REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy /
  3. VOD
  4. Netflix /

Steven Spielberg nie przekonał Akademii Filmowej. Netflix nadal będzie mógł walczyć o Oscary

„Roma” podbiła serca widzów na całym świecie i zdobyła dla Netfliksa całą rzeszę Oscarów. Nie wszystkim spodobało się jednak, że film prawie nie był pokazywany w kinach. Steven Spielberg rozpoczął kampanię w sprawie zmiany zasad przyznawania nagród Akademii. Na próżno.

24.04.2019
10:20
netflix oscary
REKLAMA
REKLAMA

Dołączenie do śmietanki Hollywood od początku było dla Netfliksa przede wszystkim kwestią prestiżu, ale również wejścia na wyższy finansowy poziom. Opinie o filmach i serialach dostępnych na platformie często były mało pochlebne, co później wiązało się z liczbą nominacji do Emmy i Złotych Globów. HBO zawsze biło Netfliksa na głowę, a ten obraz nie wpływał pozytywnie na próby zachęcenia kolejnych osób do założenia konta. Dlatego szefowie firmy postanowili zmienić swoją strategię i to w błyskawicznym tempie.

Swojego pierwszego Oscara za pełnometrażowy film Netflix dostał w 2018 roku i była to zaledwie druga tego typu statuetka w historii serwisu. Dwanaście miesięcy później firma za jednym zamachem wyrównała dotychczasową liczbę nominacji. A dzięki „Romie” i „Okresowej rewolucji” zmieniła je w cztery Oscary. Udało się to dzięki postawieniu na młodych filmowców i danie im większej swobody niż oferują wielkie wytwórnie. Jednocześnie Netflix nie szczędził pieniędzy na promocję swoich kandydatów, ale nie naruszał swojej podstawowej zasady. Ekskluzywność platformy VOD zawsze stała na pierwszym miejscu. Dlatego nawet „Roma” była pokazywana tylko w garstce kin.

Nie spodobało się to wielu członkom hollywoodzkiego środowiska ze Stevenem Spielbergiem na czele.

Twórca „Szczęk” i „Parku Jurajskiego” od dawna nie ukrywał swojego negatywnego nastawienia do praktyk Netfliksa. Dopiero po sukcesie „Romy” zdał sobie sprawę, że musi zacząć lobbować wśród członków Akademii Oscarowej, by zaostrzyli zasady przyznawania Oscarów. We wczorajszym liście wysłanym do New York Timesa Spielberg tłumaczył, że zależy mu przede wszystkim na przetrwaniu kin i aktywności wspólnego wychodzenia, by obejrzeć film na dużym ekranie. Osoby bliskie reżyserowi anonimowo podkreślały też, że nie jest zadowolony z tego, jak o całej sprawie piszą media, które przedstawiają to jako konflikt na linii Netflix-Spielberg.

Wcale się twórcy „E.T.” nie dziwię. W tym kontekście bardzo łatwo było mu zarzucić hipokryzję. Stał się bowiem twarzą nowego serwisu VOD, Apple TV+, czyli wkrótce jednego z głównych konkurentów Netfliksa. I choć trudno nie zauważyć, że intencje reżysera mogą nie być do końca czyste, to niezadowolenie części środowiska związane z praktykami platform streamingowych jest prawdziwe. Nie tak dawno swoje niezadowolenie wyrażali przedstawiciele branży kinowej.

REKLAMA

Wszystkie te argumenty nijak nie przekonały jednak Amerykańskiej Akademii Filmowej.

Jak donosi portal Variety, zarząd tej organizacji podjął decyzję, żeby nie zmieniać w żaden sposób warunków do zdobycia Oscara. O nominację nadal będą więc mogły się ubiegać wszystkie filmy pełnometrażowe, które pokazywano trzy razy dziennie przez siedem kolejnych dni w kinach w Los Angeles. Lobby Netfliksa okazało się silniejsze od wszystkiego, na co stać było Spielberga. Co ciekawe reżyser spotkał się niedawno na kolacji z szefem serwisu, Tedem Sarandosem. Nie wygląda jednak na to, by udało im się dojść do jakiegokolwiek porozumienia. Bo cóż to za kompromis, w którym jedna strona dostaje wszystko, a druga nic

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA