REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki

Czytanie Bolesława Chromrego boli. Ale to bardzo dobrze. „Pozwólcie pieskom przyjść do mnie” - recenzja

2/5 prztyczków w stronę zastanej rzeczywistości, 2/5 ironicznych komentarzy o własnym pokoleniu i 1/5 akcji. A do tego nadprogramowo depresja i słodkie pieski. Taki przepis miał Bolesław Chromry na swoją debiutancką powieść.

02.10.2019
18:17
bolesław chromry pozwólcie pieskom przyjść do mnie recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Która bardziej jest litanią sarkastycznych komentarzy niż kipiącą od akcji historią. Jednak wierzę, że dokładnie taki był zamysł.

Dla tych, którzy nie nadążają za internetami: Bolesław Chromry to pseudonim autora powieści graficznych, grafika, copywritera i twórcy niezwykle popularnego Fanpage’a. Znajdziecie na nim satyryczne (czy na pewno?) czarno-białe, ponure grafiki. Cała masa zabawnego i bolesnego contentu.

Chromry sam jest członkiem klasy kreatywnej, o której pisze w książce. W tej samej klasie obsadza swoich głównych bohaterów: Bartka i Dorotę. Małżeństwo artystów mieszka razem ze swoim pieskiem zwanym Gizmo na Pradze-Północ, gentryfikującej się dzielnicy Warszawy. Chromry opowiada o nich z ironią, komentując, niekiedy z pogardą, niemal każdy aspekt ich życia, wszelkie wybory, od konsumenckich po życiowe, ich pragnienia, dążenia, ciuchy - wszystko. Używa do tego dość męczącej narracji, w której brakuje czasu na oddech. Strumień narratora czasem jest tak wartki i zawiły, że niejednokrotnie gubi główny wątek, meandrując pomiędzy kolejnymi dygresjami.

boleslaw chromry pozwolcie pieskom przyjsc do mnie recenzja class="wp-image-328478"

Czytanie Bolesława Chromrego, tak jak oglądanie jego satyrycznych grafik, w jakiś sposób uwiera. A na koniec zostawia z uczuciem pustki i niewiedzy, co dalej z tymi informacjami zrobić.

Podawane przez Chromrego refleksje, choć oczywiste, są bardzo trafnie sformułowane, czytelne i proste do odkodowania dla innych przedstawicieli naszego pokolenia. Dlatego tak gryzą.

REKLAMA

Fabuła książki „Pozwólcie pieskom przyjść do mnie” na początku przypomina zwykłą opowiastkę o typowych przedstawicielach grupy wiekowej 30+, członkach klasy kreatywnej, którzy przeprowadzili się do Warszawy z mniejszego miasta między innymi po to, by szukać dróg kreatywnego rozwoju. Para raczej unika towarzyskich spędów. Za to nie może oprzeć się weekendowej rozrywce, jaką są odwiedziny bazaru na Namysłowskiej. „Debbie Harry z marudnym Adrienem Brodym podążają na Namysłowską” - pisze o nich autor.

I gdy tak fabuła przez większość powieści rozwija się raczej wolno (m.in. przez liczne dygresje narratora), w pewnym momencie, dopiero na sam koniec, następuje prawdziwe zawiązanie akcji, potem punkt kulminacyjny i... koniec. Delikatne przesunięcie proporcji i przyśpieszenie zawiązania akcji mogłoby pomóc opowieści. Ale może tak jak w kwestii sposobu narracji - to również był zamysł autora. By wkurzyć, zirytować, by nie zawsze było wygodnie. Jeśli tak - udało się.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA