REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale /
  3. VOD
  4. Netflix /

Wybraliśmy najlepsze seriale Netfliksa 2018. Sprawdźcie nasze typy

W minionym roku, zgodnie z zapowiedziami, otrzymaliśmy od Netfliksa całą masę nowych produkcji w odcinkach. Niektóre świetne, inne po prostu przeciętne. Wybraliśmy najlepsze seriale Netfliksa 2018. Sprawdźcie nasze typy!

01.01.2019
11:00
Najlepsze seriale Netfliksa 2018
REKLAMA
REKLAMA

Najlepsze seriale Netflix Original 2018 roku. Co warto nadrobić?

Joanna Tracewicz - Atypowy, 2. sezon

atypowy 2 sezon class="wp-image-200182"

Nie znajduję żadnej nowości w katalogu Netfliksa, która przebiłaby 2. sezon „Atypowego”. Seria o zmagającym się z autyzmem Samie jest rewelacyjna i śmiem twierdzić, że kontynuacja produkcji jest lepsza niż debiutancki sezon z 2017 roku. To pozornie całkiem zwykły serial, który opowiada o przeciętnej amerykańskiej rodzinie z dwójką dorastających dzieciaków. Ale jest w tej opowieści coś magicznego, prawdziwego. Coś, co porusza w widzach najdelikatniejsze struny. „Atypowy” jednocześnie bawi i wzrusza. Nie żartuję, przygotujcie sobie zapas papierowych chusteczek. To pozycja obowiązkowa dla każdego, kto ma już trochę powyżej uszu wszystkich mrocznych historii i czasem potrzebuje zwykłej-niezwykłej opowieści.

Mam wrażenie, że ten rok był gorszy niż poprzedni, jeśli chodzi o nowości Netfliksa. Było co prawda parę przyjemnych tytułów, takich jak nowa „Sabrina”, „Nawiedzony dom na wzgórzu” czy „Szkoła dla elity”, ale nie zrobiły na mnie takiego wrażenia jak seriale wydane w 2017 roku. I trochę mnie to, przyznam szczerze, smuci. Liczba nowych tytułów, tych, które wylądowały na platformie w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy, jest zatrważająca, a niewiele z nich było takich, które rzeczywiście zapadły w pamięć. Zdecydowanie bardziej czekam na nowe premiery 2019 roku albo powracające tytuły, takie jak choćby „Mindhunter” czy wspomniany już „Atypowy”, a dokładnie jego 3. sezon. I oczywiście „The Witcher” na podstawie wiedźmińskiej sagi Andrzeja Sapkowskiego.

Katarzyna Piórecka – Chilling Adventures of  Sabrina

odcinek świąteczny „Chilling Adventures of Sabrina” class="wp-image-233228"

Wybór najlepszego serialu 2018 roku to ogromny problem, ale nie mniejszy jest przy ograniczeniu się wyłącznie do Netfliksa. A to dlatego, że światowy gigant VOD jak obiecał, tak zrobił i zasypał swoich użytkowników w kończącym się właśnie roku dużą ilością seriali. Wśród nich było sporo, mówiąc wprost, chłamu, ale znalazło się także kilka naprawdę wartościowych pozycji. Myśląc o najlepszym serialu, nie przychodził mi do głowy wyłącznie jeden tytuł. Było ich za to kilka.

Jednak to właśnie Sabrina zawładnęła moim sercem na tyle, że z niecierpliwością oczekuję kwietnia przyszłego roku, a wraz z nim 2. sezonu „Chilling Adventures of Sabrina”. I faktycznie, może serial przypomina momentami bardziej te z gatunku guilty pleasure. Jednak osobiście dostrzegam w nim wspaniałą opowieść o nieprzesłodzonej fantastyce, dojrzewaniu i dylematach dorosłości. Świetny serial nie musi przecież służyć edukowaniu widzów, nie musi też zawierać w sobie gigantycznej dawki patosu. Może po prostu pełnić funkcję rozrywki, która wciąga oglądającego i nie puszcza go do ostatniej minuty finałowego odcinka. A jak się jeszcze doda do tego przewrotny humor w dużych ilościach, to może wyjść i najlepszy serial Netfliksa w 2018 roku.

Do świetnych seriali spod czerwonego N mogłabym w tym roku spokojnie zaliczyć jeszcze „Altered Carbon”, „The Kominsky Method”, 2. sezon „Atypowego”, czy też „Bodyguarda” - produkcję BBC One, oznaczoną jednak jako Netflix Original. Nie obyło się jednak bez wpadek albo raczej przeciętniactwa. Bez większego szumu przeszło większość europejskich produkcji Netfliksa. Czasem prezentowały niezły poziom, ale mimo wszystko coś na końcu zawsze zawodziło. A przecież istnieją świetne produkcje ze Starego Kontynentu, więc to nie jest tak, że tylko w Ameryce potrafią robić seriale.

nawiedzony dom na wzgórzu netflix recenzja the haunting of hill house class="wp-image-210332"

W tym roku wielkiego wyboru niestety nie było. W moim topie ulubionych seriali tego roku zaledwie garstka pochodzi z Netfliksa. Na czele tej garstki tytuł, który nie tylko na mnie zrobił wielkie wrażenie - „Nawiedzony dom na wzgórzu”. Dawno nie widziałam tak dobrego horroru w odcinkach.

Nie klimatyczny „Maniac” czy intrygujący „The Kominsky Method” - ze wszystkich serialowych nowości Netflix Original tego roku do gustu najbardziej przypadła mi opowieść o rodzinie Crain. Grupa charakterystycznych, niebanalnych bohaterów i ich upiorny dom - nie mogłam oderwać się od tej historii. Spodobała mi się nieoczywista obsada, składająca się z mniej znanych aktorów. Spodobał mi się także utrzymywany w zasadzie do samego końca nastrój tajemnicy i grozy.

W tym roku Netflix nie rozpieszczał nas serialowymi petardami. Najbardziej oczekiwane premiery przynosiły rozczarowanie (np. „1983”), a kontynuacje nie zawsze trzymały poziom poprzednich odsłon (nawiązuję tu przede wszystkim do „House of cards”). Brakowało mi rewelacyjnych, niesztampowych premier, do których nadawca przyzwyczaił przez te kilka lat. Z niecierpliwością czekam na kolejny rok na Netfliksie.

Piotr Grabiec - Orange Is the New Black, 6. sezon

orange is the new black 6 sezon recenzja netflix class="wp-image-183061"

Ze zdumieniem odkryłem, że z pamięci nie jestem w stanie podać ani jednego tytułu, który powodowałby u mnie opad szczęki. I to wcale nie dlatego, że nie mogę się zdecydować na jeden konkretny. Z nowości, które oglądałem, faktycznie „Nawiedzony dom na wzgórzu” wspomniany przez Annę był miłym zaskoczeniem, ale zdecydowałem się wskazać inny serial, który ma specjalne miejsce w moim serduszku - „Orange Is the New Black”.

To najdłuższy i najdłużej emitowany, a także najstarszy będący ciągle w emisji Netflix Original. Opowieść o więźniarkach z Litchfield to idealna mieszanka słodkości i goryczy oraz komedii i dramatu. Podoba mi się, że przedstawia ludzi takimi, jakimi są - pełnych wad i charakterystycznych cech, popełniających cały czas te same głupie błędy, niezależnie od tego, po której stronie krat się znajdują. Nadal po tylu latach świetnie się to ogląda.

Tomasz Gardziński - The Kominsky Method

the kominsky method zwiastun class="wp-image-211178"

Gdyby ktoś na początku stycznia powiedział mi, że moim ulubionych nowym serialem Netfliksa w 2018 roku będzie produkcja Chucka Lorre’ego, to na pewno bym nie uwierzył. W „The Kominsky Method” Amerykanin rezygnuje jednak z formuły sitcomu, drętwych żartów i śmiechu z puszki, zamiast tego dając widzom zabawną, głęboką i interesującą opowieść o dwóch starzejących się mężczyznach. Tytułowy Sandy Kominsky to przebrzmiały aktor bez wielkich sukcesów, który zakłada sławną na całe Los Angeles szkołę aktorską. Wraz ze swoim wieloletnim agentem, Normalnem Newlanderem, musi zmierzyć się z odchodzeniem najbliższych, problemami ze zdrowiem i świadomością zmarnowanej kariery.

Lorre wykorzystuje w tej historii różne emocje. Nie boi się też używać niepoprawnego politycznie, czasem nawet obraźliwego humoru. Jego bohaterowie są dalecy od ideału, ale może właśnie dlatego „The Kominsky Method” świetnie trafia do widza. Tak wiarygodnych postaci nie udałoby się oczywiście stworzyć bez pomocy aktorów - Michael Douglas i Alan Arkin wchodzą na absolutnie mistrzowski poziom.

Co najważniejsze, „The Kominsky Method” jest przede wszystkim autentycznie zabawny. Netflix od dawna miał duże problemy z komediami. Nie licząc kilku seriali animowanych, humor nie był domeną serwisu, który zdecydowanie lepiej radził sobie z produkcjami dramatycznymi. Dzieło Lorre’a też jest dalekie od ideału (zwłaszcza pod koniec), ale plusy produkcji zdecydowanie przeważają wszelkie niedoróbki. Małe wyróżnienie chciałbym z kolei przyznać 5. sezonowi serii „BoJack Horseman” za to, że jego twórcy w końcu dostrzegli problemy swojego (skądinąd bardzo dobrego) serialu i zaczęli im przeciwdziałać.

Konrad Chwast - Tabula Rasa

 class="wp-image-144675"

Nie jest to może najbardziej spektakularny z seriali, ale jest wystarczająco dobry, aby znalazł się na tej liście. To bardzo sprytne i sprawne połączenie dramatu psychologicznego i opowieści kryminalnej. Pojawiają się tu elementy horroru, ale nie chcę mówić tutaj za dużo, bo już i tak jestem o krok od spoilerów.

Dość powiedzieć, że produkcja ma wszystko, żeby można było nazwać ją hitem, jeśli nie dziełem wybitnym. Podoba mi się tutaj zwłaszcza umiejętne gospodarowania informacjami i konfundowanie widza. Dawno nie widziałem w serialowej produkcji tak oryginalnie pokazanych zaburzeń psychicznych i nie chodzi mi tu tylko o główną bohaterkę.

Doceniam również silny, chociaż na pierwszy rzut oka niewidoczny, wątek, który moglibyśmy nazwać społecznym. Więcej nie powiem, żeby nikomu nie popsuć zabawy.

Maciej Gajewski – Altered Carbon

altered carbon class="wp-image-187327"

Długo zastanawiałem się nad słusznością tego wyboru. To miał być wszak „najlepszy serial Netfliksa”, a tymczasem „Altered Carbon” nie jest pozbawiony istotnych wad. Pisząc tę notkę już prawie go usunąłem, chcąc wstawić rewelacyjne „Narcos: Mexico”, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. To przecież nasze subiektywne wybory. A „Altered Carbon” mnie zdecydowanie uwiódł.

Serial jest ekranizacją pierwszego tomu jednej z najlepszych książkowych science-fiction („Modyfikowany węgiel”), jakie czytałem. „Altered Carbon” spłyca przedstawioną w książce historię, ma swoje problemy z grą aktorską i narracją. Nie zmienia to jednak faktu, że to bardzo pomysłowa – za sprawą autora książki – intryga, mnóstwo ciekawych postaci i przepiękna warstwa wizualna (ten serial wiele zyskuje oglądany na porządnym telewizorze podłączonym do kina domowego). W efekcie w tym roku żaden inny serialowy Netflix Original nie sprawił mi tyle przyjemności.

Największym moim rozczarowaniem z kolei był polski „1983”. Nie dlatego, że jest to zły serial – nie zgadzam się z większością mocno nieprzychylnych recenzji – a dlatego, że mógł on być o wiele lepszy. Spodobał mi się pomysł, spodobała mi się intryga, bardzo przypadła mi do gustu warstwa wizualna serialu. A wszystko to zostało zrujnowane przez fatalne dialogi, których aktorzy nie zdołali odratować. Szkoda, bo zmarnowano tym samym ogromny potencjał.

Robert Skowroński - Nawiedzony dom na wzgórzu

nawiedzony dom na wzgórzu netflix recenzja the haunting of hill house class="wp-image-210344"
REKLAMA

Groza w serialowym wydaniu to wciąż wcale nie taka oczywista sprawa. Niszę na Netfliksie wypełnił Mike Flanagan i zrobił to w mistrzowskim stylu. Owszem, nie wszystko tu zagrało tak jak powinno, zwłaszcza rozczarowujący, bajeczkowy finał, ale serial jako całość broni się. Flanagan to sprawny horrorowy rzemieślnik, który umiejętność straszenia i operowania makabrycznym sztafażem ma wpisane w DNA. Po naprawdę dobrym „Oculusie” i nawet jeszcze lepszym „Hush”, w twórczości reżysera dało się zauważyć spadek formy. Z tego względu, choć zacierałem ręce na myśl o „Nawiedzonym domu na wzgórzu”, miałem pewne obawy, czy Flanagan sprosta podejściu do powieści Shirley Jackson. Zupełnie niepotrzebnie, udało mu się.

A co jeszcze z netfliksowych dobroci w mijających 12 miesiącach? Niewiele. Rozczarowaniem było oczywiście szumnie zapowiadane „1983”, nie padłem też ofiarą magii nowego wcielenia Sabriny, jak i całej masy innych propozycji podsuwanych przez serwis. Jest taka tradycja, że na Nowy Rok składa się życzenia. Zatem wam, sobie, a przede wszystkim Netfliksowi życzę, abyśmy w 2019 roku nie narzekali na niedobór odcinkowych opowieści, tych dobrych rzecz jasna. Niech przyszłoroczne serialowe podsumowanie okaże się prawdziwym bólem głowy wywołanym faktem, że nie sposób będzie zdecydować, która produkcja była najlepsza.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA