REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale
  3. Dzieje się

Naya Rivera to już trzecia gwiazda „Glee”, która tragicznie zmarła. Fani snują teorie spiskowe i pytają: czy nad serialem ciąży klątwa?

Tydzień temu świat obiegła niepokojąca informacja o zaginięciu Nayi Rivery, a teraz najgorszy scenariusz potwierdził się i odnaleziono ciało 33-letniej aktorki. To już trzeci raz, gdy w tragicznych okolicznościach ginie gwiazda serialu „Glee”. Czy nad produkcją ciąży klątwa? Okazuje się, że przykładów takich „klątw” w historii kina mamy bardzo wiele.

15.07.2020
22:00
glee klątwa serial
REKLAMA
REKLAMA

W zeszłą środę aktorka Naya Rivera wypożyczyła łódkę i wybrała się ze swoim czteroletnim synem w rejs po jeziorze Piru w stanie Kalifornia. Kiedy po trzech godzinach zorientowano się, że kobieta nie zwróciła sprzętu, ekipa ratunkowa wyruszyła na poszukiwania. Służby odnalazły samotnie dryfującą łódź z czterolatkiem na pokładzie.

Zakrojone na szeroką skalę poszukiwania znalazły swój mroczny finał we wtorek 14 lipca. Ustalono, że znalezione w jeziorze Piru zwłoki należą do Rivery. 

Informacja o śmierci gwiazdy „Glee” wstrząsnęła światem showbiznesu:

Czy nad „Glee” ciąży klątwa?

Szybko okazało się, że płynące z całego świata słowa to nie tylko wyrazy współczucia i kondolencje dla rodziny zmarłej Nayi Rivery. W sieci pojawiły się analizy i teorie spiskowe dotyczące „klątwy”, jaka miałaby ciążyć nad serialem „Glee”. Okazuje się bowiem, że Rivera to już trzecia gwiazda produkcji, która zginęła w tragicznych okolicznościach.

Do pierwszej tragedii doszło jeszcze w 2013 roku, gdy serial „Glee” i tworząca go ekipa byli u szczytu popularności. Wtedy to, również w lipcu, poinformowano o odnalezieniu zwłok Cory'ego Monteitha. Aktor wcielał się w „Glee” w Finna Hudsona i choć jego umiejętności wokalne ewidentnie odstawały od reszty kolegów i koleżanek z planu, Monteith szybko stał się gwiazdą i zyskał wierną rzeszę fanów. Jego ciało odnaleziono 13 lipca 2013 roku w hotelowym pokoju. Przy zwłokach znaleziono narkotyki i dwie puste butelki po alkoholu. Sekcja zwłok wykazała, że aktor zażył śmiertelną mieszaninę kodeiny i morfiny.

Drugą ofiarą z obsady „Glee” był Mark Salling, który w „Glee” grał Noaha "Pucka" Puckermana, przyjaciela Finna Hudsona (granego, przypomnijmy, przez Cory'ego Monteitha). Utalentowany muzycznie aktor o charakterystycznej urodzie był jedną z najmocniejszych postaci w obsadzie serialu. Niestety, tak jak Monteith miał problem z uzależnieniem od narkotyków, tak Salling „zasłynął” licznymi konfliktami z prawem.

Jeszcze w 2013 roku była dziewczyna Sallinga oskarżyła go o napastowanie seksualne. Dwa lata później pojawiło się podejrzenie, jakoby aktor miał mieć w domu materiały o charakterze pedofilskim. W maju 2015 roku gwiazdora oskarżono o posiadanie dziecięcej pornografii. Dwa lata później aktor przyznał się do winy i miał usłyszeć wyrok. Jednak nigdy do tego nie doszło, bo pod koniec stycznia 2018 roku rozeszła się wieść o zaginięciu Sallinga. Po krótkich poszukiwaniach znaleziono ciało aktora wiszące na drzewie niedaleko jego domu. Służby wskazały, że aktor popełnił samobójstwo.

Seria niefortunnych zdarzeń nie dotyczy tylko „Glee”

Wszelkie teorie spiskowe z zasady należy traktować z dużą dozą dystansu. W końcu wynikają one z pierwotnej ludzkiej potrzeby wizji świata jako harmonijnej machiny rządzącej się logicznymi prawami. Czasami trudno zaakceptować, że pewne rzeczy dzieją się „po prostu”, a ich pozorny związek z innymi wydarzeniami jest kwestią poznawczych złudzeń (podobnych do tych, które w loterii skłaniają nas do skreślenia losowych liczb różniących się od siebie, zamiast wybrania cyfr np. 1, 2, 3, 4, 5 i 6, choć prawdopodobieństwo ich wylosowania jest identyczne).

Sięgając jednak do historii kina, szybko przekonamy się, że takie magiczne myślenie, związane z konkretnymi tytułami, nie dotyczy tylko obecnego przykładu z serialem „Glee”. Podobne teorie pojawiały się przy okazji innych produkcji —  w większości horrorów.

Przeklęty „Duch”

Jedną z najbardziej znanych „klątw” jest ta, która miała rzekomo zawisnąć nad filmami z serii „Duch”. To właśnie za sprawą „The Poltergeist Curse” miało zginąć kilkoro aktorów grających w trylogii. Wszystko zaczęło się od śmierci Dominique Dunne, która zginęła w wieku zaledwie 23 lat. Niedługo po premierze „Ducha”, aktorka wdała się w kłótnię z zazdrosnym o nią chłopakiem. Konflikt był na tyle zaostrzony, że doszło do rękoczynów. Gdy chłopak zaczął dusić Dunne, ta straciła przytomność. Pięć dni później młoda aktorka zmarła.

Z kolei, Julian Beck, gwiazdor drugiej części „Ducha”, nie doczekał się nawet premiery filmu — aktor zmarł na raka w wieku 60 lat. Dwa lata po jego śmierci, doszło do kolejnego zgonu: tym razem, z powodu niewydolności nerek po przeszczepie serca i wątroby, zmarł 53-letni Will Sampson.

O ile dwa ostatnie przypadki można przypisać kwestiom zdrowotnym, o tyle czwarta śmierć członka ekipy „Ducha”, naprawdę napawa grozą: aktora  Louisa "Lou" Perrymana (wcielił się w Pugsleya w pierwszej części trylogii) zamordowano 1 kwietnia 2009 roku. Napastnik zaatakował mężczyznę w jego własnym domu, przy użyciu siekiery.

Czarną serię związaną z „Duchem” zakończyła śmierć Heather O'Rourke, która wcieliła się w główną bohaterkę całej serii, Carol Anne Freeling. Aktorka miała zaledwie 13 lat i zmarła 1 lutego 1988 r. na stole operacyjnym, nie doczekawszy się premiery trzeciej części serii. Okazało się, że nastolatka otrzymała błędną diagnozę, a podawane jej leki na chorobę Leśniowskiego-Crohna znacznie pogorszyły jej stan zdrowia.

Bo to zły „Omen” był

Pamiętam, że jako dziecko bardzo, ale to bardzo chciałam obejrzeć „Omena”. Niestety,  rodzice (słusznie) zabraniali mi tego. Kiedy jednak osiągnęłam wiek, w którym mogłam sama sięgnąć po ten tytuł, „przypadkiem” straciłam ochotę na obejrzenie tego filmu. Wszystko przez mrożące krew w żyłach wydarzenia, które towarzyszyły jego powstawaniu. Okazało się bowiem, że najpierw, tuż przed rozpoczęciem zdjęć do „Omena”,  samobójstwo popełnił syn grającego w filmie Gregory'ego Pecka, Jonathan Peck.

Co więcej, w samolot, którym podróżował scenarzysta „Omena” David Seltzer, uderzył piorun. Do podobnego incydentu doszło przy okazji lotu Gregory'ego Pecka. Dodatkowy dreszczyk wywołuje fakt, że aktor pierwotnie miał lecieć innym samolotem — potem okazało się, że ten rozbił się i wszyscy jego pasażerowie ponieśli śmierć na miejscu. Jeśli dodamy do tego fakt, że pod hotelem, w którym mieszał reżyser Richard Donner wybuchła bomba podłożona przez IRA, całość układa się w dość niepokojącą całość. Na tyle interesującą, że o mrocznych kulisach powstawania „Omena” nakręcono film dokumentalny pt. „The Curse of the Omen”.

Diabelski „Egzorcysta”, mroczny „Kruk”

Przyprawiające o gęsią skórkę okoliczności towarzyszyły również kręceniu „Egzorcysty”. Podczas pracy nad horrorem miało zginąć aż 9 osób (liczby tej jednak nigdy nie potwierdzono), a wśród nich pochodzący z Irlandii aktor Jack MacGowran.

Najbardziej spektakularnym wydarzeniem był pożar na planie filmu: ogień miał strawić całą scenografię, poza... pokojem, w którym znajdowało się słynne łóżko opętanej bohaterki „Egzorcysty”, Regan MacNeil.

Innym, dość wymownym znakiem (jak na film o opętaniu) było uderzenie pioruna podczas włoskiej premiery horroru. W trakcie, gdy widzowie oglądali „Egzorcystę” w rzymskim Metropolitan Theatre, piorun uderzył w stojący nieopodal, liczący kilkaset lat, zabytkowy krzyż, doszczętnie paląc go. Dodatkowo mówiło się o wielu załamaniach nerwowych i problemach psychicznych wśród członków ekipy pracującej nad horrorem.

Motywy „walki z szatanem” i wyładowań atmosferycznych pojawiły się również przy okazji zgoła innego kina, czyli „Pasji” Mela Gibsona. Dwukrotnemu porażeniu piorunem miał ulec asystent reżysera, a podobny wypadek spotkał wcielającego się w Jezusa Jima Caviezela. Dodatkowo, aktor grający Chrystusa,  podczas sceny biczowania zwichnął sobie ramię.

Innym słynnym przypadkiem filmowej „klątwy”, jest przypadek „Kruka”. Tajemnicza śmierć Brandona Lee (prywatnie aktor był synem Bruce'a Lee) z 1 marca 1993 roku, która nastąpiła na krótko przed zakończeniem prac na planie, do dziś pozostaje zagadką. Lee został postrzelony podczas pracy nad jedną ze scen, a rana, jaką odniósł (kula rozerwała mu żołądek) okazała się śmiertelna. Najprawdopodobniej doszło do pomyłki i w magazynku broni znalazł się „nie do końca ślepy” nabój.

REKLAMA

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA