynie przyglądać się podziwianym przez siebie crossowcom, dyskutować o czekającej ich chwale w dorosłym życiu, czy przechwalać i przekomarzać w sklepie. Nie mają zbyt wielu opcji rozwoju, dlatego uciekają w stronę gangsterki. Ulica jest całym ich życiem, bo rodzice całe dnie spędzają w pracy. Otaczająca bohaterów patologia coraz bardziej ich osacza i fascynuje, a ze względu na młody wiek wciąż wszystko traktują niczym dziecięcą igraszkę i nie są świadomi konsekwencji swoich czynów. Reżyser spogląda na nich ciepło i z sympatią, pokazując ich codzienne życie.

Królowie Charm City/Materiały prasowe class="wp-image-468199"
Królowie Charm City/Materiały prasowe

Publicystyczny pazur dodaje filmowi charakteru, ale niestety Soto dość często mota się w komunałach i płytkich przesłaniach.

W dialogach nieraz słyszymy kiczowate teksty o potrzebie ratowania młodego pokolenia i wskazania im właściwej ścieżki. Co gorsza, zostaje to podane z kamienną twarzą, przez co niepotrzebnie łagodzi wydźwięk filmu. Co za tym idzie, niemal przez cały seans towarzyszy nam poczucie niedosytu. Uproszczenia i skróty, a także natłok podejmowanych tematów, sprawia, że nieraz chciałoby się zatrzymać przy jednym z nich. Wejść w niego głębiej, a nie tylko uwierzyć bohaterom na słowo. Twórcy zatrzymują się w pół drogi, tam gdzie powinni docisnąć pedał gazu. Bo ani historia śmierci brata Mouse'a nie jest tak tragiczna jak wskazywałaby na to cała tajemnica budowana wokół niej, ani opowieść o przeszłości Blaxa nie wnosi ładunku emocjonalnego, jaki zwykle łączy się z losami ekranowych chłopaków z sąsiedztwa. John Singleton i Spike Lee słysząc je mogliby jedynie załamywać ręce i zarzucać scenarzyście zaklinanie rzeczywistości.

Na te wady łatwo jednak przymknąć oko. Są one nadrabiane sprawnym warsztatem Soto, który nawet z płytkiej i przytłumionej kliszami rozmowy między byłym skazańcem a policjantem potrafi wycisnąć maksymalny ładunek emocjonalny. Z tego względu „Królowie Charm City” zapewniają rozrywkę na wysokim poziomie, a jednocześnie zmuszają do przemyśleń. Przez swoje zakończenie, film zmienia się w feel good movie i daje siłę, aby stawić czoła nieprzyjaznej sytuacji. Nawet jeśli mgliste, to pozostawi po sobie pozytywne wspomnienia. I chociaż skierowany jest przede wszystkim do osób młodych, to przemówi też do osób mających dojrzewanie już dawno za sobą.

REKLAMA

Film możecie obejrzeć na HBO GO.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA