REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

„Gra o tron" zmieniła sposób, w jaki myślimy o serialach. Dlaczego ta produkcja jest aż tak wyjątkowa?

Nawet krytycy tego serialu muszą się zgodzić, że „Gra o tron" zmieniła telewizję, i to być może na zawsze. Redakcja Rozrywka.Blog odpowiada, za co my wszyscy, widzowie, kochamy najpopularniejszą produkcję HBO. 

02.04.2019
22:03
za co kochamy gre o tron
REKLAMA
REKLAMA

Oczywiście nie wszyscy, nie zawsze powiedzą głośno o tym, że „Gra o tron" to ich ukochany serial. Ale trudno sprzeczać się z faktem, że to produkcja, która porwała za serce miliony widzów na całym świecie. Postanowiliśmy więc zastanowić się, za co my, członkowie redakcji Rozrywka.Blog cenimy ten ważny serial.

Za co kochamy „Grę o tron"?

Piotr Grabiec - jest zrobiona na bogato.

„Gra o tron" jest serialem, który zmienił oblicze telewizji. Udowodnił widzom i twórcom, że w produkcje w odcinkach można pakować grube miliony dolarów, a to i tak się zwróci - czy to w ramach wpłat za abonamenty, czy to poprzez zyski z merchandisingu. Uwielbiam tę produkcję za rozmach, z jakim została wykonana. HBO nie szczędzi środków na gaże aktorów, scenografie i efekty specjalne. „Hollywoodzkość” czuć w każdym odcinku. Do tego dochodzi niebanalny scenariusz, który ma warstwy. Pod płaszczykiem historii o smokach i rycerzach mamy wielowątkową intrygę polityczną.

Tomasz Gardziński - bo otworzyła ludzi na możliwości świata seriali.

Z „Grą o tron” jest taki problem, że pod wieloma względami nie da się jej porównywać z czymkolwiek innym. Przynajmniej dopóki na ekrany naszych laptopów i smartfonów nie trafią superprodukcje zapowiedziane przez Apple’a, Amazona czy Disneya. Na temat moment rozmach, bogactwo i wykonanie „Gry o tron” są nie do pobicia. Dlatego serial HBO warto docenić za to, że otworzył świat na zupełnie nowe doświadczenie. Z dzisiejszej perspektywy wiele osób nie docenia, jakie wielkie ryzyko podjęła stacja, decydując się na ekranizację dzieł trochę już zapomnianego pisarza fantasy.

game of thrones: the last watch

Twórcy serialu dobrze poradzili sobie z adaptacją mocno zagmatwanego materiału źródłowego. A wcale nie mieli łatwo! Na początku obrywało im się, że zbyt wiernie śledzą fabułę książek, a później że za bardzo od niej odeszli. Tak ogromnej masie fanów niełatwo dogodzić, a HBO się to względnie dobrze udało. Fakt, że teraz czekamy na serialową wersję „Wiedźmina” i prequel „Władcy Pierścieni”, też jest pośrednio zasługą „Gry o tron”. Dlatego po ostatnim odcinku produkcji uronię symboliczną łezkę, choć wcale nie jestem wielkim fanem tego serialu.

Anna Nicz - powodów jest kilka, a ich hierarchia zmienia się z każdym sezonem.

W tym momencie wydaje mi się, że jednym z najważniejszych może być obecność pełnokrwistych bohaterów, którzy są niejednoznaczni. O nikim nie można powiedzieć, że jest tylko zły lub tylko dobry. Możemy dyskutować o pobudkach poszczególnych bohaterów, jednak trudno jest ich jednoznacznie oceniać. Oczywiście poza kilkoma jasnymi wyjątkami.

Innym powodem może być ogromna rola żeńskich bohaterek, które w serialu dyktują warunki na równi z mężczyznami. Cersei Lannister, Daenerys Targaryen czy Arya Stark, wyposażone w zupełnie różne charaktery, doskonale rozprawiają się z archetypem kobiety jako delikatnej, łagodnej i kruchej istoty.

Robert Skowroński - za nieprzewidywalność.

Tu nigdy nie wiadomo, z kim się pożegnamy i jak zostaną rozplątane kolejne fabularne supły. Oczywiście duża w tym zasługa materiału źródłowego napisanego przez George’a R.R. Martina. Jednak, jeżeli ktoś nie znał książek przed przystąpieniem do serialu, mógł się liczyć z niejednym zaskoczeniem. To zresztą twórcy starają się zachować do dziś, kiedy produkcja HBO zdążyła już wyprzedzić prozę.

gra o tron wiedźmin hbo netflix

Zgadzam się, że stosowanie cliffhangerów, plątanie akcji i po prostu próba zaciekawienia widza to domena większości współczesnych seriali, ale w „Grze o tron” idzie to o krok dalej. Przecież na przestrzeni nawet jednego odcinka możemy się spodziewać tylu zwrotów akcji, że byłoby to w stanie wystarczyć na cały sezon. Chyba żadna inna produkcja nie decyduje się na nurzanie w błocie, własnej krwi czy tej wypływającej z ciał najbliższych danego bohatera, z taką intensywnością, jak to robi właśnie „Gra o tron”. Przez to nigdy nie możemy być pewni losu postaci, bo nawet nasi ulubieńcy mogą w każdej chwili wyzionąć ducha, a fabuła popędzić w zupełnie inne, nieprzewidziane rejony.

Fani serialu słyną także z tworzenia przeróżnych teorii na temat scenariuszy i ich treści. To tylko potwierdza, że w „Grze o tron” może się wydarzyć dosłownie wszystko i żadna ewentualność nie może być przekreślona.

Konrad Chwast - bo mnie szanuje.

Serio, serio. Tu nikt nie patyczkuje się z widzem. Lubisz bohatera, to ciesz się nim, bo już niedługo może on stracić rękę, nogę, najbliższych, godność i - oczywiście - głowę. Tu nikt nie wykonuje dziwacznych zwrotów akcji, aby ocalić bohatera (no dobra, są wyjątki), nikt nie patyczkuje się z tymi lubianymi, kochanymi, honorowymi. Jesteś dobry, a wojna, którą wywołałeś, jest słuszna? Cóż, prawdopodobnie dostaniesz sztyletem pod pachę, bo zapomniałeś, że inni nie są równie honorowi co ty.

I po drugie - równie ważne. Świat „Gry o tron” jest skomplikowany. Jest cała masa rodów, zależności, geografii, które warto znać. To znaczy - bez tej wiedzy serial ciągle jest miłą dla oka produkcją, tyle tylko, że wiedza pozwala zobaczyć rzeczy, które na pierwszy rzut oka są niewidoczne. I tu znowu nikt nie daje nam tych informacji na tacy, musimy sami do nich dotrzeć. Doskonała robota!

Katarzyna Piórecka – za realizm w fantastycznym świecie.

Po setkach, jeśli nie tysiącach obejrzanych seriali jestem w stanie powiedzieć jedno o większości z nich – nie są realistyczne. Nie chodzi mi tutaj o efekty specjalne, widowiskowe sceny pościgów, czy inne takie „bajeranckie” sprawy. Mój problem polega na tym, że to, co przedstawiają, nie miałoby szans wydarzyć się w realnym świecie. Ostatnio świetnym przykładem takiego serialu jest „Ty” od Netfliksa. Chociaż sam serial nie jest taki zły, to absurdalność niektórych scen wręcz urągała intelektowi przeciętnego człowieka.

gra o tron sezon 4

W „Grze o tron” jest inaczej. Jest lepiej. Tutaj czyny mają swoje konsekwencje, bohaterowie nie są w stanie uchylić się w ostatniej chwili przed ostrzem kata, nie mamy po prostu akcji pod tytułem „zabili go i uciekł”. No może oprócz Jona Snowa, ale i to wydarzenie miało przecież swoje logiczne (jak na to uniwersum) wytłumaczenie. Zmarli bohaterowie (przeważnie) pozostają martwi, a gdy giną, to my jako widzowie, musimy się po prostu z tym pogodzić. Jest wiele magicznych i zupełnie wyjątkowych rzeczy, które tworzą klimat „Gry o tron”. Jednak to właśnie paradoksalny realizm, którego pilnują twórcy na każdym kroku, sprawia, że w fantastycznym świecie nieraz można się poczuć bardziej rzeczywiście niż w serialach, które z założenia mają imitować realne życie.

Joanna Tracewicz - bo to serial, który zawsze potrafi zaskoczyć.

Przed „Grą o tron” wzbraniałam się dość długo, ale w końcu uznałam, że nie mogę dłużej odwlekać seansu. I to była jedna z najlepszych serialowych decyzji. Ten serial jest po prostu wyjątkowy i to z kilku powodów. Po pierwsze, mimo że mamy tak ambiwalentne uczucia wobec bohaterów albo wielu z nich po prostu nie lubimy, historia nas wciąga. Intryga ma tu pierwsze miejsce, a spiski, tajemnice i skrywane sekrety to coś, co najbardziej lubię w serialach.

REKLAMA

I, po drugie, „Gra o tron” zapewnia widzowi to wszystko, nie dając się nudzić. Powstało już siedem sezonów produkcji i żaden z nich nigdy nie zniechęcił mnie do dalszego śledzenia tej opowieści. Ba, nawet kiedy miałam chwilowe poczucie znużenia, kolejny odcinek wywracał wszystko do góry nogami i nadawał serialowi nowe tempo. A to nie zdarza się często.

Cóż, „Gra o tron” to po prostu fenomen. Wyjątkowe widowisko, które po prostu trzeba znać.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA