Nazywa się Craig. Daniel Craig. I kompletnie nie wie, kiedy sobie odpuścić. Odtwórca roli agenta 007 z kilku ostatnich filmów z serii potwierdził wreszcie oficjalnie, że powróci jako James Bond w 25. filmie o przygodach kultowego szpiega.
Daniel Craig wcielał się w Jamesa Bonda już w czterech filmach: Casino Royale (2006), 007 Quantum of Solace (2008), Skyfall (2012) i Spectre (2015). Po premierze ostatniego z nich zarzekał się, że już nigdy do tej roli nie powróci, ale w ubiegłym roku zaczął zmieniać zdanie.
W ubiegłym roku poznaliśmy datę premiery 25. obrazu z cyklu, a Daniel Craig przeprosił za swoje wcześniejsze wypowiedzi i uznał, że chce Bonda godnie pożegnać. Teraz w rozmowie z AP Entertainment znów potwierdził, że film o roboczym tytule Bond 25 powstanie z jego udziałem.
BOND’S BACK: #DanielCraig confirms next project is #Bond 25 pic.twitter.com/17kYoaFugW
— AP Entertainment (@APEntertainment) April 10, 2018
Daniel Craig nie potwierdził jednak angażu Danny’ego Boyle’a na stanowisko reżysera.
To jest o tyle ciekawe, że sam Danny Boyle potwierdził udział w tym projekcie. I to utwierdza mnie w przekonaniu, że Daniel Craig powinien trzymać się swojej pierwotnej decyzji i do roli Jamesa Bonda już nigdy nie powrócić. Jeśli aktor faktycznie jest zaangażowany w projekt, to przecież powinien dobrze wiedzieć, kto stanie za kamerą.
Oczywiście jest cień szansy, że Daniel Craig odpowiada wymijająco. Może być tak, że pomimo potwierdzenia angażu, Danny Boyle od projektu został po cichu odsunięty. Patrząc jednak na podejście aktora do Bonda po premierze Spectre, skłaniam się jednak ku tezie, że po prostu ma gdzieś tego bohatera, a odgrywanie tej postaci to dla niego tylko kolejna fucha.
W dodatku James Bond to bohater mojego dzieciństwa, a Daniel Craig mi do niego zupełnie nie pasuje.
George Lazenby zaliczył jeden, a Timothy Dalton dwa występy, ale trzej aktorzy wcielali się w tę postać dłużej: Sean Connery, Roger Moore i Pierce Brosnan. Niezależnie od tego, który z nich wcielał się w agenta 007, na ekranie widzieliśmy szarmanckiego gentlemana. Czasem mniej lub bardziej lubującego się w gadżetach, ale gentlemana.
Bond w interpretacji Craiga to wręcz cham i brutal. Jest zupełnie inny w tej roli niż Connery, Moore i Brosnan. Rozumiem, że nie można kręcić 25 filmów na jedno kopyto – nawet Marvel eksperymentuje z bohaterami i motywami – ale nie takiej zmiany oczekiwałem po jednej z moich ulubionych serii filmów, jaką zaserwował nam Martin Campbell w Casino Royale.
Na kolejnego Bonda będę czekał pewnie jeszcze kilka lat.
Pierwszy film o Bondzie, czyli Doktor No trafił na ekrany w 1962 r.. Kolejne pojawiały się średnio co nieco ponad 2 lata. Ostatnio przerwy między kolejnymi filmami są jednak znacznie dłuższe.
Od premiery Spectre mijają w tym roku już 3 lata, ale Bond 25 jest nadal w powijakach. Jak na razie wiemy tylko, kto go nakręci i kto w nim wystąpi, a obraz ma trafić do kin dopiero pod koniec przyszłego roku.
Seria filmów o przygodach agenta Jej Królewskiej Mości z licencją na zabijanie jest jedną z najbardziej kasowych franczyz w Hollywood. Jeśli jednak wytwórnia nie poprawi tempa, 007 spadnie w rankingu. A film Bond 26, w którym – mam nadzieję! – zobaczymy nowego aktora, pojawi się dopiero za pół dekady…
Teksty, które musisz przeczytać:
James Bond nie powróci tak szybko, jak się spodziewaliśmy? Premiera „Nie czas umierać” ma być przesunięta na jesień
Premiera filmu „Nie czas umierać” była przekładana już kilkukrotnie. Coraz więcej wskazuje jednak na to, że wyznaczona na kwiecień 2021 nowa data debiutu również nie będzie tą ostateczną. Ze studia MGM wychodzą nieoficjalne komunikaty wskazujące, że Daniel Craig jako James Bond powróci dopiero jesienią.
Ktoś tu chyba komuś zazdrości.
Przecież to bait.
Niepopularna opinia generatorem odsłon…
A ja bym sie cieszył gdyby nadał był Bondem – akurat z nim filmy o agencie 007 przypadają mi do gustu bardziej niz z innymi aktorami – może dlatego że nigdy fanem Bonda nie byłem a filmy z Craig’em na moje szczęście nie za bardzo są podobne do tych wczesniejszych bondów :-)
taa, najlepiej niech powróci plastikowy kicz z czasów Moora…
W świecie jakim żyjemy to idealny Bond, nie kumam o co chodzi autorowi. Bond ewoluował i tyle :)
Dokładnie! Od superagenta oczekuje się nie tylko charyzmy, przebiegłości i inteligencji, ale i odpowiedniej formy fizycznej, która umożliwia wykonywanie karkołomnych zadań.
Zgadzam się z autorem. Casino było niezłe, ale tylko jako przerywnik, może wstęp. Niestety, kontynuowali wątek wioskowego “mordoklepy”, próbując się nieco ratować ostatnim Spectre.
Nie mam nic do Craiga jako aktora, ale on już w ostatnim Bondzie wyglądał gorzej niż Moore w “Zabójczym widoku”.
Wzięli Lazenby’ego – zły wygląd, nie-Brytyjczyk, złe podejście, wzięli Moore’a – zbyt dowcipny, zbyt niepoważny, wzięli Daltona – zbyt emocjonalny, zbyt brutalny, nie to co Connery, wzięli Brosnana – zbyt “lalusiowaty”, “metroseksualny”. Ludzie zawsze będą narzekać :D
A nowe Bondy i tak się sprzedają :P
No może ktoś tam narzekał, ale mi się wcześniej przed Craigiem nie zdarzyło :-)
a po co ma schodzic? jeden z lepszych odtwórców (nie porównuje do poprzednich, bo czesc z nich byla bardziej komediowa)
z powodu wieku mógłby już sobie odpuścić (ma 50 lat). Bardzo lubię Craiga jako Bonda, ale Skyfall był idealnym filmem, żeby zejść ze sceny
Pełna zgoda. Ale głównie dlatego że Spectre z nim wyszło słabo, chociaż on jest raczej dobry.
Najlepszy Bond. Tylko filmy ma kiepskie.
Zdecydowanie najlepszy Bond. W końcu jest akcja i napięcie w tych filmach. Do tej pory było to strasznie naiwne i sztuczne. To po prostu Bond naszych czasów.
O ile wg mnie sam Craig najlepiej sprawdza się w roli Bonda ze wszystkich dotychczasowych aktorów, o tyle same filmy wychodzą coraz gorsze – nudne, bez polotu, bez jakiegoś pomysłu.
Ale to już wina scenarzystów a nie Craiga. Jego zaś właśnie lubię za to, że jest mniej “disney’owski” od poprzedników (i dostanie, i spuści łomot; widać pokłady gniewu i emocji, a nie cukierkowej herbatki i żigolaka)
“Bond w interpretacji Craiga to wręcz cham i brutal.”
Czyli jak w książce…
W interpretacji Connery’ego też taki święty wcale nie był, wbrew temu co autor twierdzi…
Patrząc na wyniki oglądalności Bondów z Craigiem autor jest na szczęście w mniejszości.
Wiesz, ja do tych wyników oglądalności cegiełkę też dokładam, bo a. mam sentyment do serii b. jestem recenzentem. Wydane pieniądze na bilet nie oznaczają, że nie można mieć krytycznych uwag – ba, trudno je mieć, filmów nie oglądając ;-)
Niech autor nie marudzi, bo będzie miał prawdziwe powodu do narzekania. Już do roli szykują czarnoskórą Azjatkę, lesbijkę po zmianie płci.
Dokładnie. Piękniej bym tego nie ujął. Bond to gentleman, superman który po wybuchu bomby atomowej wychodzi z tego bez szwanku otrzepując kurz z rękawa. A nie prosiak jak Craig z poobijaną mordą. Wszystkie poprzednie Bondy oglądałem jak dało rade w kinie – filmy z Craigiem wtedy jak pojawią się w TV i to jak nic lepszego nie ma.
Świetna wiadomość, bo Craig to mój ulubiony Bond. Na zarzuty autora wpisu wypada odpowiedzieć tak jak współczesny Bond odpowiada na pytanie “shaken or stirred?”
Do I look like I give a damn?
:)
Zmieniają się czasy, zmieniają się też gusta. O ile 30-40 lat temu można było jeszcze strawić wiecznie uśmiechniętego, wypacykowanego modnisia z pomadą na włosach, który bez najmniejszego uszczerbku wychodził z każdej katastrofy i w harlekinowy sposób tulił na koniec jakąś słodką idiotkę, tak obecnie takie klimaty mocno haczą o tandetę. Mniej więcej tak samo, jak A-team, Knight Rider czy MacGyver. Rozumiem, że autor preferuje drugą stronę… No ok – każdemu wedle potrzeb. :)
Zgadzam się. Jak uwielbiałem Rogera Moore’a jako człowieka (polecam jego autobiografię, już na pierwszej stronie jest taki mike drop, że boki zrywać), tak nie mogę nie zauważyć, że sceny z ostatnich Bondów z jego udziałem (Octopussy i A view to a kill), w których prawie 60-letni dziadek całuje jakąś młódkę “na wampira”, były już mocno groteskowe. Fakt, że w pierwszych swoich Bondach postawę “jestem królem życia i mam wszystko gdzieś” nosił wyjątkowo dobrze, ale później było tak sobie.
Dla mnie era Moore’a to Bond slapstickowo-autoironiczny. Za to Craig to jest Bond odpowiadający naszym czasom, w XXI w. sprawdza się świetnie i jest moim drugim ulubionym, po Seanie Connerym (na nikim innym garnitur nie leżał tak dobrze i naturalnie).
Najlepszy Bond w historii, oczywiście jak dla mnie
Ja do Bondów z panem Craigiem mam jedno ale ? Nie wiem po co oni zrobili to prawie w takim samym schemacie co filmy o agencie Jason Bourne z Mattem Damonem ? Przecież te sceny akcji w Bondach z Craigiem są skopiowane z tych filmów. Dlatego Bondy z Craigiem mnie nie bawią. No i te zachwyty nad Craigiem który gra Bonda są przesadzone.