REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Ten sam temat, podobna data premiery. Przypadek? Nie sądzę

Studia filmowe prowadzą ze sobą całą masę wojenek podjazdowych. Nierzadko miały miejsce sytuacje, w których w jednym roku w kinach pojawiały się filmy na ten sam temat, co trudno nazwać przypadkiem. Tym bardziej, gdy powtarza się wielokrotnie.

15.08.2018
8:51
Jim Carrey Truman Show
REKLAMA
REKLAMA

Obecnie przyglądamy się podobnej sytuacji na rodzimym rynku kinowym, bowiem w odstępie raptem 2 tygodni czekają nas premiery dwóch filmów o Dywizjonie 303. Oto kilka ewidentnych przykładów z historii kina na to, że studia filmowe nieustannie "inspirują" się konkurencją.

Misja na Marsa i Czerwona planeta

misja na marsa czerwona planeta

Dzięki filmom często możemy spojrzeć w przeszłość, niczym do starego dziennika bądź kalendarium, i przyjrzeć się temu, co najbardziej wpływało na masową świadomość w danym okresie. I tak, można dojść do wniosku, że na początku XXI wieku wyobraźnię społeczeństwa zachodu rozpalała wizja podróży na Marsa. Nie może być przypadkiem, że w 2001 roku pojawiły się aż dwa, niemalże takie same pod względem fabuły, filmy na ten temat. Oba z prawie identycznymi plakatami. Oba tak samo przeciętne.

Armageddon i Dzień zagłady

armageddon dzien zaglady

O ile początek XXI wieku nastawiony był na wątek eksploracji kosmosu, tak końcówka XX wieku odznaczała się ewidentnym strachem przed tym, co kosmos kryje w swojej otchłani. Rok 2000 miał przynieść Armageddon, póki co jednak przyniósł go rok 1998, a posłańcem był Michael Bay. Jego kiczowaty, sentymentalny i fatalnie zagrany film stał się jednak wielkim kasowym przebojem. Któż bowiem nie chciałby zobaczyć w kinie historii o tym jak Bruce Willis ratuje świat przed zagrażającą Ziemi asteroidą?

Szkoda tylko, że przez to film na ten sam temat, "Dzień zagłady", trochę lepiej napisany i bliższy naukowym faktom, pozostał w jego cieniu. No, ale taki jest los produkcji, które lądują w kinach w tym samym czasie i opowiadają tę samą historię.

Olimp w ogniu i Świat w płomieniach

olimp w ogniu swiat w plomieniach

To jeden z najgłośniejszych przykładów praktycznie takich samych filmów, które pojawiły się w kinach w odstępie zaledwie kilku miesięcy. Zarówno "Olimp w ogniu" jak i "Świat w płomieniach" (nawet tytuły są podobne) opowiadają o ataku terrorystycznym na Biały Dom. W obu przypadkach prezydent USA musi zostać uratowany, eskortowany i chroniony przez wyszkolonego komandosa. I choć żaden z tych filmów nie jest do końca zły w swoim gatunku, to jednak jeden wystarczyłby w zupełności.

Czerwona linia i Dr Strangelove

Dr strangelove czerwona linia

Nawet największym zdarzają się nieprzewidziane wydarzenia. I tak, w samym sercu lat 60., kiedy to cały zachodni świat drżał w obawie przed wojną nuklearną, dwóch wielkich reżyserów, Sidney Lumet i Stanley Kubrick, nakręciło film o tej samej tematyce, praktycznie równocześnie. "Dr Strangelove" i "Czerwona linia" mierzą się z groźbą międzynarodowego konfliktu i wystrzelenia rakiet w związek Sowiecki.

W tym przypadku oba filmy odróżniają się od siebie na tyle od strony gatunkowej i formalnej, że widz spokojnie może obejrzeć oba i wynieść z nich co innego. "Czerwona linia" to fenomenalnie wyreżyserowany, kameralny dramat psychologiczny. Tymczasem "Dr Strangelove" to czarna komedia i zjadliwa satyra w jednym, równie genialne nakręcona i świetnie zagrana przez Petera Sellersa. Szkoda jedynie, że moim zdaniem lepszy film Lumeta pozostał w cieniu Kubricka i do dziś niewielu ludzi go zna.

Capote i Bez skrupułów

capote infamous

Dwa filmy o Trumanie Capote, które miały premierę w odstępie paru miesięcy to nie może być przypadek. W dodatku oba opowiadają o tym samym rozdziale z życia Capote, czyli o procesie powstawania książki "Z zimną krwią". Wielkim przegranym tego starcia był oczywiście "Bez skrupułów". Choć to dobry i wciągający film, to jednak "Capote", głównie dzięki dobremu scenariuszowi i genialnej roli Philipa Seymoura Hoffmana, zapisał się w masowej świadomości i przykrył cieniem konkurenta. Kolejny dowód na to, że czasem może lepiej odpuścić?

Prestiż i Iluzjonista

prestiz iluzjonista

Absolutnie przyjmuję do wiadomości, fakt, że ze sporą ilością pozycji w tym zestawieniu można dyskutować i tłumaczyć zwykłym przypadkiem. Natomiast nikt nie przekona mnie, że dwa filmy na tak charakterystyczny i wcześniej niezbyt ograny temat jak świat magików i iluzjonistów, które pojawiły się prawie równocześnie w kinach, był zwykłym zrządzeniem losu.

Jobs i Steve Jobs

jobs steve jobs

W tym przypadku wprawdzie trudno oskarżać kogokolwiek o oszukiwanie, bowiem, po śmierci Steve’a Jobsa wiadomym było, że lada moment zaczną pojawiać się o nim filmy biograficzne. W dodatku "Jobsa" i "Steve’a Jobsa" dzieli kilka lat od premiery. Tym niemniej, podziwiam upór twórców tego drugiego, gdyż siłą rzeczy musieli się liczyć, że nie obejrzą go wielkie masy ludzi. Tym bardziej, że i "Jobs" nie spotkał się z wielką popularnością.

Fighter i Warrior

fighter-warrior

OK, przyznaję, filmy o bokserach nie są niczym na tyle charakterystycznym, by od razu wietrzyć spisek. Ale biorąc pod uwagę fakt, że w ostanich latach nie było ich zbyt wiele, plus "Fighter" oraz "Warrior" (obok podobnych tytułów) opowiadają o walczących na ringu braciach, sprawia, że mam podstawy być trochę podejrzliwym co do intencji producentów.

Czarna Dalia i Hollywoodland

czarna dalia hollywoodland

Z bliżej nieznanych mi przyczyn 2006 rok był momentem nieoczekiwanego (i chwilowego) odrodzenia się czarnych kryminałów. Zarówno "Czarna Dalia" (w reżyserii Briana De Palmy) jak i "Hollywoodland" opowiadają historie oparte na faktach. Oba filmy, utrzymane w identycznej stylistyce, mierzą się z historiami tajemniczych śmierci. W pierwszym przypadku jest to nierozwiązane do dziś morderstwo Elisabeth Short, znanej pośmiertnie jako Czarna Dalia. Drugi film opowiada o zgonie George Reevesa, aktora, który wcielał się w Supermana w latach 50.

Truman Show i Ed Tv

REKLAMA
truman show ed tv

Jestem w stanie przyjąć argumentację, że końcówka XX wieku była idealnym momentem na film o tym, w jakim kierunku rozwijać się będą masowe media, tym bardziej u progu nowej ery telewizji, czyli reality shows. Mimo wszystko jednak uważam, że zaledwie kilkumiesięczny odstęp pomiędzy filmami "Truman Show" i "Ed TV", które opowiadały historię mężczyzny obserwowanego 24 godziny na dobę przez siedzącą przed telewizorami publiczność, trudno uznać za zbieg okoliczności.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA