REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Media

Człowiek, który przebierał się za penisa, śmieje się z liczby płci na Facebooku. To nie Monty Python, tylko zwykły dzień w TVP

To nie tak, że z uwagą śledzę, co się dzieje w telewizji publicznej, po prostu pewnych rzeczy ignorować się nie da. TVP za punkt honoru postawiło sobie najwyraźniej dokładanie do pieca tak często, żebyśmy przypadkiem o niej nie zapomnieli.

31.07.2020
15:30
tvp penis gender michal rachon
REKLAMA
REKLAMA

Miejmy to już za sobą. Trwa właśnie debata nad wypowiedzeniem tak zwanej konwencji stambulskiej, czyli porozumienia opracowanego przez Radę Europy. Jej celem ma być wyznaczenie ram dla prawnego przeciwdziałania przemocy. Pojawiły się jednak głosy, że owa konwencja może być niezgodna z polską konstytucją, a ponadto ma wprowadzać „wrogą ideologię”. Nie, nie przesadzam, dla wyjaśnienia zamieszczam wpis wiceministra w ministerstwie sprawiedliwości, Marcina Romanowskiego.

To oczywiście opinia skrajna, ale na takich wypowiedziach najlepiej widać aktualnie obowiązującą linię partii politycznych. Osobiście podejrzewam, że cała awantura z konwencją to część walk frakcyjnych w Prawie i Sprawiedliwości. Nie zmienia to jednak faktu, że premier Mateusz Morawiecki już zapowiedział, że treść konwencji skieruje do Trybunału Konstytucyjnego.

Zapisami, które są ością w gardle polityków obozu rządzącego, okazały się te związane z płcią. Pojawiają się tam zapisy dotyczące tak zwanej płci kulturowej. Problem z konwencją (i niestety nie tylko z nią) polega na tym, że płeć kulturowa to po angielsku gender i słowo to nie ma swojego odpowiednika w języku polskim. Pojawiły się więc głosy, że konwencja została źle przetłumaczona, nazywając gender po prostu płcią.

Jako że TVP, niczym krzywe i dość złośliwe zwierciadło odbija to, co część polityków chciałaby a nie może powiedzieć, do sprawy odniósł się Michał Rachoń.


W programie #Jedziemy, który stylizuje się na młodzieżowy, o czym może świadczyć hasztag w nazwie i dość ekstrawagancki strój prowadzącego, Michał Rachoń postanowił przyjrzeć się 56 płciom, które możemy przypisać sobie na Facebooku. Jednak były dziennikarz Telewizji Republika zrekrutowany do TVP po dojściu do władzy PiS-u hołduje starej zasadzie: „zabijcie wszystkich, Bóg rozpozna swoich” i łączy 56 płci wybieralnych w serwisie Zuckerberga z Konwencją Stambulską. Oczywiście nie robi tego wprost, ale kontekst jego wypowiedzi jest przecież znany, bo odnosi się do dyskusji, która rozgrywa się w mediach.

Warto jednak pamiętać, że płeć kulturowa, czyli gender, to nic innego jak „skonstruowany zbiór atrybutów, zachowań, wyobrażeń i oczekiwań społecznych, a także norm związanych z płcią biologiczną, wyznaczający funkcje pełnione przez daną jednostkę w społeczeństwie i kulturze oraz jej status i przysługujące jej prawa (…)” – jak pisze Anna Burzyńska w podręczniku akademickim „Teorie literatury XX wieku".

Tłumacząc to z naukowego na nasze: gender to wszystkie te rzeczy, które są kulturowo nad płcią biologiczną.

Ale jej nie wykluczają. Zresztą nauka, o której mówi Rachoń pogardliwie w swoim programie, ma dziesiątki lat i też rozgrywały się w niej spory o terminologię, mówiąc najogólniej. W gruncie rzeczy Rachoń nie naśmiewa się z jakieś złowrogiej ideologii, nurtu nauki czy wiedzy, tylko z tego, że serwis dał możliwość innej samoidentyfikacji, niż mieści się to w jego pojmowaniu świata. Ale to szczegół prawda? Słusznie pisał Kaczmarski, iż lęka się pan ciemności, „że ciężko będzie miał z Lachami, bo w szczegółach diabeł gości, a Polak gardzi szczegółami".

Ta dziwna loża szyderców, która tak śmiała się z tego, że można wyróżnić więcej płci niż dwie, stoi po stronie rozróżnienia biologicznego – jak jest penis, znaczy, że chłop, jak nie ma, to baba. Tak można skrócić stanowisko programu #Jedziemy.

Jako człowiek tolerancyjny przyjmę na chwilę punkt widzenia pana Rachonia i uznam, że świat jest taki, jak ja go widzę, że to, co widzą moje oczy, już jest prawdą objawioną. Gdyby iść tropem Rachonia, który naśmiewając się z płci, bierze na warsztat tylko powierzchowną obserwację i biologię. To ja, skromny redaktor (przyznaję, poczytnego) serwisu, mógłbym nie uwierzyć panu redaktorowi, gdy mówi, że jest dziennikarzem dużej telewizyjnej stacji, a skupić się jedynie na jego występie z 2009 roku, gdy manifestował przebrany za penisa.

REKLAMA

Staram się jednak wierzyć, że to, co tak wyraźnie widzę, jest tylko moją projekcją, a pan redaktor ma prawo nazywać się jak chce, a nie tak, jak sugeruje wyżej zamieszczony materiał filmowy.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA