REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Muzyka

Ariana Grande znalazła w końcu swój głos – „Thank U, Next” – recenzja

Wystarczyło pół roku od premiery „Sweetner”, by Ariana Grande powróciła z kolejnym albumem. „Thank U, Next” razem z poprzednikiem stanowi swoisty muzyczny dyptyk opowiadający o cierpieniu i różnym podejściom do tego stanu duszy.

08.02.2019
19:35
ariana grande thank u next recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Gwoli przypomnienia, Grande ma za sobą nie tylko złamane serce, bóle rozstania i miłosne rozczarowania. To podczas jej koncertu w Manchesterze, 22 maja 2017 roku doszło do ataku terrorystycznego w którym zginęło 23 ludzi. Już samo to wydarzenie jest w stanie wstrząsnąć człowiekiem i spowodować załamanie nerwowe. Jakimś cudem wokalistka znalazła jednak w sobie siłę, by stawić temu czoła.

Nie tylko wróciła, by zagrać w Manchesterze koncert ku czci ofiar masakry, ale też dała światu płytę „Sweenter”, w której radziła sobie z tymi mrocznymi tematami i myślami zwracała się ku afirmacji życia, radości. Chciała dać sobie i światu siłę, właśnie w ten sposób mierząc się z cierpieniem w ujęciu uniwersalnym. „Sweetner” próbowało okiełznać chaos wokół niej, odpowiedzieć na zło miłością i pozytywną energią, nie dając się stłamsić ciemnej stronie.

„Thank U, Next” naznaczone jest z jednak kolejną tragedią. 7 września 2018 roku jej były chłopak, Mac Miller, popełnił samobójstwo.

Wiele wskazuje na to, że to właśnie rozstanie z Grande pchnęło go ostatecznie do tego czynu. W wieku 25 lat Ariana Grande była więc w bardzo trudnej sytuacji. Nie tylko stała się globalną gwiazdą pop, ale też znalazła się w centrum dwóch wielkich tragedii. O ile zamach w Manchesterze miał wymiar bardziej uniwersalny, tak śmierć Millera dotknęła piosenkarkę osobiście. I taki jest też album „Thank U, Next”. Najbardziej osobisty i zarazem dojrzały w karierze Grande. Bardziej świadomy, stonowany, przemyślany. Tak w kwestii warstwy lirycznej, jak i muzycznej. Oraz, przede wszystkim, wokalnej.

Warto zaznaczyć, że Grande jest współautorką wszystkich kawałków na albumie. To ostateczny dowód jej dojrzewania i samodzielności jako artystki. Nie jest już tylko narzędziem w rękach producentów, którzy wykorzystywali jej niebywały głos do tworzenia komercyjnych hiciorów. Z początku Grande funkcjonowała w branży jako Mariah Carey XXI wieku. Głównie ze względu na niesamowitą skalę, imponujące umiejętności wokalne oraz uwielbienie dla klimatów R&B.

Teraz artystka wychodzi z cienia producentów. Korzystając z wcześniejszych doświadczeń, powoli przepoczwarza się z larwy w motyla, który zaczyna w pełni rozwijać swoje skrzydła.

Album zaczynia się od spokojnego i pięknego Imagine poruszającego temat śmierci Maca Millera. To elegia Grande za miłością, która nie doznała pełnego spełnienia, okazała się nieosiągalna i przestała być realna.

NASA zręcznie gra z pojęciem „przestrzeni”, tutaj w odniesieniu do jej osobistego kosmosu. W obdarzonym ciekawą rytmiką kawałku Grande śpiewa o tym, że potrzebuje własnej przestrzeni i ma prawo do prywatności, także w kontekście związków. Wokalistka w końcu doszła do punktu, w którym nie czuje potrzeby, by się tłumaczyć albo przepraszać za dokonane wybory.

W znakomitym i z miejsca wpadającym w ucho Bloodline artystka otwarcie przyznaje, że ma ochotę na luźny związek, bez większego zaangażowania i wielkich obietnic oraz oczekiwań.

Ghostin jest niezwykłym utworem. To przejmująca ballada o potrzebie rozstania w związku bez przyszłości, w którym w warstwie instrumentalnej Grande użyła spowolniony fragment kawałka Maca Millera 2009.

Na sam koniec, w utworze tytułowym Ariana Grande dała fanom bijący rekordy popularności hymn na cześć jej poprzednich związków. Otoczony synthpopową aurą kawałek opowiada o poprzednich związkach wokalistki, ale wyciągając z nich pozytywne lekcje i wyznając wdzięczność za zdobyte doświadczenia. Niby prosty i oczywisty, ale jednak jak dotąd żadna gwiazda pop nie wpadła na pomysł, by w tak odświeżający sposób podjąć tę tematykę.

„Thank U, Next” nie jest tąpnięciem na muzycznej scenie pop. To po prostu świetnie wyprodukowana, rzetelnie złożona i przy tym szczera, osobista płyta.

REKLAMA

Nie wyburza żadnej ściany, nie przynosi nic nowego i odkrywczego do tego gatunku. Ale fakt, że powstała, bazując na osobistych przeżyciach artystki, nadaje jej szlachetności i pozytywnie wyróżnia na tle ciągle przaśnego i sztucznego rynku muzyki popularnej. Ma masę kawałków, które są potencjalnymi hiciorami, w tym znane już i bijące rekordy popularności 7 Rings czy Thank U, Next. I jest pierwszym w pełni spójnym i autorskim krążkiem Ariany Grande. Stanowi przez to punkt graniczny w jej dyskografii.

ariana grande thank u next class="wp-image-251593"
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA