REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy
  3. Seriale

Seriale dają nam drugie życie w czasie kwarantanny. Ale jeszcze nigdy nie były tak fałszywe

Kiedy nie możemy żyć własnym życiem, potrzebujemy cudzego. I znajdujemy go w serialach. Ale świat za szybką jeszcze nigdy nie był tak fałszywy.

15.04.2020
8:53
seriale na kwarantannie
REKLAMA
REKLAMA

Włączyłam nowy odcinek serialu „Niepewne” na HBO GO, który pojawił się w serwisie z okazji premiery 4. sezonu. To słodko-gorzka opowieść o dwóch Afroamerykankach z Los Angeles, Issie (w tej roli twórczyni produkcji, Issa Rae) i jej przyjaciółce, Molly (Yvonne Orji). Obie trzydziestolatki zmagają się z bezsensem codziennego życia, związkami, karierą zawodową, przyjaciółkami, które zawodzą, rasizmem. To takie „Dziewczyny” Leny Dunham, ale w Kalifornii i z rapującymi bohaterami. Dobra odtrutka na tęsknotę za Nowym Jorkiem.

W otwarciu nowej serii Issa w końcu porządnie zabiera się za swoje marzenie. To już jakiś czas temu zakiełkowało w jej głowie i sercu – młoda kobieta chce stworzyć festiwal, który przy okazji będzie wspierał Afroamerykanów, ich kulturę, sztukę, lokalne biznesy. Organizuje spotkanie dla potencjalnych sponsorów. Udaje się jej, jeszcze nie wszystko jest załatwione, ale jedno jest pewne: działania idą zgodnie z planem i jeśli sytuacja się utrzyma, festiwal się odbędzie.

Chwilę po obejrzeniu odcinka czytam o słowach Ezekiela Emanuela, onkologa i doradcy Światowej Organizacji Zdrowia, który w wywiadzie dla „The New York Times” mówi, że duże imprezy, takie jak koncerty i festiwale, powrócą najpewniej najwcześniej jesienią 2021 roku.

Jest zdziwiony, że firmy i organizacje chcą wracać do normalnego trybu jeszcze w drugiej połowie tego roku, sugerując, że to nie aktywności pierwszej potrzeby. Ma rację, a ja już rozumiem, dlaczego coś nie pasowało mi w tym odcinku „Niepewnych”, jakby jakiś fałsz wylewał się z ekranu. I to nie mający nic wspólnego z samym serialem, bo ten nieprzerwanie bawi mnie od kilku lat.

Świat, ten tutaj, zatrzymał się i już zmienił, ale jeszcze nie wszystko zostało przygotowane, abyśmy mogli się z nim w pełni skonfrontować. Ekrany oszukują nas czy podtrzymują przy życiu?

Zza szybki telewizora spoglądają na mnie zadowolone twarze w reklamach. Narrator spotu jednej z sieci telewizyjnych przekonuje, że ich serwis VOD sprawdzi się w podróży, bo można z niego korzystać w formie aplikacji na sprzętach mobilnych. Ludzie, promujący jakiś lek na mięśnie czy stawy, już po zażyciu tego leku (a jakże!) wybierają się na spacer do parku. Magda Gessler w powtórkach dalej odwiedza restauracje i rzuca talerzami, a efektem tego wielka kolacja z nowymi gośćmi. Na HBO GO premierę ma nowy serial „Ucieczka”, kiedy jego widzowie – o ironio – siedzą zamknięci w domach. W „Genialnej przyjaciółce”, w którą w końcu zaczęłam nadrabiać, Neapol i jego obrzeża tętnią życiem. W „Świecie według Bundych” Steve i Marcy wchodzą do Ala i Peggy właściwie jak do siebie. W „The Office” nikt nie pracuje od siebie z domu, chociaż ten sitcom, co ciekawe, ma kilka odcinków, które świetnie korespondują z naszą codziennością, np. ten, kiedy Pam, już jako administratorka biura, postanawia zrobić krótkie szkolenie z higieny.

Od kilku tygodni media zalewają informacje na temat jeszcze większej tragedii niż sam koronawirus, a raczej pokłosiu pandemii – depresji. Podobno, jeśli obostrzenia będą utrzymywane, i nie będziemy mogli wrócić do normalności od razu (a o tym przecież już teraz tak naprawdę możemy zapomnieć, bo jedyne, czego nam potrzeba, to czas), będzie coraz gorzej. A więc za chwilę. Teraz jakoś dajemy sobie radę, wmawiamy, że jeszcze trochę i będzie dobrze. Że zaraz, za moment, wyjdziemy na spacer, spotkamy się z najbliższymi. A na razie obejrzymy kolejny odcinek serialu albo dwa.

A oglądając je, czujemy się jednocześnie wyobcowani i bezpieczni.

Z jednej strony surrealistyczne wydaje nam się to, co widzimy w filmach i serialach – nasza rzeczywistość wygląda zgoła inaczej. Z drugiej strony to właśnie ta codzienność, pozbawiona przyjemności i zwykłych zajęć, jawi nam się jako surrealistyczna, a produkcje, jeszcze chwilę temu będące tak blisko naszego życia, dają nam poczucie jakiejś normalności.

Ten eskapizm, zanurzenie się w nieprawdziwych światach nigdy nie było przyjemniejsze. Potrzebujemy żyć czyimś życiem, jeśli nie możemy w pełni żyć swoim. Wciąż chcemy przeżywać przygody, zwiedzać nowe kraje albo wracać do ukochanych miejsc, spotykać ludzi i z nimi rozmawiać, na żywo, bez rękawiczek i bez maseczek. Zakochiwać się i mieć – jak nasi bohaterowie – nadzieje na przyszłość. Nadzieję, że życie, tak jak wielkie firmy, o co za chwilę może być coraz trudniej, bo produkcje są przerywane i przekładane na „kiedyś”, pozwoli nam „zagrać” w jeszcze jednym sezonie zakończonym happy endem. Nawet niech będzie nudny, ale nasz. Zwykły, bo zdążyliśmy się już nawet stęsknić za remontującymi mieszkania sąsiadami.

Powstaje pytanie, czy tematy, które teraz jeszcze są namiastką codzienności sprzed koronawirusa, będą w kolejnych miesiącach nas interesować, czy może odmienność tego, co widzimy na ekranie, zrodzi nowe potrzeby?

Przed takimi dylematami na pewno będą stali scenarzyści, reżyserzy i producenci. Ci, z którymi rozmawiałam, sami jeszcze nie mają pojęcia, w którą stronę to zmierzy. Będziemy potrzebować opowieści o traumie, która za moment najpewniej nas dosięgnie, czy raczej preferować komedie, które – jak teraz mnożące się memy o koronawirusie – będą takim „lufcikiem” dla naszych bolączek, stresu, gniewu? Minione czasy pokazują, że zapewne jednego i drugiego, by jakoś przepracować to, czego nie da całkiem się za sobą zostawić. Ale to zmieni także tworzenie tzw. świata przedstawionego – w końcu pandemia musi zostawić jakieś ślady, choćby w postaci nowych przyzwyczajeń i zwiększonej świadomości w obrębie życia międzyludzkiego, ale też bycia samemu ze sobą.

Jak będą witać się ze sobą bohaterowie nowych wersji „Przyjaciół” czy „Jak poznałem waszą matkę”? Stworzenie sceny, w której spotykają się dwie bliskie sobie postacie, może być nie lada wyzwaniem. Czy będą w maseczkach, czy na zakupach będą nosić rękawiczki? Maski zasłaniające nos i usta dopiero wchodzą do przestrzeni publicznej, a już widać, że streetwearowe marki próbują zrobić z nich nowy, modny element naszego codziennego stroju. Produkcje, nawet jeśli ich tematem nie będzie pandemia i życie w izolacji, będą musiały jakoś skonfrontować się z nowym porządkiem świata, by przekonać do siebie nas, widzów. Nie chcę mi się wierzyć, że to, co dzieje się teraz, jest tylko „na moment”. Chociaż trudno nie mieć wrażenia, że bierzemy udział w jakimś filmie lub serialu sci-fi, które lata temu oglądaliśmy z zainteresowaniem, ale i niedowierzaniem, że tak może wyglądać nasza przyszłość.

REKLAMA

Chwilę temu, już w trakcie ogólnopolskiej kwarantanny, kiedy oglądałam „Rok za rokiem”, ubiegłoroczną nowość, miałam poczucie, że mający już prawie rok serial, jest aktualniejszy niż wszystkie inne produkcje ukazujące się w ostatnich dniach i tygodniach. I choć to wybitna produkcja, myślę, że bardziej potrzebuję festiwalu w Kalifornii niż najpewniej całkiem trafnej wizji dokąd nas to wszystko, to zniszczenie, zaprowadzi.

A potem jeszcze jednego słonecznego sezonu. I kolejnych.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA