REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy
  3. Dzieje się

Prawdziwy policjant nazywa się tak samo jak funkcjonariusz z filmu o Tomku Komendzie. „Boję się, że ta sprawa źle się skończy”

Na ekranach kin wciąż można zobaczyć „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy”. Pojawia się w nim dwóch policjantów, którzy siłą wymuszają na tytułowym bohaterze przyznanie się do winy. Jak donosi Jakub Ćwiek, chociaż „wszelkie podobieństwa postaci do prawdziwych osób są przypadkowe” jeden z nich nosi nazwisko prawdziwego funkcjonariusza, który nie miał ze sprawą Komendy nic wspólnego, a teraz może stać się ofiarą nagonki.

22.10.2020
14:02
25 lat niewinnosci sprawa tomka komendy jakub cwiek bigaj
REKLAMA
REKLAMA

W czasie pandemii, polskie kina mogą funkcjonować głównie dzięki rodzimym produkcjom. Amerykańskie wytwórnie poprzesuwały premiery swoich nadchodzących hitów, więc widzowie karmieni są filmami z naszego podwórka. Skoro są to jedyne godne uwagi nowości, gromadzą one całkiem sporą publiczność. „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy” jest jednym z przykładów takiego stanu rzeczy.

W weekend otwarcia „25 lat niewinności. Sprawę Tomka Komendy” obejrzało ponad 125 tys. osób. Lepszy wynik w analogicznym okresie w czasach koronawirusa zaliczyła tylko „Pętla” (ponad 178 tys.). Jak jednak podaje Box Office'owy Zawrót Głowy, pełny metraż Jana Holoubka po kilku tygodniach przebił swoją popularnością produkcję sygnowaną nazwiskiem Patryka Vegi i w sumie wybrało się na niego już 620 tys. widzów.

Popularność filmu Jana Holoubka wynika również z podejmowanego przez reżysera tematu.

Tytułową sprawą żyła swego czasu cała Polska. Mężczyzna został skazany za gwałt i morderstwo młodej dziewczyny. Odsiedział w więzieniu 18 lat, jak się okazało, za niewinność. Funkcjonariusz CBŚ odkrył uchybienia podczas prowadzenia śledztwa i wraz z zespołem prokuratorskim doprowadził do uniewinnienia Komendy.

Sprawa jest bulwersująca, a Holoubek przedstawia ją bez znieczulenia. W filmie widzimy, jak wrocławscy policjanci dopuszczają się kolejnych uchybień, uciekają w przekłamania, a nawet biją głównego bohatera, aby zmusić go do przyznania się do winy. Jakub Ćwiek uważa, że tak jak funkcjonariusze wrobili Komendę w zbrodnię, której nie popełnił, tak twórcy produkcji dopuścili się czegoś podobnego względem innego człowieka.

To będzie bardzo ważny wpis, którego bardzo nie chciałem pisać, ale w zaistniałej sytuacji nie mam wyboru.
Wpis dotyczyć będzie filmu „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy” i tego jak twórcy tego filmu, opowiadając o skandalu jakim było wrobienie niewinnego chłopaka w zbrodnię, poniekąd dopuścili się tego samego wobec innego, niewinnego człowieka — czytamy we wpisie na Facebooku.

W filmie pojawia się bowiem dwóch policjantów. Jakub Ćwiek zaznacza, że, oczywiście, twórcy zamieścili informację o przypadkowości podobieństwa postaci do prawdziwych osób, ale jeden z nich nosi to samo nazwisko co pewien podinspektor, który rzeczywiście służył we Wrocławiu. W poście czytamy:

W tym filmie, pośród wielu innych postaci, przedstawiono dwóch policjantów z Wydziału Kryminalnego Policji z Wrocławia, którzy prowadząc śledztwo dopuścili się karygodnych uchybień i przekłamań w opisie dokumentacji, a także biciem i wyzwiskami wymuszają na Komendzie fałszywe przyznanie się do winy. Postaci te, i to warte jest podkreślenia, SYMBOLIZUJĄC WSZYSTKICH POLICJANTÓW, KTÓRZY DOPUŚCILI SIĘ W TEJ SPRAWIE BEZPRAWNYCH AKTÓW, NOSZĄ FAŁSZYWE NAZWISKA WYMYŚLONE PRZEZ TWÓRCÓW. I jak głosi standardowa formułka: „wszelkie podobieństwa postaci do prawdziwych osób są przypadkowe”.
Ci dwaj policjanci to grany przez Andrzeja Konopkę TOŁOCZKO i BIGAJ, w którego wcielił się Julian Świeżewski.
Nazwisko BIGAJ, bo ono jest tutaj kluczowe, wspomniane jest w filmie dwa razy. Raz wymienione przez świadka wydarzeń i drugi raz w scenie, w której Komenda przywołuje wspomnienie wymuszenia na nim przyznania się do winy. W tej właśnie ogromnie ważnej, pełnej napięcia scenie, umieszczonej w finale filmu jako retrospekcja, Bigaj najpierw okłada Komendę książką telefoniczną, a potem już bez opamiętania leje go nogą z roztrzaskanego o ścianę stołka. Zaraz potem przywołane są dwa nazwiska. Głośno i wyraźnie. Tołoczko i Bigaj. Sprawcy całego nieszczęścia Komendy.
Problem w tym, że podinspektor Adam Bigaj naprawdę istnieje i naprawdę służył we Wrocławiu.

Adam Bigaj wraz z Jakubem Ćwiekiem jest współautorem książki „Bezpański. Ballada o byłym gliniarzu”, która jest zapisem 30-letniej służby tego pierwszego.

Pisarz zna go więc osobiście i zapewnia, że Bigaj nie miał nic wspólnego ze sprawą Komendy.

Moi czytelnicy mogą go kojarzyć, bo napisałem wraz z nim książkę „Bezpański. Ballada o byłym gliniarzu” będącą zapisem jego trzydziestotrzyletniej służby i jednocześnie dość przekrojowym obrazem wrocławskiej policji na przestrzeni trzech dekad. Znam Adama Bigaja na stopie prywatnej, z oczywistych względów dużo rozmawialiśmy o jego przeszłości zawodowej, pracujemy wspólnie nad kolejnymi projektami, również dotyczącymi Wrocławia. Zgodnie z jego słowem - uwiarygodnionym przez innych wrocławskich policjantów i w razie wszelkiej potrzeby łatwym do udowodnienia - ADAM NIE UCZESTNICZYŁ W TEJ SPRAWIE KOMENDY, NIE BRAŁ W NIEJ UDZIAŁU I NIE BYŁ PROSZONY O JAKĄKOLWIEK OBECNOŚĆ CZY UDZIAŁ W CZYNNOŚCIACH — czytamy we wpisie Ćwieka.

Następnie pisarz wymienia podobieństwa między ekranowym Bigajem a tym prawdziwym:

Tymczasem lista podobieństw między prawdziwym podinspektorem Adamem Bigajem, a postacią odtwarzaną przez Juliana Świeżewskiego w filmie o Komendzie stawia pod wątpliwość stwierdzenie o przypadkowej zbieżności nazwisk. By nie być gołosłownym:
W filmie Bigaj to policjant wydziału kryminalnego z Wrocławia, wysoki, chudy mężczyzna z gęstym wąsem. W późniejszych latach, w stopniu inspektora zawiaduje wydziałem kryminalnym gdzieś w stolicy Dolnego Śląska.
W rzeczywistości podinspektor Adam Bigaj to również funkcjonariusz wydziału kryminalnego (w 2000r szef sekcji zabójstw na wrocławskim starym mieście), który następnie również awansuje na szefa takiego wydziału. Jak ten filmowy jest wysokim, szczupłym mężczyzną, a przez większość służby jego znakiem charakterystycznym był właśnie wąs. Zgolił go dopiero na emeryturze, na którą przeszedł po trzydziestu trzech latach służby w 2017 roku. Czyli, gdyby porównywać do fabuły filmu, niedługo po tym jak Korejwo zajął się na nowo sprawą Komendy i sprawa zaczęła być gorąca. A w filmie wyraźnie zaznaczono na stosownej planszy, że umoczeni w sprawę policjanci uniknęli odpowiedzialności!

Ze względu na swoją pracę w Policji i współautorstwo książki, Bigaj jest osobą rozpoznawalną. Można się więc łatwo domyślić, jak wygląda dalsza część wpisu Ćwieka:

Sporo ludzi we Wrocławiu kojarzy prawdziwego inspektora Bigaja tak z wydziałem kryminalnym jak i naszą książką szeroko promowaną w regionie. Trudno tu mówić o wielkiej sławie, ale wpiszcie sobie trzy słowa klucze w Google: Bigaj Policja Wrocław. Zobaczcie, co Wam wyskoczy.
I ludzie najwyraźniej po filmie wpisywali, bo wkrótce po premierze odezwał się do mnie właśnie Adam z pytaniem czy widziałem film, bo słyszał, że przedstawiono go jako złego zamieszanego w sprawę. On dowiedział się od znajomych, ale wieści krążyły już szeroko po mieście.
Niedługo potem i ja dostałem szereg zapytań czy postać przedstawiona w filmie to mój kolega, z którym napisałem książkę. Wtedy jeszcze większość rozmówców wyrażała tylko ciekawość i troskę. Ale od tamtej pory sytuacja eskaluje i momentami, w rozmowach robi się nieprzyjemnie. Póki co nie wydarzyło się nic naprawdę złego, ale nastroje w Polsce i powszechny odbiór Policji są nieciekawe, a ta sprawa wzbudza przecież zasadnie potężne emocje. Po filmie wszyscy zadają sobie jakże słuszne pytania: Jak można było dopuścić do skazania niewinnego człowieka?! Jak można było wymusić na nim fałszywe przyznanie do winy?! Kto za to odpowiada?!
Problem w tym, że twórcy filmu, świadomie lub nie, dają na to pytanie konkretną odpowiedź. Wskazują szukającym konkretnego człowieka, który idealnie pasuje do przedstawionej w filmie prezentacji. Człowieka, który, jak już pisałem, nie miał z tą sprawą nic wspólnego!

Ćwiek zaznacza też, że wraz z Bigajem próbowali już skontaktować się z twórcami filmu, chcąc załatwić sprawę polubownie:

Podjęliśmy wraz z Adamem działania na rzecz skontaktowania się z twórcami filmu. Naszym celem, co podkreślaliśmy każdej osobie do której udało nam się dotrzeć, nie była wojna prawna, nie była chęć zrobienia awantury, tylko niezbędne działania na rzecz zszarganego dobrego imienia. Udało nam się skontaktować z kierownikiem produkcji i uzyskać jego zapewnienie, że informacja została przekazana dalej, wraz z numerem telefonu do Adama. Udało nam się także, za pośrednictwem zaufanej osoby, najpierw nakreślić problem, a potem przekazać napisany przeze mnie list do reżysera, Jana Holoubka, w którym prosimy go o kontakt z Adamem w dowolnej formie i rozmowę. Celem od początku było wypracowanie wspólnego stanowiska. Działanie tak, by można było tę sprawę rozwiązać w jak najbardziej pokojowy sposób, nie szkodząc przy okazji filmowi.
Zaczęliśmy działać dwudziestego pierwszego września. Dwudziestego drugiego podjęliśmy pierwsze próby kontaktu z reżyserem. Było ich kilka i wiem z pewnego źródła, że informacja o sytuacji dotarła do niego przed dziesiątym października. W międzyczasie, zgodnie z zapewnieniami, mieli się już odezwać do Adama ludzie z produkcji.
Gdy piszę te słowa jest dwudziesty pierwszy października. Ze strony filmowców żadnego kontaktu, a ja zwyczajnie boję się, że ta sprawa źle się skończy. Bo to naprawdę narasta. A wkrótce film trafi na platformy streamingowe i wtedy obejrzą go już wszyscy.

Z wymienionych wyżej powodów, Ćwiek na koniec swojego wpisu apeluje o nagłaśnianie sprawy, aby dotrzeć do twórców filmu:

REKLAMA

Jakkolwiek by to zatem dramatycznie nie brzmiało, w obawie o zdrowie i życie, a także walcząc o dobre imię mojego kolegi, podinspektora Adama Bigaja proszę o pomoc w medialnym nagłośnieniu tej sprawy. Bo pozwolę sobie jeszcze raz podkreślić powagę sytuacji:
Ten film szarga dobre imię prawdziwego wrocławskiego policjanta robiąc z niego najczarniejszy charakter w jednej z najgorszych zbrodni sądowych III RP!
Liczę, że w ten sposób, za pomocą tego apelu, Waszego wsparcia i nagłośnienia tematu, uda się wywrzeć nacisk na twórców filmu, by się do tej sprawy odnieśli i załatwili ją jak przystało na ludzi, którym leży na sercu los ludzi bezpodstawnie pomówionych.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA