Jeśli pamiętacie „300” w wersji komiksowej lub filmowej od Zacka Snydera i chcielibyście wrócić do tego bazującego na historii pokręconego świata, sięgnijcie po „Kserksesa”.
Dziękujemy, że wpadłeś/-aś do nas poczytać o filmach i serialach. Pamiętaj, że możesz znaleźć nas, wpisując adres rozrywka.blog.
Komiks „300” obrósł legendą, ale należy pamiętać, że zyskał miano kultowego również dlatego, że został zekranizowany. Chociaż nie jestem wielkim fanem obrazu Zacka Snydera i znam wiele historii obrazkowych, które opowieść o bitwie pod Termopilami biją na głowę, to wyjątkowo doceniam pomysły przeniesienia do komiksu historii o dawnych Grekach. Podoba mi się nie tylko brawurowa, współczesna interpretacja, ale też to, jak bohaterowie Franka Millera ocierali się o boskość i jak gubiła ich własna pycha i głupia wierność tradycji.
„Kserkses” jest ponownym zanurzeniem się w ten świat herosów, wojny, przemocy i pasji.
Frank Miller ponownie zabiera nas do antycznej Grecji i imperium perskiego. Byłby w błędzie jednak ten, kto pomyśli, że tytułowy Szachinszach jest głównym bohaterem tej opowieści. Historia „Kserksesa” zaczyna się z grubsza od bitwy pod Maratonem, a kończy w roku 330 p. n. e., czyli wtedy, gdy Aleksander Macedoński rzuca starożytną Persję na kolana. Jak widać więc, jest to przekrojowa opowieść o wojnach Grecji z Persami. Podtytuł komiksowego tomu brzmi: „Upadek domu Dariusza, świt ery Aleksandra”.
Nie odpowiem jasno na pytanie, czy Frank Miller znowu jest w formie, bo „Kserkses” to wydawnictwo dość osobliwe. W „300” mieliśmy do czynienia ze starciem wielkich dowódców, była to opowieść trochę batalistyczna, trochę awanturnicza. Tu trudno odnaleźć jednego bohatera, którego dzieje jednoznacznie spinałyby komiks, chociaż rzeczywiście „Kserkses” jest w tej orkiestrze jednym z najważniejszych instrumentów.
Ważne jest coś innego. Powieść graficzna Millera zabiera nas w cudowną wizualną podróż po wielkich bitwach, istotnych postaciach historycznych i ich zazwyczaj bardzo trudnych losach.
Ta przekrojowa opowieść kusi i wciąga nie bohaterami, nie tematem, a właśnie tym, jak operuje stroną graficzną.
Niebywałe kolory Aleksa Sinclaira uzupełniają wprost fenomenalne rysunki Millera. I to zasługuje na szczególną uwagę, bo „Kserksesa” czyta się tak, jakby oglądało się album. Całostronicowe kadry nawet jeśli nie mają zbyt wielu detali przyciągają wzrok i opowiadają niemal kompletne historie, budują klimat i aurę pól bitewnych, flot czy samej rzezi. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak te obrazy, pozornie dość proste, są w stanie wyzwalać znaczenia i skojarzenia.
Ale prawdziwe cuda dzieją się, gdy Frank Millera zabiera nas do Persji.
Dostajemy tam pokaz mocno orientalnych przestrzeni, ale wszystko to wypełnione jest bardzo symbolicznym przepychem. Złoto, zdobienia i niemal boskie portrety bohaterów spajają się w jedno. I chociaż bardzo często trudno połapać się, co dzieje się w kadrze, bo Miller skacze bardzo po linii czasowej, nie pozwalając się nam przyzwyczaić do żadnego z bohaterów, ogląda się to wspaniale.
Nie przyjmuję narzekań na styl, bo wizualnie „Kserkses” jest wspaniały i dumny niczym władcy Persji. Fabularnie, cóż, mogłoby być zdecydowanie lepiej i spójniej. Ale mam wrażenie, że dla wizualnej uczty warto przymknąć na to oko.
„Kserkses” został wydany w Polsce przez Egmont.
Dołącz do nas na Facebooku i bądź na bieżąco!
Teksty, które musisz przeczytać:
Komiks „Wujek Sknerus i Kaczor Donald” kupicie dla dzieci, a potem sami nie będzie mogli się oderwać
Seria „Kaczogród” z komiksami słynnego Carla Barksa okazała się prawdziwym finansowym i artystycznym strzałem w dziesiątkę. Z tego powodu wydawnictwo Egmont zdecydowało się zacząć nowy cykl, tym razem Dona Rosy. „Wujek Sknerus i Kaczor Donald. Syn Słońca” to kolejny sukces.
Dodaj komentarz