REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Filmowe sequele i remake'i, które nie powinny powstać

Nie ma nic złego w odświeżaniu znanej i lubianej marki, jeżeli powrót do niej nie jest tylko skokiem na kasę, ale i staranną, z szacunkiem dla fanów przygotowaną produkcją. Niektórym jednak wyraźnie wystarczy prędko chwycić pieniądze i uciec. Oto najgorsze sequele i rebooty ubóstwianych filmów.

10.08.2018
13:33
najgorsze sequele remake'i
REKLAMA
REKLAMA

Czasami remake czy sequel powstaje w wyniku artystycznej potrzeby – chęci opowiedzenia ubóstwianej historii w inny sposób, czy też dopisania do niej ciągu dalszego, lub też może wydarzeń ją poprzedzających. Najczęściej jednak realizowane są w wyniku komercyjnej potrzeby: łatwiej namówić fana do wydania pieniędzy na coś, co już zna i lubi.

W obu podejściach nie ma absolutnie niczego złego – tak, również w tym drugim. Co z tego, że film powstał dla kasy, skoro i tak jest bardzo dobry? Problem w tym, że niektóre wytwórnie czy filmowcy po prostu nie potrafią udźwignąć odpowiedzialności, jaka na nich spoczywa. Powstają filmy, którym do oryginałów jakościowo bardzo daleko. Takie, jak prezentowane poniżej produkcje.

Nie daj się złapać. Top najgorszych sequeli i remake’ów powszechnie uwielbianych filmów.

Planeta Małp

Nie ukrywam, nie jestem fanem Tima Burtona, jego styl artystyczny działa na mnie głównie irytująco. To powinno oznaczać, że jego Planeta Małp – tak wizualnie odmienna od jego typowych produkcji – powinna mi się podobać. Niestety, wyszło źle. Bardzo źle. Sam pomysł nie był zły, a przesłanie burtonowskiej reinterpretacji tego dzieła pozostaje uniwersalnie aktualne. Problemem jest realizacja. Film jest drętwy, nudny, zrealizowany wyraźnie bez pasji. Aktorzy grają, jakby się bardzo spieszyli, by wreszcie mieć wolne. Choć nadal wizualnie się broni, w czym Burton jest akurat dobry. Jednak w zestawieniu z oryginalną serią i nowymi prequelami wypada dość żałośnie.

Robin Hood

Ten film nawet nie był taki zły. Ridley Scott to poniekąd wybitny filmowiec, większość jego produkcji ogląda się bardzo dobrze. Robin Hood byłby znacznie lepszy, gdyby nosił zupełnie inny tytuł. Scott postawił bowiem na widowiskowość filmu, co wyszło mu… źle. Oglądając ten obraz w kinie nawet po drugiej godzinie seansu myślałem: no dobra, ale teraz to już się zacznie! No i nie zaczęło się. Jeżeli pamięć mnie nie zawodzi, film Robin Hood Ridleya Scotta to film, w którym tytułowy bohater prawie nie strzela z łuku. To taki Gladiator 2, ale w Sherwood. Czy inne Królestwo niebieskie. Z magią Robina Hooda nie ma nic wspólnego.

Terminator: Genisys

To była zażarta walka pomiędzy wskazanym filmem a Terminatorem 3. Ten drugi miał jednak chociaż bardzo dobre zakończenie. Genisys był głupi, żałosny, ze scenariuszem zupełnie nie trzymającym się kupy i Schwarzeneggerem, który – z braku dobrego reżysera u boku i lepszego pomysłu na swoją postać – nieudolnie próbuje naśladować samego siebie z czasów młodości. Pierwsze dwa filmy Jamesa Camerona były przełomowe. Terminator: Ocalenie był bardzo niedocenioną produkcją. Genisys to potwarz i doskonale rozumiem Camerona, który kręcąc nowego Terminatora nie zamierza zwracać uwagi na fabułę filmów nakręconych bez jego udziału.

Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki

Umieszczam ten film w zestawieniu z wyjątkowo ciężkim sercem. To film Spielberga, mojego mistrza. To film o Indianie Jonesie, jednej z ukochanych moich postaci. Powinno wyjść cudownie. No ale cóż… to prawdopodobnie najgorszy film w całej karierze tego reżysera. Źle zmontowany, bez pomysłu, bez polotu, z nudnymi postaciami i z zakończeniem, po którym nie mogłem się doczekać, by wyjść z kina i szybko zapomnieć o zmarnowanych na bilet pieniądzach. Według mnie dokonało się tu świętokradztwo, które powinno owocować usunięciem tego filmu z wypożyczalni. Nie daj losie ktoś od niego zacznie i pominie genialne pierwsze trzy filmy.

Wszystkie sequele Jurassic Park

Musiałem ten film umieścić obok nieszczęsnego Indiany Jonesa 4, bowiem sequel Jurajskiego parku również pochodzi od Spielberga. Kolejne filmy, na szczęście dla mojego idola, już nie. I… tak na dobrą sprawę to nie są jakieś tragiczne produkcje. Bronią się, jako głupiutkie kino klasy B. Tyle że nawiązują marką do filmu doskonałego. Jurassic Park nie zestarzał się ani trochę – w tym wizualnie – oferując oglądającym go widzom piękną, miejscami przerażającą i wartko prowadzoną przygodę o nauce, dinozaurach i kaprysach natury. Jeżeli ktoś jeszcze nie widział pierwszego filmu, powinien to szybko nadrobić. A oglądając napisy końcowe po epickim zakończeniu z cudowną muzyką Johna Williamsa niech was nawet na chwilę nie kusi sięgnąć po sequele, które nie były w stanie dosięgnąć tak wysoko postawionej poprzeczki. Zróbcie to kiedy indziej, jak będziecie się bardzo, bardzo nudzić.

Wszystkie sequele Transformers

Mówcie co chcecie o Transformerach i Michaelu Bayu, ale reżyser ten z głupawej kreskówki dla małolatów stworzył… no, na pewno nie jakieś przesadnie intelektualne dzieło, ale bardzo fajny, dający wiele radości film akcji. Widowiskowe efekty specjalne, rozsądny scenariusz, dużo polotu i humoru – ciężko zrobić lepiej film o walczących robotach, które zamieniają się w samochody. Niestety, każdy kolejny film stawał się coraz gorszy, w pewnym momencie stając się autoparodią. Trzygodzinne, nudne pokazy doskonałych efektów specjalnych, rynsztokowy i wulgarny dowcip i zupełnie nieciekawa fabuła… pierwszy film to masa frajdy. Kolejne to strata czasu. Na szczęście Bay już porzucił tę markę i oszczędzi nam dalszego cierpienia.

Szklana pułapka 5

Zupełnie nie rozumiem negatywnych ocen Szklanej Pułapki 4.0. Wielki powrót po latach funkcjonariusza McLane’a udał się, moim zdaniem, bardzo dobrze. To dynamiczny film akcji, pełen dobrego humoru, udanych one-linerów i niespodzianek fabularnych, do którego lubię wracać po dziś dzień. I zdecydowanie trzymający się charakteru pierwowzoru. Dlatego też ucieszyłem się na wieść o piątej części, licząc na powtórkę z rozrywki – intrygujący scenariusz, dużo scen akcji i dobre poczucie humoru wydawały mi się gwarantowane. Cóż, wybuchów tu jest sporo. Sensu niewiele. Na dodatek nie da się polubić ani jednej występującej tam postaci. Nudne to i głupie, słusznie zmiażdżone przez krytyków.

Batman i Robin

Ja nie oczekuję poziomu Chrisa Nolana w filmach o superbohaterach, jego trylogia Mrocznego Rycerza to filmy doskonałe w zasadzie pod każdym względem. Ale da się to zrobić inaczej. Można na wesoło, można na luzie, można też tak po prostu wsadzić tam milion efektów specjalnych i szczyptę polotu – serio, wystarczy. Tymczasem wybaczcie, ale nie potrafię znaleźć ani jednej rzeczy, która się twórcom Batmana i Robina udała. Próbowałem usilnie. Może gdybym ten film odświeżył w swojej pamięci, to wypatrzyłbym jakiś fajny szczegół.

Wszystkie sequele Nieśmiertelnego

Gdy moja mama z niepokojem obserwowała, jak uparcie nie chcę wyrosnąć z niezbyt mądrych kreskówek i słuchania New Kids on the Block, poleciła coś zrobić z tym mojemu wujkowi. Ten zabrał mnie na Nieśmiertelnego do kina (wtedy nikt o wiek nie pytał…) i oj, jak bardzo podziałało. Muzyka Queen, epicka opowieść fantasy, z ciekawym zakończeniem i całkiem wzruszającym przesłaniem – nie przesadzę jeśli stwierdzę, że z kina wyszedłem już jako inna osoba. To film niekoniecznie wybitny, ale cieszący się sporym uznaniem u fanów. Nie wiem jednak, kto namówił biednego Seana Connery’ego do wystąpienia w sequelu. Ani kto o zdrowych zmysłach dał pieniądze na kolejne części. 7-latek napisałby lepszy scenariusz. Proszenie o pieniądze za bilet do kina czy wypożyczenie któregokolwiek z sequeli Nieśmiertelnego to objaw absolutnej bezczelności.

Wszystkie sequele Karate Kida

No dobra, formalnie napiszę prawie wszystkie, bo wznowień i duchowych spadkobierców powstało więcej, niż widziałem. Ignorowałem je po części dlatego, że na mnie magia Karate Kida jakoś nigdy nie podziałała – ot, fajny film dla małych i dużych dzieci. Rozumiem jednak co mogło się w nim podobać, wiem też, że cieszy się on ogromną sympatią licznych fanów na całym świecie. Niestety, nie wiedział tego nikt, kto tworzył jego daremne kontynuacje. Czy tak trudno zrozumieć, że trzeba stworzyć w tego typu produkcji fajne postacie, które dzieciaki polubią i pewną magię, która poruszy ich wyobraźnię? Że tu nie chodzi o poślizgnąłem się na skórce od banana, o jejku jak śmiesznie? Wygląda na to, że jednak trudno…

Obcy kontra Predator

Dzień dobry. Tu cyfrowy asystent redaktora Gajewskiego. Ten upiera się, że filmy z serii Obcy kontra Predator trzeba wymazać z pamięci i nie wolno o nich nigdy więcej mówić, a istniejące ich kopie należy wrzucić do płomiennego kotła Góry Przeznaczenia. Jako wzorowy cyfrowy asystent wbrew woli mojego właściciela umieszczam ten film w zestawieniu, by redaktor Gajewski nie miał problemów ze swoim przełożonym. Produkcje te stanowią wzorowy przykład tego jak nie robić filmów, wykorzystując przy tym jedne z najsłynniejszych i najlepiej zaprojektowanych potworów w historii popkultury, gwałcąc swoją głupotą ich mitologię i godność. Ich twórcy nadal żyją na wolności.

Sequele trylogii (!) Piratów z Karaibów

REKLAMA

Piraci z Karaibów byli dla mnie prawdziwym objawieniem. Okazało się, że jak ktoś chce, to można zrobić świetny film przygody jak z dawnych lat, a ludzie tłumnie pojawią się w kinach. Wiem też, że nie wszystkim przypadły do gustu. To jednak zamknięta historia – jej otwarte zakończenie służy głównie pobudzaniu wyobraźni widza. Niestety, chciwa wytwórnia zarobiwszy bimbaliony złotych na poprzednich filmach wyłożyła fortunę na ich kontynuację. Zmieniając w nich wszystko, łącznie z większością obsady, scenarzystą i reżyserem, wyraźnie kierując się badaniami fokusowymi przy pisaniu scenariusza. Wyszło bez polotu i magii pierwowzorów, a za przerobienie wielowymiarowej i arcyciekawej postaci obłąkanego kapitana Sparrowa na filmowego błazna ktoś powinien odbyć karę chłosty.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA