REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

„Vampires” to wampiryczna impreza, na którą warto się wybrać. Oceniamy francuski serial Netfliksa

Twórcy wpuszczają do krwiobiegu „Vampires” teen drama, ale blokują jego działanie metaforami i skupieniem na wampirycznej części osobowości głównej bohaterki.   

24.03.2020
22:02
Vampires netflix opinie
REKLAMA
REKLAMA

W przeciwieństwie do wielu innych seriali Netfliksa, w „Vampires” obietnica obcowania z fantastycznymi istotami zostaje spełniona. Twórcy nie podążają śladami „Ragnaroka”, gdzie mitologia nordycka grała drugie skrzypce, czy „October Faction”, w którym brak potworów pozostawiał irytujący niedosyt. Łatka gatunkowa nie ma więc w tym wypadku stanowić jedynie wabiku na widzów, kiedy w samej opowieści na pierwszy plan wysuwa się teen drama. Nie zabraknie tu nastoletnich rozterek głównej bohaterki, ale nie przyćmiewają one innych atrakcji.

Doina Radescu jest uczennicą liceum i jak każda jej rówieśniczka przeżywa miłostki, przyjaźnie i popada w konflikt z krewnymi.

Jednakże jej prawdziwe problemy zaczynają się, kiedy przestaje brać podawane jej przez matkę pigułki. Wtedy budzi się w niej ukryta wampirzyca. Nastolatka zaczyna łaknąć krwi i okazuje się silniejsza oraz bardziej zwinna od swoich koleżanek i kolegów. Jednocześnie interesuje się nią złożona z krwiopijców wspólnota, od której jej matka odeszła siedemnaście lat wcześniej.

Czyniąc ze swojej protagonistki hybrydę człowieka i wampira, twórcy chętnie i często zapraszają nas do niedostępnego dla ludzi świata krwiopijców. Benjamin Dupas i Isaure Pisani-Ferry bardzo szybko zamieniają pozbawione charakteru ściany liceum na skąpane w neonowych barwach przestrzenie. Nie mamy tu do czynienia ze znanymi nam dobrze uromantyzowanymi stworzeniami pokroju Draculi, czy zmęczonymi długowiecznością istotami tak chętnie pokazywanymi przez Neila Jordana w ekranizacjach prozy Anne Rice. To raczej ich popowa wersja. Nie połyskują jak Edward Cullen, a swoim zachowaniem przypominają postacie z „Beyond the Rave”.

Twórcy serialu odchodzą od tradycyjnej wampirzej mitologii.

Wampiry nie mogą co prawda chodzić po ulicach w pełnym słońcu, ale nikt tu nie wspomina chociażby o raniących ich religijnych relikwiach, ani osinowym kołku. Nie obawiają się ludzi, bo dobrze się przed nimi ukrywają. We własnym gronie chętnie oddają się przyprawionym orgiami seksualnymi imprezom, na których popijają krew całymi hektolitrami. Dupas i Pisani-Ferry czynią ich świat w równym stopniu mrocznym co fascynującym. Jaskrawym, nieraz stroboskopowym światłem wprowadzają nas w stan hipnozy, który podtrzymują elektroniczną muzyką.

To właśnie wtedy, kiedy zachwycają nas stroną formalną, „Vampires” jest najlepsze. Pod oprawą audiowizualną, kryje się bowiem pustka. To prosta opowieść inicjacyjna, która opowiadana za pomocą mniej pomysłowych środków wyrazu, nie miałaby w sobie nic, czym mogłaby utrzymać widzów przed ekranem. Twórcom zdarza się co prawda niepotrzebnie wydłużać w czasie wydarzenia i uciekać w kolejne, łopatologiczne repetycje, ale potrafią też docisnąć pedał gazu oraz popisać się artystyczną wyobraźnią i pazurem.

vampires recenzja netflix
Vampires/Netflix
REKLAMA

Jeśli nie możesz znieść „Vampires” kiedy jest najgorsze, nie zasługujesz na nie, kiedy jest najlepsze.

Na szczęście Dupas i Pisani-Ferry traktują te słabsze momenty pobieżnie, niczym obowiązkowe punkty narracyjne do odhaczenia i zapomnienia. Chociaż w centrum swojego zainteresowania stawiają dojrzewanie, próbują jak najczęściej opowiadać o nim za pomocą wampirycznych metafor. Z tego powodu zaraz po seansie zapomina się o drobnych potknięciach, a w pamięci zostaje wyjątkowy klimat i zagęszczana atmosfera. Seans „Vampires” wymaga od widza nieco cierpliwości i odporności na gatunkowe klisze, ale prędzej czy później zafascynuje nawet tych, którzy okres dorastania mają dawno za sobą.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA