REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Obejrzałam film „Jak zostać gwiazdą” i nadal nie wiem, jak to zrobić

Liczyłam na lekki film o spełnianiu marzeń, pokonanych przeszkodach w drodze na szczyt i sile miłości, a dostałam przedłużający się benefis Kasi Sawczuk, która owszem — śpiewa pięknie, ale jako aktorka wypada nieco gorzej. „Jak zostać gwiazdą” od dziś w kinach.

02.10.2020
14:02
jak zostac gwiazda film komedia recenzja premiera
REKLAMA
REKLAMA

„Jak zostać gwiazdą” nie jest kolejnym pseudokomediowym produktem polskiej kinematografii, po którego seansie bolą zęby od dwugodzinnego zgrzytania, nie jest też jednak filmem, który wpisywałby się w ten nurt polskiego kina, z którego możemy być dumni.

Jak zatem traktować efekt pracy reżyserki Anny Wieczur-Bluszcz? Ciekawostkę? Żonglerkę formą? Puszczenie oka do świata show-biznesu nad Wisłą? I przede wszystkim: czy jest to film warty dwóch godzin wolnego czasu i kilkudziesięciu złotych na bilet do kina?

„Spływaj” i kontrowersyjne talent show

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania, bo „Jak zostać gwiazdą" nie da się zaszufladkować do żadnej z kategorii. Przede wszystkim to lekka opowieść o tzw. talent show, czyli programie, który ma być trampoliną dla nieodkrytych dotąd gwiazd estrady. Tak też jest z „Music Race", w którym na kolejnych castingach na uczestników chcących podbić świat polskiej muzyki wylewane są kubły zimnej wody. I to dosłownie: jeśli jurorzy nie są zadowoleni z tego, jak wyśpiewany został dany utwór, uruchamiają mechanizm właśnie z wiadrem zimnej wody (okraszając ów akt głośnym „spływaj!”).

Jedyna gwiazda w filmie to Urszula Dudziak

Decydujące o tym jury to Urszula Dudziak (w bardzo dobrej roli samej siebie), Maciej Zakościelny (w kreacji podstarzałego rockmana Olo), wreszcie Julia Kamińska jako Ewa — królowa social mediów, notorycznie nadużywająca słowa „hasztag”. Przerysowanie postaci wydaje się zabiegiem zamierzonym: o ile Dudziak jest sympatyczną damą polskiej estrady, o tyle Olo i Ewa to jawne kpiny z dzisiejszych gwiazd, dla których więcej liczą się zasięgi w mediach społecznościowych i odcinanie kuponów od dawnej sławy niż codzienna praca w studiach nagraniowych.

Właściwie jedyną prawdziwą gwiazdą pojawiającą się w filmie (nie licząc wiecznie młodego i — co ciekawe — zdystansowanego do żartów na własny temat Krzysztofa Ibisza) jest Urszula Dudziak. Trochę mało jak na zobowiązujący tytuł komedii.

Wąsaty Karolak i „polski szołbiznesik”

Kilka scen komediowych, w których obśmiano mechanizmy dominujące w polskim świecie popkultury jest naprawdę niezłych. Warto tu wspomnieć o roli producenta programu „Music Race” — Tomasz Karolak aż do przesady szkicuje absurd społeczności, którą sam aktor nazwał podczas premiery „polskim szołbiznesikiem”. Rozmachu tu bowiem nie ma zbyt wiele, luksus ostatnich pięter z widokiem na Pałac Kultury i Nauki szybko się nudzi, a głębi przekazu tyle co kot napłakał.

Żeby ktoś jednak nie pomyślał, że „Jak zostać gwiazdą" to jakiś zgrabny filmowy pamflet, tak dobrze nie ma: wiele scen jest po prostu koszmarnych, przydługich, przewidywalnych i po prostu nudnych. I niestety, w zbyt wielu momentach produkcji biorą one górę nad pojawiającymi się dobrymi żartami czy mrugnięciami okiem do widza.

Zarazem film Wieczur-Bluszcz nie kończy się na tej raz śmiesznej, a raz męczącej zabawie w pokazanie czegoś na kształt „Idola” od kulis. Kiedy „Music Race" dociera do rodzinnej miejscowości jednego z jurorów (wspomniany Olo), na pierwszy plan wysuwa się historia Ostrej (Katarzyna Sawczuk), zbuntowanej i nieprzewidywalnej nastolatki oraz jej matki (Anita Sokołowska). Nie zdradzając zbyt wiele z dość topornej i oczywistej fabuły tego wątku: historia regularnie powracających pojedynków (już na wizji) wybuchowej Ostrej i zarozumiałego jurora ewoluuje na tyle mocno, że dziewczyna będzie musiała udźwignąć jeszcze jeden ciężar — sławy, popularności i własnych emocji.

Jak zostać gwiazdą? Nadal nie wiem.

Widać wyraźnie, że Anna Wieczur-Bluszcz chciała dorzucić do tego filmowego barszczu kilka smacznych grzybów: z jednej strony trochę się pośmiać z telewizyjnych gwiazdeczek, z drugiej zmieścić poważne przesłanie dla tych, którzy marzą o karierze, z trzeciej wreszcie wpleść na okrasę wątek romantyczny.

Na pozór wszystko się udało, „Jak zostać gwiazdą” ma momenty dobre i śmieszne (polecam pozostać w kinowych fotelach do końca napisów), niemniej jednak to wszystko dużo za mało, by produkcję uznać za udaną. Ot, to poprawny, nienajgorszy, ale jednak mocno wybrakowany i w gruncie rzeczy dość banalny obraz, z dużymi niedociągnięciami w fabule.

Dla kilku dowcipów, paru sympatycznych scen i głosu Sawczuk można się do kina wybrać, ale chyba warto te dwie godziny spędzić inaczej. Zwłaszcza że odpowiedź na zawarte w tytule pytanie pozostaje tajemnicą.

REKLAMA

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA