REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Muzyka

Na „Care Package” Drake spogląda w przeszłość. Czyżby dopadł go twórczy impas?

Drake przygotował swoim fanom nie lada niespodziankę. Nieoczekiwanie uraczył świat niezapowiadanym wcześniej albumem. Jak prezentuje się „Care Package”?

05.08.2019
15:47
drake care package recenzja
REKLAMA
REKLAMA

„Care Package” to klasyczny przykład składanki zawierającej odrzuty z sesji poprzednich albumów Drake’a. Przyznam, że tego typu „ruchy” ze strony muzyków są dla mnie zaskakujące. Przynajmniej w momencie, gdy dany wykonawca nie przeszedł jeszcze na emeryturę i nie popadł w zapomnienie. No chyba, że album „Care Package” jest swoistą deklaracją Drake’a, który za jego pośrednictwem oznajmia, że osiągnął w muzyce już wszystko co chciał i teraz czas już odpocząć i odcinać kupony.

Albumy z odrzutami z sesji wydają bowiem pazerne na pieniądze wytwórnie, np. po śmierci danego wykonawcy (oczywiście tego Drake’owi nie życzę). Niedawno zresztą spotkało to nieodżałowanego Prince’a. Drake oczywiście ma niemały dorobek i prawie dziesięcioletni staż w branży, przynajmniej licząc od premiery jego debiutanckiego albumu „Thank Me Later” z 2010 roku. W dodatku na przestrzeni lat 2015-2018 wydawał nowe krążki praktycznie co rok. Ostatni, „Scorpion”, miał premierę w czerwcu zeszłego roku.

W chwili obecnej spodziewałbym się prędzej nowego materiału A.D. 2019 niż składaka.

Oczywiście określenie „odrzuty z sesji” nie ma pejoratywnego znaczenia. Na „Care Package” znajdziemy w większości naprawdę solidne numery.

Trust Issues, nagrany podczas sesji nagraniowej „Take Care”, mógłby dołączyć do spokojniejszej setlisty podczas koncertów muzyka. 5AM. in Toronto, szykowany na „Nothing Was The Same”, miałby niemałe szanse na dołączenie do katalogu „best of” Drake’a.

Dobry, świetnie podany tekst skupia się na konflikcie rapera z The Weekndem, a klimatyczną i pełną dramaturgii atmosferę tworzą w nim kapitalne syntezatorowe brzmienia. Jednym z jaśniejszych punktów na „Care Package” jest Draft Day, który brzmi, jakby ktoś niechcący zapomniał umieścić go na albumie „Scorpion”. Są w nim ślady zarówno God’s Plan, jak i Nice for What.

I tu przechodzimy do mojego głównego problemu z tego typu albumami, które wydają aktywni artyści. To krok wstecz.

Drake naprawdę spogląda wstecz i wykopuje dla nas ze swojego sejfu smakowite kawałki. Tyle tylko, że patrzenie się w przeszłość, przynajmniej pod kątem artystycznym, równa się staniu w miejscu. Już na albumie „Scorpion” Drake wykonywał raczej bezpieczne artystyczne ruchy, choć nie można odmówić mu wysokiego poziomu. Krążek ten można uznać za apogeum jego kariery. „Care Package” wydaje się to potwierdzać. Przynajmniej na razie Drake nie ma nowego pomysłu na siebie. Nie ma też chyba pomysłu na nowe kawałki, woli powracać do tego, co już kiedyś nagrał.

I jest to oczywiście ciekawa podróż. Przypomina ona też o dylemacie, z którym boryka się pewnie większość artystów – czyli selekcji materiałów, które trafiają na oficjalne albumy. Na „Care Package” nie ma wprawdzie rapowych arcydzieł i najlepszych numerów w karierze Drake’a, ale niemała część krążka zawiera naprawdę silne pozycje. Pewnie też trochę dlatego „Care Package” ujrzało światło dzienne – jest to być może sposób na pozbycie się wyrzutów sumienia z powodu odrzucenia wielu kawałków, które powinny pojawić się na oficjalnym wydawnictwie.

Mimo wszystko, to taplanie się w bajorkach przeszłości trochę mnie rozczarowało.

Tym bardziej, że Drake podróżuje w czasie na co najmniej dwóch płaszczyznach. Z jednej strony pokazując światu stare kawałki, a z drugiej w nich samych też odnosi się on do przeszłości. W Days In The East znajdziemy sample z utworu Stay śpiewane przez Rihannę, co jest o tyle ciekawe, że i sam utwór zdaje się opowiadać właśnie o relacji rapera z gwiazdą z Barbadosu.

I Get Lonely intryguje o tyle, że jest to remake kawałka FanMail grupy TLC, nagrany w wolniejszym tempie i z bardziej wyrazistą linią basów.

Girls Love Beyonce z kolei w refrenie zawiera remake refrenu Say My Name grupy Destiny’s Child, w której niegdyś śpiewała Beyonce.

Beyonce zresztą pojawia się na zamknięcie „Care Package” w ostatnim kawałku Can I, który szykowany był z myślą o krążku „Views”.

REKLAMA

Jego niedokończona wersja wyciekła do sieci już w 2015 roku. W 2019 Drake ewidentnie nie zdołał go dokończyć, bo nadal brzmi jak surowa wersja demo, z głosem Beyonce, który stanowi monotonne tło dla ciekawych pomysłów brzmieniowych.

Fani Drake’a nie powinni czuć się zawiedzeni. „Care Package” to masa dobrego materiału, choć też nie ma co spodziewać się po nim rewelacji ani rewolucji. Mam nadzieję, że to tylko chwilowy epizod w karierze muzyka, drobne interludium, a on sam szykuje naprawdę świeży, nowy i mimo wszystko ciekawszy materiał.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA