REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

Po obejrzeniu 1983 od Netfliksa cieszę się, że serial Wiedźmin nie powstaje w Polsce

1983 to festiwal rozczarowań. Netflix tym razem nie dowiózł nam dobrego serialu. Mam poczucie, że może to dobrze się stało, że Wiedźmina od początku do końca będą robić Amerykanie.

06.12.2018
17:40
wiedzmin amerykanski 1983
REKLAMA
REKLAMA

W tym miejscu powinno pojawić się wiadro cierpkich słów pod adresem 1983. Ale o tym serialu w ramach Spider’s Web Rozrywka napisaliśmy już dość. Jest jednak temat, który nie został - jak mi się zdaje – do końca wypowiedziany. Chodzi o problem nie z samym serialem, a podejściem do niego.

Kiedy pojawiła się informacja o tym, że Wiedźmin zostanie zrealizowany przez Netfliksa, to z jednej strony bardzo się ucieszyłem, bo książkowy cykl to moim zdaniem jedna z najnowocześniejszych polskich powieści popularnych, a z drugiej poczułem ukłucie żalu. Przypominam, że początkowo mówiono o tym, że Tomasz Bagiński nakręci film pełnometrażowy i wydawało mi się, że to trochę szkoda, żeby tak wielką i ważną polską markę realizowała zagraniczna korporacja. Zwłaszcza że były to już czasy, gdy sukces gry o anachronicznym zabójcy potworów, przetarł szlaki dla marki. Mogliśmy wierzyć, że jest nas stać na globalny, porządny produkt.

I wtedy wchodzi Netflix.

Netflix, który ciągle robi seriale wysokiej jakości, jego kolejne produkcje oryginalne zaskakują, ale raczej pozytywnie. Nie potrafię uchwycić, kiedy zostało postanowione, że Wiedźmin będzie realizowany w większości przez amerykańską ekipę. Kiedy jednak patrzę na to z dzisiejszej perspektywy, to mam poczucie, że chyba dobrze się stało.

Jeśli podejście do ekranizacji prozy Andrzeja Sapkowskiego miałoby być takie, jak do serialu 1983, to spektakularna katastrofa jest więcej niż pewna. Spójrzcie, jak to wygląda. Amerykański scenarzysta, Joshua Long, bierze na warsztat polską historię, przepuszcza ją przez swój filtr. Potem przechodzi ona przez polskich aktorów grających jego bohaterów. Po drodze okazuje się, że coś nie gra, trzeszczy, że ta cała historia zapowiada się dobrze, ale jakoś średnio współgra z językiem polskim. Do tego ma się wrażenie, jakby ta fantazja na temat mocarstwowości była zlepkiem stereotypów zbudowanych nie z bycia jakąś, ale z bycia jakoś postrzeganą. To oczywiście kwestia perspektywy, jaką obrał scenarzysta, ale akurat w dziele, które bawi się polską historią, widać te problemy doskonale.

1983 ma też spory problem z rozmachem.

Przypomina bowiem amerykańskie filmy szpiegowskie, wyciągając na pierwszy plan kwestie arsenału atomowego, przywołuje klimat zimnej wojny, która z naszej perspektywy wyglądała jednak inaczej niż z perspektywy amerykańskiej. A te silne wątki regionalne zostają przepuszczone przez filtr, który ma ułatwić zrozumienie ich przez zachodniego widza. I chociaż nie jest ich dużo, to ma rację Agnieszka Holland, że „zachodnie krytyki są zajebiste”. I to najlepiej świadczy o tym, że coś, co dla nas brzmi fałszywie, może być całkiem niezłą - bo spłaszczoną - melodią dla zachodniego widza.

A teraz pomyślcie, że to samo dzieje się z Wiedźminem.

Wyobraźcie sobie, że z jednej strony robią go Polacy, ale z założeniem, że nie robią go samodzielnie, jak na przykład Niemcy swoje Dark. Z drugiej strony zaś pojawia się zewnętrzny showrunner, który interpretuje go na własny sposób. Następnie musi wtłoczyć w te ramy aktorów, bohaterów i wymóc na nich to, żeby opowieść o Geralcie z Rivii była zrobiona po amerykańsku. Wiem, że operowanie na takich uproszczeniach do niczego nie prowadzi, ale z drugiej strony oglądając 1983, miałem wrażenie, że to amerykański serial o szpiegach, w którym wystąpili polscy aktorzy. Jestem w stanie sobie ten scenariusz wyobrazić w przypadku Wiedźmina.

Na tym etapie prac nad serialem The Witcher jestem (chyba) dobrej myśli.

O swoich wątpliwościach pisałem już wielokrotnie. Teraz jednak mam poczucie, że i tak jest lepiej, niż mogłoby być. Bo jeśli dostaniemy amerykańską produkcję, skrojoną dla międzynarodowego widza, to przynajmniej będziemy mogli przypuszczać, że ta będzie zrozumiała. A przede wszystkim bardziej spójna, nawet jeśli Netflix zdecyduje się ją drastycznie uprościć.

 class="wp-image-207239"

Ponadto myślę, że jeśli Wiedźmin okaże się nieudany, czy też nie spełni naszych oczekiwań, to przyjemniej cięgi zbierze konkretna ekipa, która w możliwych kolejnych sezonach będzie mogła je poprawić. Sądzę, że w przypadku 1983 będzie to co najmniej trudne.

A już zupełnie obok tego wydaje się, że Lauren S. Hissrich jest wyjątkowo doświadczoną scenarzystką w porównaniu do showrunnera 1983.

A to nie jest bez znaczenia, bo chociaż twórczyni nie ma na koncie bardzo udanych produkcji, to pracowała przy naprawdę znanych i złożonych tytułach. Wystarczy wymienić The Defenders. Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, że Hissrich, patrząc na jej dotychczasowe kontakty z fanami, nie wygląda na osobę, która mogłaby obrażać widzów za to, że nie podoba im się serial. Mam też z resztą poczucie, że zarówno ona, jak i Tomasz Bagiński już na tym etapie prowadzą niezłą komunikację z publicznością, chociaż dopiero chwilę temu padł pierwszy klaps, a z kolei o 1983 przez długi czas było... cicho.

REKLAMA

Kilka miesięcy temu Joanna pisała, że Polacy bardziej czekają na Wiedźmina niż na 1983. Bo postać wykreowana przez Sapkowskiego jest bardziej nasza. To prawda, Wiedźmin będzie nasz, nawet jeśli Netflix przejedzie przez niego walcem i zostawi tylko najważniejsze elementy tego świata i zinterpretuje na swój sposób.

Lepsze to, niż ten bałagan, który dostaliśmy kilka dni temu.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA