REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Polskiemu rządowi marzy się Władca Pierścieni, więc wreszcie wprowadził ulgi dla filmowców

Polska przez wiele lat była jedynym krajem w regionie, który w żaden sposób nie zachęcał filmowców, by kręcili w obrębie naszego kraju. Przegłosowane właśnie przez rząd ulgi to krok w dobrą stronę. Ale władza nie ma co liczyć na ogromne produkcje spod znaku Władcy Pierścieni czy Gry o tron.

02.08.2018
20:34
polska wladca pierscieni
REKLAMA
REKLAMA

Pod koniec lipca zakończyły się trwające od dwóch lat prace nad ustawą o wspieraniu produkcji audiowizualnych. Najważniejszym elementem tego szeroko zakrojonego projektu jest wprowadzenie możliwości ubiegania się o zwrot do 30 proc. kosztów poniesionych na produkcję filmów w naszym kraju. I to zarówno przez krajowych, jak i zagranicznych filmowców. Roczny budżet dofinansowań został określony na ok. 200 mln zł. Dziesięć procent przeznaczonej kwoty przysługiwać będzie animacjom.

Przez lata Polska była jednym z niewielu europejskich państw, które nie oferowały takiego wsparcia. Była przez to zdecydowanie mniej konkurencyjna od swoich sąsiadów. W Europie wschodniej jako pierwsi na takie rozwiązanie zdecydowali się Węgrzy w 2004 roku. Kilka lat później na podobne przepisy zdecydowali się też Czesi, a ostatnio Rumuni.

Wprowadzone przez Polskę rozwiązania mają nie tylko wesprzeć rodzimych twórców, ale też (a może nawet przede wszystkim) przyciągnąć do naszego kraju większą liczbę zagranicznych filmowców. Przykłady Węgrów i Czechów pokazują, że ulgi dla twórców przyciągają obce produkcje. Nasi południowi sąsiedzi mogą się pochwalić produkcją nowego filmu Taiki Waititiego Jojo Rabbit, zaś w Budapeszcie i okolicach częściowo kręcone będą wkrótce filmy Gemini Man z Willem Smithem czy Radioactive o Marii Skłodowskiej-Curie. Ta ostatnia produkcja powinna palić nas Polaków szczególnym wstydem.

taika waititi jojo rabbit czechy class="wp-image-188839"
Foto. Kimberley French. © 2018 Twentieth Century Fox Film

Ustawa prawdopodobnie sprawi, że filmowcy będą częściej korzystali z polskich lokacji. Szkoda tylko, że naszym władzom to nie wystarcza.

W ostatnich miesiącach nieraz pisaliśmy już o megalomanii, która stale towarzyszy nieudolnym próbom promowania Polski za granicą. Jak choćby o nieprzemyślanych postach według których Batman i Harry Potter mieli mieć polskie korzenie. Przegłosowana przez Parlament ustawa to krok w bardzo dobrą stronę. Oczekiwanie, że wywoła rewolucję na rynku i sprowadzi do Polski warte setki milionów dolarów superprodukcje (jak twierdzą niektórzy przedstawiciele polskich władz) jest jednak daleko oderwane od rzeczywistości.

Polska ulga (do 30 proc.) jest jedną z wyższych w Europie, ale wchodzimy do gry bardzo późno. Konkurencja ma już z dawna opracowane struktury, instytucje i kontakty. Władze zdecydowały się powierzyć rolę dysponenta pieniędzmi Polskiemu Instytutowi Sztuki Filmowej, tak by nie tworzyć od zera nowego ciała. Pełne wykształcenie klarownych i uczciwych standardów zajmie jednak więcej niż kilka miesięcy, a przecież pierwsza pula pieniędzy zostanie rozdysponowana jeszcze w tym roku.

Znacznie większym problemem jest jednak nieumiejętność dostosowania przez polskie władze oczekiwań do rzeczywistości. W ostatnich kilkunastu miesięcy w tle ciągle przewijało się nazwisko Mela Gibsona (ewidentnie z powodu błędnie pojmowanej przez polską stronę bliskości ideologicznej). Jeszcze w zeszłym roku były też plany stworzenia filmu o powstaniu w gettcie warszawskim przez Harveya Weinsteina. Obie opcje szybko upadły – Gibson wrócił do łask, a Weinstein trafił na ławkę oskarżonych.

wladca pierscieni lokacje class="wp-image-188836"

Polskim władzom wciąż marzy się jednak superprodukcja taka jak Władca Pierścieni.

Podczas wizyty w Drugim Programie Polskiego Radia, wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego, Paweł Lewandowski wprost przyznał, że rządowi zależy na tego typu produkcjach:

Podstawowym celem tej ustawy jest przyciągnięcie producentów światowych, by kooperowali z producentami polskimi w produkcji filmów, które będą nagrywane również w Polsce i promowały nasz kraj. Pamiętamy świetną promocję Nowej Zelandii we Władcy Pierścieni. Wszyscy chcielibyśmy, żeby chociaż jeden taki film powstał. Światowa produkcja, która będzie pokazywała najpiękniejsze zakątki Polski.

REKLAMA

To nie jest tak, że New Line Cinema i Peter Jackson wybrali Nową Zelandię, bo akurat przypadkiem trafili palcem na ten a nie inny punkt na mapie. To było miejsce o szczególnej topografii i florze. Planowanie lokacji i załatwienie wszystkich pozwoleń nie było łatwe, gdyż część zdjęć powstawała na terenach parków narodowych. Wszystko to również kosztuje, co pokazuje choćby planowy budżety serialu na bazie twórczości Tolkiena, który produkuje Amazon.

Oderwanie od rzeczywistości i niezmienne przekonanie, że wszyscy będą zachwyceni Polską w równym stopniu co władza, budzi niepokój. Nawet najbardziej urodziwe krajobrazowo i kulturowo zakątki wymagają odpowiedniej promocji. Tymczasem można odnieść wrażenie, że wprowadzona ustawa ma według przedstawicieli Ministerstwa Kultury rozwiązać całą sprawę. I sprowadzić do Polski drugą Grę o tron. Pomarzyć dobra rzecz, ale Polska już przespała wystarczająco dużo czasu. Czas się obudzić i wziąć do roboty.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA