REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

Ta misja na Marsa zakończy się katastrofą. Sprawdziliśmy „The First”, serial od twórców „House of Cards”

Showrunnerem „The First” jest Beau Willimon. Niektóre odcinki reżyserowała Agnieszka Holland. Całość zapowiadała się na rasowe science-fiction ze świetną obsadą. Szkoda, że w rzeczywistości większość tego serialu to smutny Sean Penn i… niewiele więcej.

07.12.2018
22:30
the first recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Muszę wam się do czegoś przyznać. Jeśli chodzi o gatunek science-fiction, to łykam wszystko jak leci. Czy to głupkowate produkcje, czy też te bardziej na poważnie – po prostu uwielbiam ten nurt popkultury. I trzeba mi nieźle podpaść, bym do jakiejś produkcji tego gatunku zniechęcał znajomych. „The First” nie tylko mi podpadł, ale wręcz złamał serce. Bo był potencjał na jeden z ciekawszych seriali tego roku. Niestety, nie wyszło.

Wyprodukowany przez Hulu serial „The First” od niedawna jest już dostępny w Polsce. Emituje go Canal+, można też go obejrzeć w ramach platformy VoD NC+Go. W momencie oddawania tego tekstu do publikacji, do obejrzenia są już pierwsze dwa odcinki tego sezonu. Pewnie sprawdzicie oba, bo po pierwszym nie będziecie mogli uwierzyć, że tak dobry materiał od tak dobrych filmowców można tak spaprać.

Wierne nauce, wciągające i trzymające w napięciu science-fiction. A więc wszystko to, czym „The First” nie jest.

A szkoda, bo przecież tak nam ten serial jest sprzedawany. „The First” miał w założeniu opowiedzieć fikcyjną – choć realistycznie napisaną – historię pierwszej ludzkiej misji załogowej na Marsa. Nie dajcie się zwieść: twórcy zgniotą wasze marzenia już w pierwszym odcinku. Poniższy akapit zawiera spoilery związane z pilotem serialu, więc zwyczajowo ostrzegam. Powinniście jednak je znać, zanim dacie „The First” szansę na swoim telewizorze.

Głównym bohaterem serialu jest grany przez Seana Penna dowódca misji Tom Hagerty. Odsunięty od załogowej wyprawy na Czerwoną Planetę obserwuje start okrętu kosmicznego z dzielnymi astronautami, mającymi wkrótce postawić swoje stopy na Marsie. Okręt leci, leci, leci, wspina się przez kolejne warstwy ziemskiej atmosfery i… bum. Nie ma. Katastrofa, eksplozja. Po misji, wszyscy zginęli. A ci co pozostali na ziemi – w tym Hagerty – będą musieli uporać się z tą tragedią.

Tak, serio.

No dobrze, to może chociaż jest to świetny dramat obyczajowy?

the first recenzja class="wp-image-230987"

Jak już zdamy sobie sprawę, że kosmosu i science-fiction w „The First” będzie jak na lekarstwo, to możemy albo wściekli porzucić dalsze plany związane z serialem, albo dać mu szansę. Zwłaszcza, że świetny Sean Penn w roli głównej. Twórca „House of Cards” prowadzi ten serial. To przecież może i tak okazać się bardzo dobre.

Niestety. Świetny aktorsko Sean Penn nie ratuje nudnego scenariusza. Jego postać jest Wielce Tragiczna i Bardzo Smutna. Naród ogarnięty jest szlochem, a Hagerty musi jakoś ratować wizerunkowo całą misję. Tak, by przekonać Kongres na ufundowanie kolejnej. Wszyscy po drodze będą płakać. Również i my, widzowie – z frustracji.

Niestety, nawet wątki obyczajowe w „The First” są poprowadzone w sposób płytki i powierzchowny. Twórcy tego serialu są wyraźnie przekonani, że wystarczy kolejne 20 ujęć smutnego Hagerty’ego na jakimś atrakcyjnym wizualnie tle (oczywiście przy spowolnionym ruchu kamery) i deklamowanie pretensjonalnych monologów o sensie życia, roli człowieka w kosmosie i innych takich, byśmy uznali, że to strasznie głęboka produkcja.

Tak niestety nie jest.

REKLAMA

The First ma w sobie bardzo niewiele science-fiction – zarówno od tej naukowej strony, jak i tej bardziej fantastycznej. Jego warstwa obyczajowa jest płytka, nużąca i dołująca. Wizualnie nie wyróżnia się w zasadzie niczym. Aktorsko stoi na bardzo przyzwoitym poziomie, ale to właściwie jedyna zaleta tej produkcji, jaką jestem w stanie wam przedstawić. „The First” jest pretensjonalny, płytki i nudny.

Jeżeli spodziewaliście się serialowej wersji „Marsjanina”, to tu tego nie znajdziecie. „The First” znacznie bliżej jest do świetnej produkcji HBO, jaką jest „Pozostawieni”. Tyle że tamten serial mogę wam z przyjemnością polecić – chociażby na dowód tego, że to nie brak Marsa w Marsie mi przeszkadza w „The First”. Bardzo mi przykro, ale pan Willimon zapewnił nam coś jeszcze gorszego niż finałowy sezon „House of Cards”. Absolutną stratę czasu.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA