REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy /
  3. Seriale

Bez niego kino rozrywkowe nie byłoby takie samo. Powstają właśnie dwa nowe seriale oparte na dziełach Akiry Kurosawy

To niesamowite, że ten z początku niepozorny twórca z odległego Kraju Kwitnącej Wiśni odcisnął tak potężne piętno na sztuce filmowej i popkulturze. I wcale nie chodzi tu o popularyzację kina samurajskiego. Bez Kurosawy kino popularne w obecnej formie mogłoby się w ogóle nie narodzić.

30.09.2020
19:26
Kadr z filmu Straż przyboczna Akiry Kurosawy
REKLAMA
REKLAMA

To oczywiście daleko idące stwierdzenie, tym bardziej w przypadku, gdy mówimy o twórcy uważanego za jednego z największych artystów sztuki filmowej i autora licznych arcydzieł. I pisząc „arcydzieł”, nie mam na myśli współczesnego rozumienia tego słowa, które jest rozmieniane na drobne przez wszelkiej maści fanów kina mających na myśli po prostu bardzo dobry film.

Akira Kurosawa tworzył PRAWDZIWE arcydzieła.

Filmy wybitne i ponadczasowe, a wręcz wyprzedzające swoje czasy. Zresztą wiele z nich nawet dzisiaj robi wrażenie od strony formalnej. Jego dzieła były perfekcyjne, absolutnie bezbłędne, choć on sam jeszcze, odbierając honorowego Oscara w 1990 roku z rąk samego Stevena Spielberga i w towarzystwie George’a Lucasa, stwierdzał, że kina to on się dopiero uczy.

Ale o wielkości danego twórcy świadczy nie tylko to, jak bardzo genialne i bezbłędne filmy tworzył, ale też to, jaki wpływ miał na wszystko i wszystkich wokół.

A jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że żaden inny twórca filmowy nie rozsiał swojego autorskiego DNA na taką skalę jak Akira Kurosawa.

Jeszcze zanim zabrał się za kino samurajskie, to, u schyłku lat 40. XX wieku dał światu jeden ze swoich pierwszych wielkich filmów – „Zbłąkanego psa”. Jest on ważny w kontekście historii kina choćby tylko dlatego, że jest jednym z pierwszych przykładów motywu, który w przyszłości w pełni wykształci się w kinie hollywoodzkim, a mowa tu o buddy cop movie, czyli opowieści o dwójce policjantów, którzy muszą rozwiązać zagadkę kryminalną albo dorwać przestępcę.

Przy okazji „Zbłąkany pies” to też jeden z prekursorów policyjnych seriali proceduralnych.

Kadr z filmu Zbłąkany pies

Tak naprawdę to był to też pierwszy przypadek, w którym Kurosawa czerpał całymi garściami z amerykańskiego kina i popkultury (w tym przypadku zapatrzony w filmy noir) i stworzył z nich zupełnie nową jakość, która później została przetworzona przez… Amerykanów.

Chyba najbardziej znanym tego przykładem jest arcydzieło i moim zdaniem drugi najlepszy film w historii kina (pierwszy to „2001: Odyseja kosmiczna”), czyli „Siedmiu samurajów”.

Jak wszyscy wiemy, Hollywood szybko sięgnęło po ten pomysł i przerobiło go na remake rozgrywający się na Dzikim Zachodzie, a mianowicie na western „Siedmiu wspaniałych”. Ale już niekoniecznie wszyscy wiedzą, że sam Kurosawa, kręcąc i pisząc „Siedmiu samurajów”, inspirował się właśnie…amerykańskimi westernami.

Boom na kino samurajskie zachodni świat przeżywał w latach 50. i 60., właśnie głównie dzięki Kurosawie, ale, co ciekawe, wielu zachodnich twórców korzystało z motywów tego gatunku przepisując je na warunki westernów. Bo np. być może znany wam film „Za garść dolarów” to również remake filmu Kurosawy, tym razem „Yojimbo”, czyli „Straży przybocznej”.

Kadr z filmu Straż przyboczna

O wpływie Kurosawy na George’a Lucasa i tworzenie przez niego „Gwiezdnych wojen” wspominać chyba nie muszę, bo mówiono już o tym setki razy przy licznych okazjach.

Zresztą także i twórcy nowej trylogii, J.J. Abrams oraz Rian Johnson także nie stronili od mówienia o zapatrzeniu w dzieła i sposób filmowania Kurosawy przy tworzeniu epizodów VII-IX gwiezdnej sagi.

Natomiast cofając się jeszcze do samego Lucasa, to chyba i w tym przypadku nie muszę nikomu przypominać jak wielki wpływ miały „Gwiezdne wojny”, nie tylko na kino, głównie te rozrywkowe, i biznes filmowy, ale również na całą popkulturę i szeroko rozumianą nowoczesną rozrywkę. To, co (i jak) oglądamy dziś (no przynajmniej do czasów pandemii) w kinach w dużej mierze ma swoje źródło w Star Wars. A nie byłoby Star Wars, gdyby nie filmy Kurosawy.

Wprawdzie najwięcej inspiracji Lucas czerpał z „Ukrytej fortecy”, ale śmiało można powiedzieć, że większość filmów Kurosawy z lat 50. i 60. Stanowiła dla niego wzór. Nieprzypadkowo hełmy szturmowców czy samego Dartha Vadera przypominają samurajskie zbroje, a rycerze Jedi posługują się mieczami.

Co ważne, wpływ dzieł Akiry Kurosawy wcale nie pomniejsza się z biegiem lat. Jeśli oglądaliście serial „The Mandalorian”, to pewnie bez problemu zauważyliście, że czwarty odcinek to kolejny już remake „Siedmiu samurajów". Wprawdzie niezbyt odkrywczy, ale zawsze.

Dopiero co dowiedzieliśmy się, że powstaną aż dwa seriale oparte na jego twórczości.

Przyznaję, jeden to trochę naciągana historia, bo w planach jest serialowa wersja „Za garść dolarów”. Oryginalnie jest to oczywiście film Sergia Leone z Clintem Eastwoodem w roli głównej. No, ale jak wspomniałem wyżej, powstał on w bezpośredniej inspiracji filmem „Straż przyboczna”.

Za serialową wersję „Za garść dolarów” ma odpowiadać m.in. Bryan Cogman, który ma na koncie m.in. skrypty do „Gry o tron”. Ma to być pełnoprawny remake i opowiedzenie tej historii zupełnie na nowo w jednym.

Osobiście jestem ciekaw, czy western w wersji serialowej znajdzie odpowiednio dużą widownię. W kinach gatunek ten jest, niestety, martwy, a i w streamingu nie widać zbyt wielu chwalebnych przykładów, może poza świetnym „Godless”. „Westworld” to jednak ryzykownie nazywać westernem, tym bardziej w 3. sezonie. Jest jeszcze udany serial „Justified”, ale to z kolei współczesna inkarnacja westernów.

Drugim serialem, o którym mowa, jest już bezpośrednie przeniesienie dzieła Kurosawy na mały ekran. Powstaje bowiem serialowa wersja „Rashomona”.  I to dla HBO Max.

REKLAMA

Przeważnie jestem dość ostrożny, a często wręcz niechętny tego typu zagraniom, bo wolałbym oryginalne historie niż poszerzanie spektrum znanej już nam fabuły z filmu. Ale twórcy zarzekają się, że serial „Rashomon” nie będzie dosłownym remakiem, a czymś nowym, jedynie zbudowanym na rusztowaniach arcydzieła Kurosawy. Czyli może coś w stylu serialowej wersji filmu „Fargo”, która okazała się znakomitą rozbudową pomysłów braci Cohen.

Obok Stanleya Kubricka Akira Kurosawa jest moim ulubionym twórcą filmowym, tak więc cieszę się, że jego dziedzictwo nadal ma się dobrze i inspiruje kolejne pokolenia. Przede wszystkim intryguje mnie serial „Rashomon”. Oby wyszło z tego coś godnego pierwowzoru.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA