REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy /
  3. VOD
  4. Netflix /

„Do zobaczenia wczoraj” od Netfliksa to film o podróżach w czasie, ale tylko na pierwszy rzut oka

Wyprodukowany przez Spike’a Lee film „Do zobaczenia wczoraj” to nie jest kolejna wesoła opowiastka o podróżach w czasie dla młodzieży. Choć takie może sprawiać pierwsze wrażenie.

17.05.2019
19:40
do zobaczenia wczoraj netflix recenzja
REKLAMA
REKLAMA

I rzeczywiście, przez pierwsze pół godziny seansu, można mieć poczucie, że oglądamy przyjemną, wakacyjną produkcję skierowaną głównie do nastolatków. CJ (Eden Duncan-Smith) i Sebastian (Dante Crichlow) to dwójka młodych chłopaków, którzy pracują nad wynalazkiem mającym nie tylko zapewnić im naukową przyszłość w branży, ale też zmienić świat. Tym wynalazkiem jest... wehikuł czasu. W ich wersji, na razie ciągle dopracowywanej, występuje on w formie zwykłego szkolnego plecaka.

Z początku wszelkie próby podróży w czasie kończą się fiaskiem, ale w końcu udaje im się dokonać niemożliwego. Cofają się w czasie o jeden dzień. I jak to zwykle bywa w tego typu historiach, jest to dopiero początek ich przygód. I kłopotów.

„Do zobaczenia wczoraj” zaczyna się jak typowa rozrywkowa produkcja, ale z czasem, poprzez nagłą i dramatyczną voltę, film ten nabiera zupełnie innego, głębszego znaczenia i wymowy.

Twórcy postanowili wykorzystać platformę oraz motyw podróży w czasie i rozrywkowego formatu, by zabrać głos w dyskusji na temat rasizmu i przemocy wobec czarnych mieszkańców USA ze strony tamtejszej policji. Przy okazji zahaczając o wątki żałoby, radzenia sobie ze stratą bliskich oraz dotykając ciekawego zagadnienia, a właściwie pytania o to, czy mogliśmy coś zrobić, by zapobiec tragediom z przeszłości.

do zobaczenia wczoraj netflix film

W „Do zobaczenia wczoraj” motyw podroży w czasie dodatkowo pozwala nam pochylić się też nad tym, co należy zmienić, by przeciwdziałać tragedii i czy w ogóle powinniśmy ingerować w wydarzenia z przeszłości.

Całkiem tego dużo, jak na 90-minutowy film, mimo wszystko skierowany do młodego widza. I choć nie wszystkie zagadnienia wybrzmiewają z „Do zobaczenia wczoraj” w pełni, to całość sprawia naprawdę pozytywne wrażenie. Tym bardziej, że twórcy pozwolili sobie nie tylko na zabawę z podróżami w czasie, ale też kilka niezłych nawiązań do popkultury, zarówno afroamerykańskiej (od muzyki, przez komiksy po twórczość samego Spike'a Lee), jak i tej „białej”. W tym także do samego „Powrotu do przyszłości”, ale nie będę tu zdradzał na czym ono polega. Zostawię tę przyjemność wam, natomiast wierzę, że wywoła to niemały uśmiech na waszych twarzach.

Oczywiście widać gołym okiem, że debiutujący reżyser Stefon Bristol miał dość ograniczony budżet.

Co w sumie trochę mnie dziwi, gdyż Netflix potrafił wydawać sporo większe pieniądze na produkcje z mniejszym potencjałem. A jednak reżyser całkiem sprawnie go wykorzystał.

do zobaczenia wczoraj netflix
REKLAMA

Liczba ujęć jest oszczędna, efekty specjalne nie powalają jakością, ale za to autor umiejętnie poprowadził młodych aktorów oraz wyraźnie zaznaczył swoją artystyczną wrażliwość. W „Do zobaczenia wczoraj” zobaczymy świetnie dobrane kostiumy oraz liczne, niebanalne ujęcia, nierzadko podkreślające stan psychiczny bohaterów. Jak na przykład scena, w której kamera nagle zaczyna wykonywać obrót do góry nogami, uwidaczniając życie CJ, niemalże dosłownie przewrócone głową w dół.

Nie jest to wielkie kino, scenariusz wypadałoby trochę bardziej doszlifować, pierwszy akt jest zdecydowanie zbyt rozwlekły, ale „Do zobaczenia wczoraj” w ciekawy sposób wykorzystuje swoje „narzędzia gatunkowe” do opowiedzenia czegoś ważnego o sprawach społecznych. Udowadniając tym samym, jak wielki potencjał, przez wielu niestety nadal nieodkryty, może kryć się w rozrywkowych formatach. Popkultura jest niezwykle pojemna, a do tego stanowi idealną platformę do podejmowania istotnych kwestii, gdyż ma największą i najszerszą grupę odbiorców.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA