REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki /
  3. Seriale

„Stranger Things. Mroczne umysły” to książka tylko dla fanów serialu Netfliksa

Serial „Stranger Things” podbił serca widzów Netfliksa na całym świecie. Nie minęło dużo czasu, a fani zaczęli prosić o więcej historii z tego uniwersum. Przed nadchodzącym 3. sezonem zapowiedziano kilka dzieł, które mają pełnić tę rolę. W tym debiutującą dzisiaj powieść „Stranger Things. Mroczne umysły”. Czy warto było czekać?

24.04.2019
11:54
stranger things. mroczne umysły recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Do premiery nowego sezonu „Stranger Things” zostało jeszcze kilka miesięcy, ale emocje związane z produkcją nie maleją. Netfliksowi wyraźnie zależy na dalszym rozwijaniu uniwersum Hawkins, dlatego zdążył już zapowiedzieć kilka komiksów, gier i powieść „Stranger Things. Mroczne umysły”, która właśnie debiutuje na polskim rynku. Dzieło Gwendy Bond to prequel opowiadający o założeniu niesławnego laboratorium i okolicznościach narodzin Jedenastki. W naszym kraju wydała je Poradnia K.

Główną bohaterką dziejącej się na przełomie 1969 i 1970 roku powieści jest Terry Ives. Dziewczyna dowiaduje się od koleżanki o możliwości wzięcia udziału w płatnym badaniu. Zgłasza się pod fałszywym nazwiskiem. Na miejscu poznaje trójkę młodych osób: Glorię, Alice i Kena. Swoim sprytem i nieustępliwością robi wrażenie na badającym ją lekarzu i zostaje dopuszczona do dalszego udziału w eksperymencie. Nie wie jeszcze, że to doświadczenie sprowadzi ją do tajnego laboratorium Hawkins, bo zainteresowany nią doktor to Martin Brenner.

Fabuła powieści stanowi prequel do wydarzeń znanych z serialu Netfliksa.

Jak doskonale wiedzą fani „Stranger Things”, Terry jest biologiczną matką Jedenastki. Pojawia się w obu sezonach serialu wraz ze swoją siostrą, Becky (grają je odpowiednio Aimee Mullins i Amy Seimetz). Powieść Gwendy Bond pokazuje, w jakich okolicznościach doszło do narodzin Jedenastki i dlaczego Terry tak mocno nienawidzi doktora Brennera. To właśnie on pełni rolę głównego antagonisty książki, która nawet na okładce daje do zrozumienia, że czytelnik trafi do świata przed pojawieniem się Demogorgona i Łupieżcy Umysłów.

Wydarzenia śledzimy kolejno z punktu widzenia wszystkich uczestników eksperymentu oraz Brennera. Czytelnicy poznają początki jego niecnych eksperymentów z narkotykami, elektrowstrząsami i sugestią podprogową, do których wykorzystywał młodych ludzi i dzieci. Wszystko w imię zdobycia władzy nad ludźmi o szczególnych zdolnościach. Na początku powieści (prolog został udostępniony w internecie) ma przy sobie tylko jeden obiekt testów, który nazywa Ósemką. Dziewczynka odegra dużą rolę w przygodach Terry i jej przyjaciół.

Fani „Stranger Things” z pewnością ucieszą się z rozwinięcia historii znanej z serialu. Neutralni czytelnicy nie mają raczej czego szukać w powieści Bond.

Największym problemem „Stranger Things. Mroczne umysły” nie jest wysoki próg wejścia w opowiadaną historię. Autorka zakłada z góry, że czytelnik jest dobrze zaznajomiony z Hawkins i motywacjami bohaterów znanych z serialu. Normalnie byłoby to nieco kłopotliwe, ale mówimy o literackim prequelu do popularnej produkcji. Siłą rzeczy muszą się z tym wiązać pewne ograniczenia.

Niestety, Bond nie udaje się odwzorować magii oryginału. Terry i jej towarzysze mają swój urok (zwłaszcza jej chłopak, Andrew), ale nie da się ich porównać z piątką głównych bohaterów serialu. Pisarka gra podobnymi chwytami, choćby za pomocą nawiązań do popkultury (m.in. „Władcy Pierścieni”). Hawkins oglądane z perspektywy młodych dorosłych nie jest jednak nawet w połowie tak ciekawe, jak widziane przez pryzmat dziecięcego spojrzenia. Tym bardziej, że sama opowieść pozbawiona jest elementu grozy, który w serialu dominuje.

REKLAMA

„Stranger Things. Mroczne umysły” nie jest też przesadnie ciekawą książką. W gruncie rzeczy nie dzieje się w niej wiele.

Po krótkim wprowadzeniu następuje bardzo długie i prowadzone w jednostajnym tempie rozwinięcie. Za mało tu ekscytującej akcji, ciekawych twistów i niepokojącej atmosfery. Kolejne sceny są do siebie tak podobne, że można odnieść wrażenie jakby nic się nie działo. Autorka była oczywiście ograniczona przez wydarzenia znane z serialu. Nie mogła więc pozwolić sobie na jakiekolwiek poważne odstępstwa. Fani „Stranger Things” wiedzą, jak skończy się historia Terry Ives, ale nie oznacza to, że powieść nie powinna ich zaskakiwać. Samo rozwinięcie świata to za mało, by mówić o dobrym tie-in. Nawet jeśli większości zainteresowanych serialem czytelnikom to wystarczy.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA