REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

PigOut nadaje: Ratuj się kto może, dziś Blue Monday. To Godzilla wśród poniedziałków

„Lubię poniedziałki" - nie powiedział nigdy nikt.

21.01.2019
8:53
blue Monday co to jest
REKLAMA
REKLAMA

Nic dziwnego, wszak nie od dziś wiadomo, że to najbardziej traumatyczny dzień tygodnia. Człowiek mentalnie nie zdążył jeszcze wyjść z weekendu, a tu znienacka zjawia się poniedziałkowy poranek i na dzień dobry serwuje zderzenie czołowe z rzeczywistością. Ledwo przekraczasz próg w pracy, a przy twoim biurku już tłoczą się męczybuły. Wszystkie oczywiście czegoś od ciebie chcą, najlepiej na wczoraj, ignorując przy okazji delikatne sugestie, żeby spadali na drzewo.

Gdyby do każdego dnia tygodnia przypisać jedną postać z „Gry o tron", poniedziałek zdecydowanie byłby królem Joffreyem. Jest równie okrutny i bezwzględny.

Jednak w życiu nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej. I dotyczy to również poniedziałków. Istnieje bowiem coś znacznie gorszego niż taki zwykły, klasyczny poniedziałek, którego nienawidzisz już w sobotę, a swojego życia w niedzielę, bo zaraz trzeba iść do roboty - wszak nie urodziłeś się Upper East Side jako bogaty syn czy córka swoich rodziców. To Blue Monday, czyli Godzilla wśród poniedziałków, i zarazem najbardziej depresyjny dzień roku.

Blue Monday to wynalazek Cliffa Arnalla, psychologa wykładającego na Cardiff Univeristy w Wielkiej Brytanii. Gość stworzył wzór, na podstawie którego rzekomo wyliczył datę najbardziej przytłaczającego dnia roku. Wyszło mu, że to trzeci poniedziałek stycznia, czyli dzisiaj. Dlaczego? Bo niby właśnie w tym dniu człowiekowi najbardziej się nie chce, pogoda ssie na maksa, następuje ostateczny wyłam z postanowień noworocznych, a jakby tego było mało, to jeszcze pseudobanki wybijają ci szyby w oknach, przypominając w ten sposób, że już czas na spłatę chwilówek zaciągniętych na święta z okazji narodzin Jezuska.

Według Arnalla, Blue Monday jest jak Magda Gessler w „Kuchennych rewolucjach".

Przyjdzie, splunie, zbije talerz, wywróci stół, zwyzywa od idiotów, a na odchodne oskarży o trucie ludzi. Jak czarna dziura, która pochłania całą pozytywną energię świata i sprawia, że w tym dniu nic nie ma prawa się udać.

Brzmi groźnie, ale nie popadajcie w panikę. Teorię postanowiły zweryfikować mądre głowy z innych uniwerków i wyszło im, że wzór, podobnie zresztą jak postać Cliffa Arnalla, to bujda na resorach. Tak naprawdę Blue Monday został wymyślony przez brytyjskie biuro podróży, które próbując rozruszać styczniową stagnację w interesie, wykombinowało, że zaszczepi ludziom incepcję o gorszym samopoczuciu i równocześnie zaoferuje najlepszą odtrutkę, czyli egzotyczną wycieczkę. Sprytnie.

Ja mimo wszystko wierzę, że w każdej plotce jest ziarno prawdy i na wszelki wypadek nie planuję dziś szarżować. Tym bardziej że ten wzór naprawdę wydaje się całkiem sensowny. Jakby nie patrzeć, wszystkie zmienne się zgadzają.

Zgodnie z zasadą „Kto nie wychodzi z domu, ten minimalizuje straty", załatwiłem sobie na dzisiaj lewe L4, zamówiłem pizzę z potrójnym pepperoni i resztę dnia planuję spędzić na zamulaniu przy Netfliksie. Przy dobrych wiatrach szarpnę dwa nieźle zapowiadające się seriale.

Pierwszy to „The Sinner". Jest to adaptacja powieści o tym samym tytule, autorstwa niemieckiej pisarki Petry Hammesfahr. Opowiada historię przeciętnej matki i żony, której pewnego dnia na chwilę przestaje coś stykać w głowie i ni z tego, ni z owego, żeni z kosą totalnie przypadkowego człowieka. Babeczka trafia za kraty, po czym zaczyna się śledztwo, mające dać odpowiedź, co się właściwie wydarzyło i dlaczego? Pilotowy odcinek już za mną i na razie zapowiada się pysznie. W roli głównej Jessica Biel.

Drugi serial na liście to „Sex Education", czyli nowość spod znaku Netflix Original. Głównym bohaterem jest Otis, syn dwojga terapeutów seksualnych, który przez całe życie podsłuchiwał przez szparę w drzwiach, o czym jego starzy nawijają podczas sesji z pacjentami. To sprawiło, że mimo młodego wieku, Otis wie już całkiem sporo o pszczółkach i kwiatkach. Swoją wiedzę wykorzystuje w szkole, gdzie wraz z jedną outsiderką, zakłada nielegalną klinikę seksu. Oczywiście w celach zarobkowych. Mam info z pierwszej ręki, że serial to całkiem niezła i zarazm wciągająca mieszkanka komedii z dramatem. Ponoć nie da się skończyć na jednym odcinku. Sprawdzę to. W obsadzie m.in. Gillan Anderson i dzieciak z „Gry Enedera".

REKLAMA

Wam również polecam wykorzystać Blue Monday jako alibi do zrobienia sobie wagarów i obejrzenia czegoś fajnego. Po co zbędnie ryzykować?

Rozpoczęcie tygodnia od wtorku to zawsze dobry pomysł.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA