REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy
  3. Seriale

Twórcy „Gry o tron" zrobią następne „Gwiezdne wojny”. Disney nie mógł wybrać gorszego momentu

Premiera filmu „The Rise of Skywalker” (w Polsce znanego pod koślawą nazwą „Skywalker. Odrodzenie”) zbliża się wielkimi krokami. Już wiadomo, że po nim Disney zrobi kilkuletnią przerwę od marki, ale potem powróci z następnym dziełem. Właśnie oficjalnie ogłoszono, że zajmą się nim showrunnerzy „Gry o tron”. A mimo to nie słychać entuzjazmu fanów.

15.05.2019
14:47
Gwiezdne wojny: Twórcy Gry o tron zrobią film z sagi. Fani będą narzekać
REKLAMA
REKLAMA

Disney może się pochwalić wieloma sukcesami w ostatnich latach, ale akurat zarządzanie marką „Star Wars” się do nich nie zalicza. Właściwie na każdym gwiezdno-wojennym froncie firma zaliczała kolosalne wpadki i narażała się najwierniejszym fanom sagi. Powierzenie tworzenia gier opartych na filmowym uniwersum w wyłączne ręce EA skończyło się wizerunkową katastrofą. Niewiele lepiej jest na gruncie powieści i komiksów, których twórcy są za bardzo ograniczani przez konieczność nawiązywania do nowej trylogii i boją się podejmować jakiegokolwiek artystycznego ryzyka. Gdy porównać tę sytuację z dawnym EU, to widzimy racjonalny powód ogromnego niezadowolenia wielu fanów.

A przecież największe konflikty miedzy fanami i Disneyem wywołują filmy. Bojkot serii zapowiedziany w reakcji na „Ostatniego Jedi” nie okazał się czczą pogróżką. Najwierniejsi członkowie fandomu poszli na następną produkcję zaledwie raz albo nawet wcale. Przez co spin-off o Hanie Solo okazał się pierwszą w historii sagi finansową porażką.

Od kilku miesięcy widać, że Disney zaczął wdrażać plan antykryzysowy. Ale tym razem ich strategia znów zawiodła przez brak wyczucia.

Na stanowisko reżysera ponownie zagościł twórca całkiem nieźle przyjętego „Przebudzenia Mocy” - J.J. Abrams. Już teraz można stwierdzić, że „The Rise of Skywalker” będzie znacznie bardziej przyjazny fanom, o czym świadczą powroty Lando Calrissiana i Imperatora Palpatine'a. Disney zaczął też reagować na krytykę związaną z różnymi polami eksploatacji marki „Gwiezdnych wojen”. Zapowiedział kilka książek i komiksów, które mają bardziej przypominać historie z dawnego EU. W końcu odpowiedział też na prośby o ambitną grę dla pojedynczego gracza i stworzył „Star Wars Jedi: Fallen Order”. Wiadomo również, że powstaną cztery seriale umiejscowione w odległej galaktyce, z których na pierwszy ogień pójdzie „The Mandalorian”.


Najważniejsze zmiany dotknęły jednak planowanych filmów. Na jakiś czas zrezygnowano ze spin-offów i postanowiono wziąć krótką przerwę od „Star Wars” po premierze Epizodu IX. Następne pełnometrażowe produkcje trafią do kin odpowiednio w 2022, 2024 i 2026 roku. Nie będą bezpośrednio powiązane z historią stworzoną przez George'a Lucasa. Jak poinformował właśnie Bob Iger, prezes Disneya, za pierwszy z filmów będą odpowiadać David Benioff i D.B. Weiss.

Oficjalne ogłoszenie Benioffa i Weissa jako twórców kolejnego filmu w momencie, gdy wszyscy krytykują ich za 8. sezon „Gry o tron”, to strzał w stopę.

Od pewnego czasu spekuluje się, że duet twórców otrzyma do realizacji trylogię umiejscowioną w czasach Starej Republiki, czyli jednego z najciekawszych i najbardziej ukochanych przez fanów okresów w historii odległej galaktyki. Fandom nie wybaczyłby nikomu, kto zniszczył by tę historię. A przecież po ostatnich odcinkach „Gry o tron” zewsząd słychać głosy, że Benioff i Weiss całkowicie zawalili sprawę z zamknięciem opowieści stworzonej w głowie George'a R.R. Martina.

Disney próbuje ratować relacje z fanami, ale po raz kolejny pokazuje, że nie czuje ich emocji. Czas na podobne deklaracje był przed premierą 8. sezonu, gdy wszyscy wszyscy fani popkultury byli niemal w stanie euforii. A nie teraz, gdy okazało się, że widoczne od dawna oznaki spadku formy Benioffa i Weissa, znalazły swój tragiczny koniec.

gwiezdne wojny benioff weiss

Internet roi się obecnie od porównań między „Ostatnim Jedi” a finałowymi odcinkami „Gry o tron”.

Fani obu serii śmieją się wspólnie przez łzy, że Snoke i Nocny Król to bracia, a Luke i Daenerys powinni razem uczęszczać na kurs „Jak szaleństwo zmieniło mój charakter o 180 stopni”. Na każdym kroku słychać też kpiące głosy, że oczekiwania fanów „Gry o tron” zostały wzorem Riana Johnsona odwrócone i wykrzywione, więc czemu narzekają. Disney powinien obecnie robić wszystko, żeby nazwa „Ostatni Jedi” wyparowała z głów potencjalnych widzów gwiezdnej sagi, a zatrudnienie Weissa i Benioffa zdecydowanie temu nie sprzyja.

REKLAMA

Firma przez własną nieostrożność tylko dokłada się do masowej paniki. Nieudolność scenariusza finałowego sezonu hitowej serii HBO sprawiła, że wiele osób zaczęło się bać tego samego w ich nowym filmie. Co przecież wcale nie musi być faktem. Nie wiadomo przecież, czy scenariusz produkcji będzie w ogóle dziełem Benioffa i Weissa, czy może ich rola będzie bliższa kogoś w rodzaju serialowych showrunnerów.

Warto też zaznaczyć, że od kilku lat widać było w tych twórcach wypalenie tematem „Gry o tron”. Nie usprawiedliwia to katastrofalnego 8. sezonu, ale rzuca trochę światła na całą sytuację. Być może do tematu „Gwiezdnych wojen” Benioff i Weiss podejdą z większą ochotą i wyobraźnią. Gra jest o bardzo wysoką stawkę. Bo jeśli pierwszy film niezwiązany z rodem Skywalkerów poniesie porażkę, to większość fanów sagi zapewne już na zawsze straci cierpliwość do Disneya.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA