REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Współczesne blockbustery mają mnóstwo irytujących cech. Wszystkie znalazły się w serii Jurassic World

Pod pewnymi względami fani popkultury nie mogą w ostatnich kilkunastu latach narzekać. Uwielbiane przez nich komiksy, animacje i nostalgiczne przeróbki wzięły Hollywood szturmem. Współczesne blockbustery zawierają jednak mnóstwo irytujących cech, które powtarzają się na każdym kroku. Jurassic World: Upadłe królestwo jest symbolicznym potwierdzeniem tych słabości.

13.06.2018
11:50
Najgorsze cechy blockbusterów na przykładzie Jurassic World
REKLAMA
REKLAMA

Uwaga! Tekst zawiera spoilery z Jurassic World: Upadłe królestwo.

Wszystkie hollywoodzkie wytwórnie żerują na tych samych schematach. Najważniejsze to zdobyć współczesnego widza, którego definiują zazwyczaj jako nostalgicznego fana gadżetów, akcji i drogich efektów specjalnych. Nowe blockbustery nie mogą też być za poważne, powinny za to stanowić część większego uniwersum. Oczywiście, jedne wytwórnie robią to lepiej, inne gorzej.

Ktoś mógłby powiedzieć, że w wykorzystywaniu naiwności odbiorców nie ma niczego niewłaściwego. To czysty biznes – liczą się wydane i zarobione pieniądze. A jeśli widzom się coś nie podoba, to nie muszą wybierać się do kina. Rzecz w tym, że tego typu podejście zamyka oczy na trawiące Hollywood problemy.

Nadprodukcja nędznej jakości filmów to jedno, ale zamknięcie się na marki i taśmowe tworzenie kolejnych fatalnych sequeli, wpływa na całą kinematografię.

Weźmy taką serię Jurassic World. Wśród fanów oryginalnych dzieł Crichtona i Spielberga nie było wcale wielkiej potrzeby restartu serii o dinozaurach. Niezbyt udane sequele Jurassic Park potwierdzały tylko, że magia i głębia oryginału uleciały. I nie ma sensu ponownie wracać do tej historii. Wytwórnia Universal w zasadzie zgodziła się z tym opisem sytuacji. I właśnie dlatego postanowiła do historii o parku dinozaurów powrócić. Brzmi bez sensu? Nie, gdy kolejne dwie części Jurassic World są dokonanym bez żenady ściągnięciem fabuły i rozwiązań poprzednich filmów oraz innych blockbusterów.

Problemy Jurassic World można łatwo przedstawić w kilku prostych punktach. Przykładów podobnych praktyk jest mnóstwo. Czasem dotyczą nawet względnie dobrych filmów. Hollywood nie widzi jednak powodu, by z nich rezygnować (choć słabe wyniki spin-offu o Hanie Solo wywołały wśród wielu szefów w Mieście Aniołów popłoch).

Ukryta remake’owość

 class="wp-image-172426"

To żadne odkrycie, że Hollywood kocha nowe wersje tych samych historii. Czym innym jest jednak ogłaszanie chęci zrobienia remake’a, a czym innym oszukiwanie, że tworzy się oryginalną opowieść. Jurassic World dwukrotnie próbowało ukryć swoje fabularne złodziejstwo pod płaszczykiem nowych bohaterów i bombastycznych efektów specjalnych. Pierwsza część to mało ambitna i często bezsensowna blockbusterowa wersja Jurassic Park, Jurassic World: Upadłe królestwo kradnie zaś wątki fabularne z Zaginiony Świat: Jurassic Park oraz... pierwszej części Jurassic World. Twórcy nowego filmu tak bardzo nie mieli pomysłów na własną historię, że w całości wrócili do pomysłu militaryzacji dinozaurów i stworzenia idealnej maszyny do zabijania. Mimo, że fani serii mocno krytykowali je poprzednim razem.

Spoilerowe zwiastuny

 class="wp-image-172429"

Próby ukrycia własnych grzeszków wychodzą twórcom filmu tym gorzej, że nikt nie zadbał o bardziej pomysłowe zwiastuny. Zamiast tego z dwóch zapowiedzi nowego filmu J.A. Bayony można spokojnie ułożyć niemal całą fabułę Jurassic World: Upadłe królestwo. Ten sam problem toczy mnóstwo innych blockbusterów. Na podstawie jednego trailera Spider-Man: Homecoming można było niemal w całości odtworzyć fabułę filmu. Wydaje się, że coś podobnego będzie można powiedzieć o Jak wytresować smoka 3. A przecież sztuka zapowiedzi filmowych to niezwykle ważny element promocyjny. Najlepiej o tym świadczy sukces nowych Avengers - twórcy potrafili pokazać w trailerach skalę filmu bez zdradzania najmocniejszych szczegółów fabuły.

Bezużyteczne cameo

 class="wp-image-172420"

Hollywood uwielbia bezużyteczne cameo – małe rólki, które nic nie wnoszą do całkowitej fabuły, ale mają być sprytnym mrugnięciem do zorientowanych widzów. Przynajmniej w teorii. Znacznie częściej dochodzi do takich sytuacji jak występ dr Iana Malcolma w Jurassic World: Upadłe królestwo. To rola, która trwa łącznie jakieś półtorej minuty i nie ma właściwie nic wspólnego z resztą filmu. Gdyby jej nie było, nowe Jurassic World straciłoby jedyną sensownie wypowiadającą się postać, ale dla samej historii nic by się nie zmieniło. Wielu fanów poczuło się urażonych takim potraktowaniem uwielbianego bohatera. Podobnie było z ostatnimi Pogromcami duchów czy większością cameo w Gwiezdnych wojnach Disneya. Marvel wciąż może myśleć, że cameo Stana Lee jeszcze kogokolwiek bawią, ale czar tego filmowego narzędzia dawno prysł.

Brak jakiegokolwiek zagrożenia

 class="wp-image-172432"

Ogromną siłą oryginalnego Parku Jurajskiego było stałe zagrożenie, któremu podlegali wszyscy bohaterowie. Tego samego nie można powiedzieć o filmie z 2018 roku, ani o większości współczesnych blockbusterów. Coś takiego jak zmiana głównej bohaterki w połowie filmu z Psychozy nie mogłaby mieć dzisiaj miejsca. Aktorzy zostają opłaceni na kilka filmów do przodu. Z góry wiadomo, że pewne postaci muszą przeżyć. Problem w tym, że w takich okolicznościach trudno odczuwać zagrożenie kolejnymi atakami krwiożerczego raptora. Bohaterowie Jurassic World: Upadłe królestwo przetrwają bez skazy wybuch wulkanu, ataki dinozaurów, strzały z broni palnej i walkę z finałowym przeciwnikiem.

Czego tu się bać? Jak ekscytować się walką Ligi Sprawiedliwości, kiedy powrót Supermana jest oczywisty?

REKLAMA

To tylko niektóre z niewiarygodnie złych cech powtarzających się w większości blockbusterów. Można wskazać także na przesadne korzystanie z green boxów, przerysowani nudni antagoniści czy brak sensownego ciągu zdarzeń i jakiegokolwiek realnego efektu na życiu i emocjach bohaterów. Blockbustery sprzedają swoje dramaty bardzo tanio. Nawet najlepsze filmy nie są wolne od wspomnianych problemów. Konflikt z Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów i rzekomo bolesna kontuzja War Machine’a zostają w Avengers: Wojna bez granic rozwiązane w ciągu trzydziestu sekund dialogu.

Na ten moment nie wygląda, by wielkie hollywoodzkie wytwórnie miały cokolwiek zmienić w swoim postępowaniu. Dopóki przyklejenie każdej znanej marki gwarantuje sukces finansowy, dopóty blockbustery będą przypominać Jurassic World: Upadłe królestwo. Zmienić coś w swoim podejściu będą musieli sami widzowie. Powoli zaczynają dostrzegać, że Hollywood żeruje na ich łatwowierności. Od świadomości do aktywnych czynów jest jednak jeszcze daleka droga.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA