REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

Bez nich nie oglądalibyście Breaking Bad czy House of Cards. Seriale, które wpłynęły na telewizyjną rewolucję

Gdy myślimy o współczesnych serialach, takich jak "Breaking Bad", "The Wire", czy "Mindhunter" często zapominamy o tym, skąd one się wzięły. Które produkcje utorowały im drogę, dając początek serialowej rewolucji? Postanowiłem więc przyjrzeć się produkcjom telewizyjnym, bez których nie nastałaby obecna złota era telewizji.

18.11.2018
12:00
najlepsze seriale
REKLAMA
REKLAMA

Produkcje, bez których nie powstałyby najlepsze seriale:

Posterunek przy Hill Street

"Posterunek przy Hill Street" był tak naprawdę pierwszym zwiastunem przemiany telewizyjnego medium. Do tego mającym miejsce jeszcze na samym początku lat 80. Serial ten jako pierwszy mieszał ze sobą dramat z elementami komediowymi z taką finezją i dojrzałością. Był prekursorem pokazywania wielowymiarowych, realnych postaci w formacie telewizyjnym. Poruszał naprawdę poważne tematy, nie stroniąc przy tym od wątków rasowych czy związanych z ubóstwem, uzależnieniami bądź życiem na ulicy. Dzięki temu serialowi oglądacie takie produkcje jak "CSI", "The Wire", czy nawet nasze rodzime produkcje kryminalne.

Przystanek Alaska

"Przystanek Alaska" wydaje się na pierwszy rzut oka dość zwyczajną produkcją. Tymczasem wyjątkowość tego serialu znajduje się pod jego zewnętrzną powłoką. "Przystanek..." w dużej mierze opowiadał o zderzeniu cywilizacji. Centralna postać Joela Felischmana to typowy mieszczuch, który trafia do małego miasteczka na krańcu świata. Znajdującego się jeszcze na styku teraźniejszości i odległej przeszłości z przełomu poprzednich wieków. Serialowe miasteczko jest więc po trosze zurbanizowane, ale nadal bardzo dużą rolę odgrywa w nim fauna (nieprzypadkowo w kultowej czołówce pojawia się łoś), a nawet chwilami elementy magiczne. "Przystanek Alaska" w brawurowy, choć daleki od popisówki sposób opowiadał ważne historie, kreował bogate i złożone postaci, pozostając przy tym kojącą, lekką opowieścią, wykorzystującą zarówno elementy dramatu, komedii jak i realizmu magicznego. Dzięki temu też pokazał jak pojemnym medium jest telewizja.

Wydział zabójstw Baltimore

"Wydział zabójstw Baltimore" to bezpośredni protoplasta "The Wire". To pierwszy serial, który w tak odważny i dojrzały sposób łączył wątki kryminalne z psychologicznymi. Podejmował też podobną tematykę co "The Wire", parę motywów było wręcz niemalże identycznych. Wynikało to w dużej mierze z tego, że "Wydział zabójstw Baltimore" oparty był na książce napisanej przez Davida Simona, późniejszego twórcy serialu "The Wire". Pomiędzy tymi dwiema produkcjami widać wiele punktów stycznych, ale też liczne różnice, pokazujące jaką drogę rozwoju przeszły seriale telewizyjne.

"Wydział zabójstw..." był jednak proceduralem. Historia z każdego odcinka była zamkniętą całością, podczas gdy w "The Wire" fabuła rozłożona była na cały sezon, a niektóre wątki ciągnęły się wręcz do samego końca serii. "Wydział zabójstw..." był też dość ugrzeczniony. Z jednej strony zaglądał w mroczne zakamarki przestępczego życia miasta, ale z drugiej unikał naprawdę drastycznych scen, przekleństw i, tam gdzie było to możliwe, starał się nie przekraczać pewnych granic. Trudno jednak nie zauważyć i nie docenić wpływu jaki "Wydział zabójstw Baltimore" miał na rozwój dojrzałej telewizji.

Z Archiwum X

Z jednej strony "Z Archiwum X" było na dobrą sprawę klasycznym w formie proceduralem i tym samym produktem swoich czasów. Ale, jeszcze w momencie gdy telewizja dopiero powoli wchodziła w okres dojrzewania, produkcja Chrisa Cartera pokazała, że stare schematy można pokazać w zupełnie nowej, świeżej formie. Często znajdując w nich całą masę nowatorskich rozwiązań, zarówno formalnych jak i fabularnych. Wpływ "Z Archiwum X" na współczesne seriale jest wręcz dosłowny. Jednym ze scenarzystów pracujących przy serialu był niejaki Vince Gilligan, który lata później stworzy "Breaking Bad". Z kolei postać Dany Scully stała się protoplastą i punktem odniesienia wszystkich silnych, inteligentnych kobiecych postaci, jakie oglądamy w dzisiejszych serialach.

Batman: The Animated Series

Animowany Batman to tylko pozornie zwykła "bajka" o kultowym superbohaterze DC. Nigdy wcześniej serial animowany nie był tak bardzo świadomy swojej wartości, wysmakowany wizualnie, trafiający w gusta zarówno młodego jak i starszego widza. "Batman: The Animated Series" wyraźnie odwoływał się motywów stylistyki Art-Deco w obrębie animacji.  Było to znakomitą decyzją, która nadała serialowi szlachetności i wyróżniała go z tłumu. Z jednej strony seria odwoływała się do gotyku rodem pierwszych "Batmanów" Tima Burtona, z drugiej do klasycznych animacji z lat 40. i 50. "Batman: The Animated Series" nie uciekał też od poważnych, czasem dość mrocznych treści, czerpiąc garściami z kina i powieści noir, chwilami wręcz trzymając się blisko stylistyki kina grozy.

Twin Peaks

Ten przykład jest wręcz oczywisty, ale nie wypada go pominąć. Produkcja Marka Frosta i Davida Lyncha zrewolucjonizowała telewizję i można śmiało stwierdzić, że gdyby nie "Twin Peaks" cała serialowa rewolucja nie miałaby miejsca na początku XXI wieku. W najlepszym wypadku objawiłaby się wiele lat później. "Twin Peaks" nie tylko dało początek modzie na serie o kryminalnych zagadkach: "Kto zabił?", ale też poszerzyło horyzonty twórców i widzów seriali telewizyjnych. Lynch i Frost udowodnili, że mały ekran także może być miejscem dla artystycznych, onirycznych wizji, znanych z awangardowego teatru bądź niszowego kina. Z kolei formuła rozłożonej na liczne odcinki i sezony opowieści, którą oferuje telewizja daje okazję na zbudowanie wielowątkowej i fascynującej opowieści. Pełnej całej masy różnorodnych postaci i fabularnych zwrotów akcji. I takie też było "Twin Peaks".

The Commish

REKLAMA

"The Commish" to jeden z pierwszych przypadków telewizyjnego komediodramatu, który przyglądał się nie tylko podejmowanym tematom, ale też głównemu bohaterowi i jego codziennemu życiu. Centralna postać serialu, Tony Scala to detektyw nowojorskiej policji, który większość spraw kryminalnych rozwiązywał opierając się nie na wielkim planowaniu czy odwoływaniu się do siły, ale zwracając się w stronę intelektu, kreatywności i poczucia humoru. Nie przeszkadzało to jednak temu by "The Commish" podejmował naprawdę trudne tematy, od nielegalnych imigrantów, rasizmu, homofobii, po korupcję, uzależnienia, wykorzystywanie dzieci i molestowanie seksualne.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA