REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy /
  3. Dzieje się

To nowy poziom nostalgii: przygotujcie się na reżyserskie wersje filmów „Rocky IV” i „Batman Forever”.

Hollywood chyba znalazło dla siebie nową bezpieczną przystań w niepewnych czasach. To swoista nostalgia 2.0. polegająca na powrotach po latach do popularnych filmów, z tymże dając fanom ich rozszerzone wersje reżyserskie.

08.07.2020
16:09
Plakat promujący film Batman Forever
REKLAMA
REKLAMA

Oczywiście idea Director’s Cut nie jest niczym specjalnie nowym. Zjawisko to zaczęło pojawiać się powoli w latach 70., wraz z rozwojem kina domowego, wówczas w postaci kaset wideo. Z początku dotyczyło ono w dużej mierze filmów, które były zbyt brutalne (np. „Dzika banda” Sama Peckinpaha), by móc je pokazać zgodnie z intencją reżysera szerokiej widowni, tak więc studia miały w gotowości co najmniej dwie wersje – wygładzoną i tą autorską – reżyserską.  Ale też np. filmy Chaplina powróciły do kin w latach 70., i niektóre z nich (np. „Gorączka złota”) doczekały się reżyserskiej wersji.

Jednak w pełni ze zjawiska Director’s Cut twórcy zaczęli korzystać w latach 80. i 90.

Reżyserzy, którym studia nie pozwalały na pełną swobodę twórczą wypuszczali do kin okrojone wersje swych dzieł, ale później, przy dystrybucji wideo, albo do telewizji, prezentowali widzom pełne dzieła. Tak było choćby z filmami „Obcy – decydujące starcie” czy „Wrota niebios”.

W przypadku kilku głośnych filmów wersje reżyserskie ujrzały światło dzienne po wielu latach. Tutaj do najgłośniejszych z pewnością należą „Superman 2” w pełnej wersji Richarda Donnera, który szeroko pojawił się dopiero w 2006 roku, czyli prawie 30 lat po premierze wcześniejszej wersji.

Na początku XXI wieku z o wiele większym rozmachem do tematu Director's Cut podszedł Peter Jackson przy okazji jego ekranizacji trylogii "Władca Pierścieni". Pełne wersje jego, i tak strasznie długich, filmów celowo nie trafiły od razu do kin, a dopiero po jakimś czasie do specjalnych wydań DVD. Po pierwsze w kinie domowym można było bez skrępowania pokazać najbardziej zagorzałym fanom ponad 4-godzinne dzieła. Po drugie, był to świetny chwyt marketingowy podnoszący dodatkowo sprzedaż DVD i później Blu-rayów, jako, że były to wersje oferujące nawet ponad godzinę kompletnie nowego materiału.

Twórcą, który bodaj najczęściej sięga po możliwość stworzenia wersji reżyserskich jest Ridley Scott.

Jego autorskie pełne wersje „Obcego”, „Blade Runnera” (w tym przypadku reżyserskich wersji jest zresztą kilka, a z najlepszą uchodzi Final Cut) czy „Królestwa niebieskiego” uchodzą za perfekcyjne przykłady na to, że tworzenie takich edycji filmów ma sens.

Pałeczkę po reżyserze „Blade Runnera” w kwestii wersji reżyserskich przejął w XXI wieku Zack Snyder. Na szeroką skalę zaczął tworzyć Director’s Cut przy okazji filmu „Watchmen”. Powstało kilka wersji reżyserskich tego dzieła, z czego ta ostateczna, Ultimate Cut, trwa aż 3,5 godziny. Następnie reżyserskiej wersji doczekał się też film „Sucker Punch”, który ponoć w edycji rozszerzonej jest zdecydowanie lepszy od oryginału (osobiście jeszcze go nie widziałem).

No, a na przełomie 2019 i 2020 roku Snyder może z dumą nosić tytuł twórcy najgłośniejszego filmu Director’s Cut XXI wieku. Mowa tu oczywiście o rozszerzonej, autorskiej wersji „Ligi Sprawiedliwości”, która w 2021 roku trafi na HBO Max. Ale i to nie koniec, bo Snyder oraz usługa streamingowa HBO zapowiadają, że także i film „Batman V Superman: Świt sprawiedliwości” trafi do serwisu w istniejącej już od paru lat wersji reżyserskiej, zastępując niejako tą kinową.

To ewidentnie wynik symbiozy i komunikacji fanów kina oraz samych twórców. Gdy obie strony są nie do końca zadowolone z tego, co pokazano widzom w skończonym filmie, dziś, w erze social mediów, nie jest wcale niemożliwe, by wymóc na wytwórni produkcję wersji reżyserskiej, która w idealnym świecie poprawiłaby dany film, a przynajmniej przybliżyłaby go do wersji, którą od początku planował twórca.

Co ciekawe, w dobie pandemii Covid-19, kiedy to studia filmowe albo nie produkują nic nowego, albo muszą okroić swoje kalendarze i zmniejszyć obroty tego typu „filmowe powroty do przeszłości” być może okażą się w cenie.

To swoista ewolucja trwającej od kilku lat nostalgii za „starymi, lepszymi” czasami. Tyle że zamiast wydawać ogromne budżety na produkcję od zera remaków kultowych filmów z lat 80. i 90, teraz wytwórnie zaczynają spoglądać do swoich bibliotek w poszukiwaniu dzieł, które można przedstawić fanom na nowo.

Jak pewnie część z was wie, tworząc dany film bardzo często twórcy w pierwszym rzucie oddają obraz, który trwa o wiele dłużej niż to, co ostatecznie trafia na ekrany kin. Pierwsza wersja danego filmu często potrafi trwać od 3 do 5 godzin. I dopiero później idzie na stół montażowy. Często jest tak, że to, co jest wycinane z tej pierwszej wersji rzeczywiście nie było potrzebne, ale niekiedy zdarza się, że pod nóż lądują elementy danego filmu – sceny, sekwencje – na które dana wytwórnia bądź producenci nie wyrazili zgody, bądź stały się one ofiarami artystycznych starć obu stron.

W podziemnych sejfach Hollywood zapewne nie brakuje prawdziwych białych kruków filmowych, czy nigdy nie pokazywanych publicznie reżyserskich wersji filmów, których nawet byście o to nie podejrzewali. Takimi dwoma przypadkami są np. dwa obecnie ogłoszone.

Czekają nas bowiem premiery reżyserskich wersji filmów „Rocky IV” oraz „Batman Forever”.

The Riddler Two Face batman forever

Przyznam, że jestem sam szczerze zdziwiony faktem, że a) takie wersje istnieją w formie, nad którą można pracować; b) że ktoś wpadł na pomysł, żeby akurat te filmy pokazywać fanom w edycji rozszerzonej. To nie jest tak, że są one jakimiś specjalnie ulubionymi perłami kina rozrywkowego. Z pewnością i czwarty „Rocky” i „Batman Forever” mają swoich fanów, ale bez przesady. Do tego nie uchodzą za dobre filmy, a wręcz świat trochę zaczął o nich zapominać.

Casus „Batmana Forever” to jeszcze rozumiem. To film zmarłego niedawno Joela Schumachera, do tego w 2020 roku minęło okrągłe 25 lat od jego premiery. No i nie był to aż tak tragiczny film, jak dwa lata starszy „Batman i Robin”. W „Forever” czuć było trochę kiczu i kampu, ale na zdrowym poziomie; nadal było w tym filmie niemało mroku i rzeczywiście można odnieść wrażenie, że był w nim potencjał na coś więcej.

Istniejąca ponoć w wersji fizycznej, gdzieś w opasłych archiwach wersja Director’s Cut „Batmana Forever" trwa aż 170 minut i w większym stopniu kładzie nacisk na psychikę Bruce’a Wayne’a. Kto wie, może jakimś cudem ta wersja sprawi, że „Batman Forever” poszybuje kilka artystycznych poziomów wyżej? Nie od dziś wiadomo, że jakość danego filmu w dużej mierze zależy od odpowiedniego montażu. Sądzę, że kwestią czasu jest to, kiedy ujrzy ona światło dzienne.

Tym bardziej jestem zaintrygowany reżyserską wersją „Rocky’ego IV”, nad którą obecnie pracuje sam Sylvester Stallone i już teraz zapowiada, że będzie „niesamowita”.

Rocky IV
REKLAMA

Czy nagły wysyp wersji reżyserskich to chwilowa moda, że ten recykling filmowej przeszłości zostanie z nami na dłużej? Nie ukrywam, że jako kinoman zawsze gdy mam możliwość zapoznać się z jakąś istotnie odmienioną wersją filmu, który znam, to nie pogardzę taką opcją.

Z drugiej strony, zaczynam się obawiać tego, że jak nagle zrobi się masowa moda na Director’s Cut, to twórcy zaczną się coraz mniej przykładać do tego, by dać fanom dobry film przy pierwszej okazji. W końcu stwarza się pole do tego, by, jak coś nie wyjdzie, za jakiś czas poprawić i sprzedać film raz jeszcze, tym razem w serwisach streamingowych. Mimo wszystko wolałbym w to miejsce więcej dobrych oryginalnych treści, ale jeśli będzie popyt na szykowane właśnie wersje reżyserskie, to moje chęci na nic się zdadzą.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA