REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Ta historia jest tak groteskowa, że aż trudno uwierzyć, że wydarzyła się naprawdę. Recenzujemy film „Kapitan”

Kręcony m.in. na Dolnym Śląsku, będący polską koprodukcją „Kapitan” to świeże spojrzenie na nazistowskie zbrodnie. 

22.03.2019
10:09
kapitan recenzja filmu
REKLAMA
REKLAMA

Reżyser Robert Shwentke, po kilkunastu latach spędzonych w Hollywood, gdzie dał się poznać jako solidny rzemieślnik, postanowił powrócić w swoje rodzinne strony. „Kapitan” to jego pierwszy niemieckojęzyczny film od 2003 roku.

Shwentke dotąd specjalizował się w rozrywkowych widowiskach. Jego hollywoodzki debiut to solidny „Plan lotu” z Jodie Foster. Później jeszcze wyreżyserował „Red”, „R.I.P.D”, który okazał się jedną z największych klap ostatnich lat, oraz dwie ostatnie części serii „Niezgodna”.

Wyraźnie jednak zmęczony odtwórczą, rzemieślniczą robotą, postanowił zrobić sobie chwilową przerwę od Hollywood i podjął się bardziej autorskiego dzieła. „Kapitan” jest więc dla niego swoistym świeżym oddechem. O ile oczywiście film mierzący się z nazistowskimi zbrodniami można nazwać „świeżym oddechem”.

„Kapitan” oparty jest na prawdziwych wydarzeniach. I mało jest filmów, które rzeczywiście potrzebują tego typu informacji na wstępie, co dzieło Shwentke.

Wspominam o tym dlatego, gdyż historia przedstawiona w filmie wydaje się na tyle nieprawdopodobna i groteskowa, że może wydawać się totalnie zmyślona.

Mamy rok 1945. II wojna światowa zbliża się niechybnie do końca. Bohaterem filmu „Kapitan” jest Willi Herold, niemiecki żołnierz, którego poznajemy już w pierwszej scenie filmu, gdy ucieka przed chcącymi go zastrzelić za dezercję mundurowymi. Udaje mu się uciec przed śmiercią. Musi jednak przetrwać kolejne dni i noce bez dachu nad głową i pożywienia. W końcu znajduje porzucony pojazd należący do hitlerowskiego kapitana. A w środku nazistowski mundur. Nie namyślając się długo, zakłada go na siebie. Od tej pory, wraz z nowym odzieniem, przeistacza się w tytułowego kapitana.

Film Roberta Schwentke w fascynujący sposób mierzy się z jungowską teorią persony, jako sposobu adaptacji do określonego modelu kulturowego. Tytułowy bohater filmu „Kapitan”, by przetrwać, musi przywdziać „maskę” swoich oprawców i z czasem sam staje się jednym z nich.

Shwentke w zajmujący sposób bada ścieżkę rozwoju człowieka – od ofiary do kata.

Posługując się przy tym mocną i obfitą warstwą groteski, teatru absurdu i dramatu. Zręcznie mieszając tragedię z czarną jak smoła bolesną i przerażającą komedią.

Reżyser snuje swą opowieść z początku jako komedię pomyłek w scenerii horrorów II wojny światowej. Później jednak, wraz z tym jak Herold zdobywa coraz więcej pewności siebie oraz władzy, zaczyna przeradzać się w prawdziwy już horror o człowieku, który stał się Bogiem i diabłem w jednym. Filmowy Kapitan zaczął dopuszczać się tak straszliwych i nieludzkich zbrodni, że sami hitlerowcy byli chwilami skonsternowani jego zachowaniem. Jednocześnie także i w nich samych uwalniały się coraz to bardziej zwierzęce popędy.

Z drugiej strony, „Kapitan” znakomicie punktuje chaos i bałagan niemieckiej armii u kresu II wojny światowej. Pokazuje, że był to kolos na glinianych nogach, a działania Herolda udowadniały, że jeden mały trybik był w stanie potencjalnie naruszyć całą jego strukturę.

Reżyser wspaniale bawi się przy tym formą. Piękne czarno-białe kadry podkreślają chłód i zamykają tę historię w fakturze obrazu rodem ze starych kronik filmowych. Wojna w końcu na zawsze zawarta jest w czarno-białych zdjęciach i filmach dokumentujących ten straszny czas.

kapitan 2017

Monochromatyczne barwy uwypuklają także przerażający aspekt tej opowieści. Wydobywają z niej mrok, przerażenie, tym bardziej, że Shwentke skupia się tu zarówno na postaci kata, jak i jego ofiar. Przygląda się ich twarzom, spojrzeniom, w których zawarte są strach, bezsilność, bezwzględność. Siłą rzeczy gloryfikując przy tym przemoc, pokazując ją jako niemalże wyestetyzowaną czynność. Trochę tu nazi exploitation w stylu Tarantino. Trochę gore. Nie brakuje też scen, które na samym psychologicznym poziomie są niepokojące i budzące dreszcze na plecach. Ale reżyser czyni to wszystko, mając na myśli o wiele większy temat.

Wcielający się w Herolda Max Hubacher jest po prostu genialny.

kapitan film

Fenomenalnie przechodzi w trakcie trwania seansu od strachu, przez dezorientację, po coraz większą pewność siebie i w końcu całkowicie przepoczwarza się w istnego potwora. Droga jaką przebył, od strony aktorskiej, jest niezwykle przekonująca, a przy tym płynna. Zarówno strach jak i później sadyzm widać w jego oczach, mimice, sposobie mówienia. Wielka rola.

Zabrakło mi jednak w „Kapitanie” głębszego spojrzenia psychologicznego na głównego bohatera. Kapitan Herold z jednej strony fascynuje i przeraża, ale z drugiej reżyser nie prowadzi widza do żadnych konkretnych wniosków. Przez to, że nie znamy jego przeszłości, nie wiemy czy sadyzm i potworność zawsze w nim tkwiły, czy jednak samo odgrywanie roli hitlerowca rozbudziła w nim demony.

kapitan film max Hubacher
REKLAMA

Co nie zmienia faktu, że „Kapitan” to świetnie zrealizowane kino wojenne mierzące się z tematem przemocy i sadyzmu, ale w zupełnie inny niż dotychczas sposób.

Opowiada o odczłowieczeniu, zręcznie balansując na granicy horroru, groteski i tragedii. I robi to nad wyraz skutecznie. „Kapitan” to nie jest łatwy film. Wielu z was przerazi, odrzuci, może nawet straumatyzuje, bądź otworzy stare rany. Ale warto poświęcić mu uwagę.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA