REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Tajemnicze morderstwo, kradzież DNA i absurdalny humor. „Sługi wojny” to komedia ubrana w szaty thrillera

Kino sensacyjne nigdy nie było polską specjalnością i debiutujące właśnie „Sługi wojny” raczej tego nie zmienią. Co nie znaczy, że w produkcji z Piotrem Stramowskim w roli głównej nie można odnaleźć żadnych atutów. O czym dokładnie opowiada nowy film Mariusza Gawrysia?

23.08.2019
17:10
sługi wojny recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Gdyby zapytać przeciętnego gościa polskich kin o listę najbardziej popularnych aktorów ostatnich lat, to Piotr Stramowski zapewne znajdowałby się gdzieś na szczycie tej listy. Dużo w tym zasługi filmów Patryka Vegi, z którym Stramowski stosunkowo często współpracował w latach 2016-2018. Od pewnego czasu widać jednak, że pochodzący z Warszawy aktor pragnie do pewnego stopnia odkleić się od wizerunku „Majamiego” z serii „Pitbull”. I trzeba przyznać, że dzięki jego najnowszemu filmowi może się to udać, choć chyba nie do końca z zakładanych przez twórców powodów.

„Sługi wojny” to nowa produkcja Mariusza Gawrysia, który wcześniej zasłynął przede wszystkim głośnymi (ale dosyć negatywnie ocenianymi) „Sługami bożymi”. Oba filmy łączy nie tylko podobieństwo tytułów, ale też pozornie prosta historia kryminalna, która w założeniu kryje znacznie poważniejszą intrygę. „Sługi wojny” zaczynają się od zabójstwa znanego wrocławskiego lekarza. Mężczyzna zostaje zabity w bardzo profesjonalny sposób, ale doświadczony komisarz Samborski i jego młoda partnerka początkowo podejrzewają motywacje finansowe. Pracujący przez wiele lat w Niemczech specjalista od przeszczepu szpiku kostnego dorobił się bowiem pokaźnych dochodów, a od pewnego czasu nawiązał romans z jedną z pracownic swojej fundacji. Seria kolejnych morderstw sprawi jednak, że Samborski i Zadara wkrótce będą musieli zmierzyć się ze znacznie bardziej skomplikowaną (i niebezpieczną) sprawą.

„Sługi wojny” opowiadają o wykorzystaniu DNA jako potencjalnej broni biologicznej, ale nie przyzwyczajajcie się do myśli, że obejrzycie rasowy thriller.

Chaotyczny scenariusz, ciągłe zmiany wątków i olbrzymie dziury logiczne sprawiają, że budowana od pierwszych minut intryga dosyć szybko rozpada się na oczach widzów. Polscy twórcy nie od dzisiaj mają problemy z kinem gatunkowym (choć w ostatnich latach widać pewną poprawę w tym względzie) i produkcje sensacyjne nie są tu wyjątkiem. Podstawowym problemem „Sług wojny” jest fakt, że Gawryś chyba nie do końca wie, jakie dzieło chciałby stworzyć.

Trudno nazwać je filmem akcji, bo przez prawie dwie godziny seansu zdarzają się zaledwie dwie tego typu sceny (w tym jedna w finałowych minutach). Thrillerem też nie jest, bo widzowie odkrywają całą intrygę na długo nim zrobią to bohaterowie, co psuje cały suspens. „Sługom wojny” najbliżej tak naprawdę do komedii sensacyjnej, ale dopiero od połowy filmu. Wcześniej twórcy starają się zbudować atmosferę zagrożenia i tajemniczości.

Niechlujny scenariusz na pewno nie pomaga, ale „Sługi wojny” mają też kilka plusów.

Z punktu widzenia kina rozrywkowego nie ma wielkiego znaczenia, że w produkcję Gawrysia zostaje na siłę wtłoczony zupełnie niepotrzebny romans, przeciwnicy są zbudowani z samych klisz, a ciekawy pomysł wykorzystania DNA w ramach wojny biologicznej nie prowadzi do niczego konkretnego. Najważniejsze jest, czy widz będzie czerpał przyjemność z oglądania, a w tym względzie nie ma tragedii. To całkiem sprawnie zagrany i od pewnego momentu naprawdę zabawny film.

sługi wojny recenzja class="wp-image-316425"

Warto docenić, że Mariusz Gawryś daje coś do zrobienia wszystkim swoim bohaterom. W polskim kinie nazbyt często jedyną rolą postaci drugoplanowych jest posuwać akcję do przodu. W „Sługach wojny” swoje przysłowiowe pięć minut dostają nie tylko Stramowski i Maria Kania, ale też Paweł Królikowski oraz grający szefa policji Zbigniew Stryj. Aktorscy weterani sprawdzają się zwłaszcza w scenach o zabarwieniu komediowym, więc w dużej mierze odpowiadają za najlepsze momenty produkcji.

REKLAMA

„Sługi wojny” momentami wchodzą na poziom „tak złe, że aż dobre”, ale z pewnego punktu widzenia absurdalne dialogi są lepsze niż nudna intryga. Dlatego paradoksalnie większa część widzów wyjdzie z nowego filmy Gawrysia w dosyć dobrych nastrojach. A że po tygodniu nie będą pamiętać nic z fabuły filmu, to zupełnie inna sprawa.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA